14 grudnia 2013

Zakładniczka: Rozdział 1. Początek.

Siedziałam przytulona do chłopaka, którego kochałam, a przynajmniej wydawało mi się, że to jest miłość. Liczyłam ilość jego oddechów, od kiedy tak siedzieliśmy, i doliczyłam się ich już trzydziestu. Nieśmiało położyłam dłoń na jego pierś i poczułam bicie jego serca. Było szybkie i mocno wyczuwalne.
- Bardzo cię lubię – powiedział szeptem. Wziął kosmyk moich ciemnobrązowych włosów i trzymał je przy swoim nosie, wdychając zapach nowego szamponu. - Podobają mi się twoje włosy, Kat. I to, jak milczysz i słuchasz, a nie gadasz i gadasz. Zwróciłam głowę do jego twarzy i posłałam mu najszczerszy uśmiech.
- Dlatego Anastazja i Klaudia zaczynają się mną nudzić? Też cię lubię, Maks. Bo jako jedyny znasz mnie na sto procent. Wiesz, że wystarczy, jak będziesz długo gadał o pogodzie, a ja się uspokoję. Wiesz, że wolę filmy akcji, a nie romanse typu Zmierzch. Wiesz, że gram w Metina i Aiona, atakując najwyższą ilość graczy, jaką potrafię, i nie każesz mi przestać. Dlatego wolę twoje towarzystwo niż towarzystwo tych dziewuch, które żądają ode mnie luzactwo, chamstwo... Co z tego, że kiedyś taka byłam? Teraz nie jestem jak one, te wredne...
- Ale to twoje przyjaciółki! - zaprotestował mój przyjaciel.
- Pal licho takie przyjaciółki – zaśmiałam się. - Musisz się przyzwyczaić do mojej zmienności...
- Kasiu...
- … bo cię kocham i zamierzam spędzać z tobą tyle czasu, ile dam radę – palnęłam, zanim się zorientowałam, co powiedziałam. Zapłonęły mi policzki, ale to nic w porównaniu z burakiem, jakiego puścił Maks.
Odsunęłam się od niego, wstałam i otrzepałam się trawę z ubrania. Spojrzałam na kwiatek, który mi zerwał dziś ów chłopak. To była śliczna stokrotka ożywiona letnim słońcem i niedawnym deszczem.
- Kaśka – wyszeptał Maks. - Nie domyślałem się... Nie wiedziałem...
Milczałam. Bałam się, że jak się odezwę, to powiem coś w stylu : „Och, Maks, jeśli ty nie chcesz być ze mną, to chociaż dalej się przyjaźnijmy”. A tak nie chciałam. Chyba. Sama nie wiedziałam. Marzyłam o nim jako chłopaku, ale nie chciałam tracić jego przyjaźni.
- Zawsze chciałem, byśmy byli razem – powiedział, nie patrząc na mnie w ogóle. Raz po raz próbował podnieść wzrok, ale jakby miał blokadę w oczodole i wzrok padał z powrotem na paznokcie u jego rąk. - A potem ty podeszłaś do mnie i zagadałaś, bo widziałaś, że trzymam w dłoni Grę Endera. Mówiłaś, że byłaś na tym w kinie i czy byś mogła pożyczyć ową książkę ode mnie. A ja się zgodziłem. Chwilę później straciłem nadzieję, że mnie znów zauważysz, ale następnego dnia odeszłaś od koleżanek, które szły do łazienki, i poszłaś do mnie, pytając o moje ulubione książki. I tak, dzień w dzień, chodziłaś do mnie, aż w końcu zapoznałaś mnie z twoimi koleżankami, nazywając mnie swoim przyjacielem. Byłem zachwycony, nawet jeśli nie było szans na żaden romans. Ale jeśli ty... Jeśli mnie kochasz... To jakby spełniły się moje wszelkie marzenia.
Zamrugałam zaszokowana jego zwierzeniem. Przycupnęłam przy nim, a potem rzuciłam się w jego ramiona, szczęśliwa. Upadliśmy razem na miękką trawę za jego domem. Pocałowałam go, a on odwzajemnił pocałunek nieco niezgrabnie.
- Co? Boisz się, że twoja mama nas widzi? - zażartowałam, gdy się od siebie odsunęliśmy. - Czy może dla ciebie to za szybko...?
On pokręcił głową w milczeniu i parsknął śmiechem. Następnie wstał i podał mi swoją dłoń. Zrobiłam minę niezadowolonego dziecka. Za grosz romantyzmu w tym chudym cielsku.
- Zaraz jadę na lekcję gry na pianinie, ale w piątek wieczorem u mnie zrobimy maraton naszych ulubionych filmów, co?
Zgodziłam się. Chwilę potem pożegnaliśmy się i każdy z nas skierował się ku swoich domów, gdyż byliśmy swoimi sąsiadami. Zdziwiłam się, że dopiero od niedawna się z nim przyjaźnię, że nigdy go nie zauważałam, choć mieszkał tu od urodzenia tak samo jak ja.
Przeskoczyłam przez niski płot i przeszłam przez tylne drzwi prosto do kuchni. Byłam w takiej euforii, że natychmiast dorwałam się do telefonu i wykręciłam numer Anastazji. Zrobiłam to jak w tych starych amerykańskich filmach, kiedy to bohaterki filmu chciały o czymś radosnym powiadomić przyjaciółki. Dziewczyna odebrała po jednym sygnale.
- Anastazja przy telefonie – doszedł do mnie znużony głos.
- Ana, kochana! - zaśmiałam się. Mimo ostatniego ochłodzenia naszych stosunków zachowywałam się jak gdyby nigdy nic. Zauważyłam, jak bardzo brakowało mi przyjaciółki. Odezwały się wyrzuty sumienia, kiedy przypomniało mi się, jak ją traktowałam i obgadywałam.
- Nie uwierzysz, co się stało.
- Mówże, kobieto.
- Maks i ja chyba ze sobą chodzimy – poinformowałam ją mniej radośnie, bo zrozumiałam, że Ana ma do mnie urazę. Przez cały tydzień próbowałam unikać dziewczyn i chyba one to zauważyły. A do tego słowa, które wyszły z moich ust, jakoś mnie nie uradowały.
- To wspaniale! To dlatego byłaś dla nas taka oschła? Bo martwiłaś się Mak-siusiem? Nigdy cię nie zrozumiem - zachichotała. - Planowałam z Klaudią wypad do klubu. Chcesz iść z nami? Dziś wieczorem.
Spojrzałam na zegar, który wskazywał szesnastą, a potem na kalendarz. Dwudziesty lipiec, niedziela. Rodziców nie było w domu, gdyż pojechali do dziadków, a siostra pojechała na tydzień do Grecji.
- Jasne. Spotkamy się u ciebie? - spytałam, a ona od razu powiedziała o której godzinie. - To do zobaczenia, pa!
Odsunęłam się od telefonu, jeszcze bardziej zadowolona. Zyskałam chłopaka oraz moja przyjaźń zmartwychwstała. Może to, co kiedyś między nami było, powróci? Nie chciałam nie znosić moich przyjaciółek. Kiedyś byłam jak one i były dla mnie idealne. Maks zmienił mnie nieodwracalnie, ale jednak nie miałam mu tego za złe.
Sprawdziłam w telefonie, na kiedy przypada pełnia księżyca. Odetchnęłam, kiedy okazało się, że miałam jeszcze czas. Włączyłam telewizor i usiadłam wygodnie na fotelu. W domu było bardzo jasno z powodu szklanych drzwi i wielkich okien. Zerknęłam na starą mahoniową komodę, na której znajdowały się stare rodzinne zdjęcia z wakacji. Uśmiechnęłam się na widok szczerbatego grymasu młodszej mnie.
Zwróciłam głowę ku ekranowi, a następnie włączyłam film Most do Terabithii z dysku. Zachwyciłam się na widok o parę lat młodszego Josha Hutchersona. Był wtedy taki słodki. Zdrzemnęłam się między sceną w kościele, a śmiercią przyjaciółki, Leslie. Kiedy się ocknęłam, była już osiemnasta.
Zostało mi tyle czasu, a nie miałam już ochoty oglądać filmu. Nie chciałam też widzieć Maksa. Nie wiedziałam czemu, ale to prawda. Może chciałam ochłonąć. Może... Zresztą, nieważne.
Wróciłam do kuchni i wzięłam najdorodniejsze truskawki z lodówki, a także do mniejszej miski nasypałam trochę cukru. Szybko pobiegłam do górę, do mojego pokoju. Owoce położyłam na biurku, a ze skrytki za łóżkiem wyjęłam notes, który leżał na stosie starszych, zużytych notesów. Z piórnika na biurku wzięłam moje ulubione pióro, które używałam jedynie do pisania najskrytszych myśli. Wzięłam także dwie miski z owocami i cukrem.
Usiadłam na szerokim parapecie urządzonym tak, by móc na nim swobodnie siedzieć czy spać. Z truskawkami po prawej, na niskim stoliku, i z piórem w ręku byłam gotowa.
Kochany pamiętniku,
minęło sporo czasu, od kiedy do Ciebie ostatni raz napisałam. Zmieniłam się, mój drogi. Już nie jestem tą wiecznie zakochaną w przystojniakach z ekranu dziewczyną, ani udawaną siostrą Maksa.
Kocham Maksa, to fakt, ale nie wiem już jak go kocham. Bałam się, że go wystraszę wyznaniem, ale on mnie kocha tak samo. Radowałam się. Całowałam go. Tylko ja nie chcę być z nim. Nie chcę go całować.
Oderwałam pióro od kartki i wpatrzyłam się w swoje słowa wyryte w pamiętniku, jakbym widziała ducha. Ale zrozumiałam, że to czuję. Że nie jestem gotowa, choćbym mogła kochać go latami. Parę godzin temu radowałam się pocałunkiem, tym, że jest szansa na związek, ale teraz się tego przeraźliwie bałam.
Wiem, że mi inaczej nie pomożesz, tylko mnie wysłuchasz... Ale jakbym chciała, żeby z Ciebie wyszedł człowiek, który zna mnie najlepiej, który powiedziałby, czego naprawdę chcę. Moje niezdecydowanie niszczy mnie od środka. Wyżera to, co jest dobre, co mnie uszczęśliwia.
Pamiętniku! Nie ignoruj mnie, błagam! Nie milcz, lecz mów! Och, jakżebym chciała, żebyś był gadatliwym chłopcem, który przewyższa mnie mądrością i dojrzałością. Który byłby mym niewidzialnym doradcą.
Dobrze, jak słuchasz, to nie będę narzekać dalej. Dziś jadę do Any, a potem pojedziemy do klubu. Nie wiem, o jaki klub jej chodzi, ale nie mam dobrych przeczuć. Przez chwilę byłam starą sobą, która bez trosk lubiła się bawić. Bez trosk pocałowałam przyjaciela, bez trosk zgodziłam się na wygłupy, nie myśląc o konsekwencjach obu zdarzeń. Mogłam stracić przyjaciela i mogło mi się coś stać.
Znaczy... Mogę i może. Bo nie odwrócę niczego, będę z nim i pójdę do Anastazji. Wezmę Cię ze sobą. Zobaczysz wszystko, a jak zechcesz więcej szczegółów – opiszę Ci je natychmiastowo. A teraz żegnaj. Do... usłyszenia, zobaczenia? Może do napisania?
Uśmiechnęłam się, widząc, że nie straciłam poczucia humoru.
Przycisnęłam notes do piersi, czując łzę płynącą mi po policzku. Przygryzłam wargę, hamując atak histerii. Tęskniłam za przeszłością, za tym, jak byłam normalna - chamska i wredna dla innych, najpiękniejsza z najpiękniejszych – za tym, jak nie nęciły mnie nocne koszmary i – w czasie pełni – dziwne utraty świadomości.
Siedziałam tak, zajadając truskawki z cukrem, do dwudziestej. Potem niepewnie wstałam, wyprostowałam się i skierowałam do łazienki. W pięć sekund umalowałam się i odświeżyłam. Był to delikatny makijaż.
Następnie ubrałam się w czarną, lśniącą spódniczkę o idealnych wymiarach. Ni to na imprezę, ni to na pogrzeb. Z bluzką był problem. Stałam przed wielkim lustrem w staniku i w spódniczce, zastanawiając się, czy Klaudia będzie mieć mi za złe, że pójdę bez bluzki.
Zachichotałam na myśl, jaką może mieć minę. Wzięłam niebieską bluzkę w stylu vintage z wiązaniem u szyi.
Chwyciłam się za włosy, myśląc o jakieś fryzurze, ale po chwili puściłam je wolno i z połyskującym uśmiechem skierowałam się do drzwi. Nie zorientowałam się, kiedy znalazłam się pod domem Any. Zapukałam do drzwi w dawno ustalonym rytmie. Uśmiechnęłam się na powódź wspomnień.
Młodsza o dziesięć lat ja z przyjaciółką. Obie z długimi, ślicznymi włosami. Widziałam siebie, jak wirowałam z Aną, a potem padałyśmy na polanę przy lesie. Chichotałyśmy szczęśliwe, że mamy siebie. A potem krzyk mamy i jej purpurowa z gniewu twarz. Wróciła rzeczywistość. Drzwi otwarła mi Klaudia z niezadowoloną miną.
- Wróciłaś do jej łask – powiedziała z pogardą. Potem uśmiechnęła się trochę przekonująco. - Wchodź, wchodź. Znasz to miejsce lepiej ode mnie.
Miała rację, bo z Aną poznałyśmy Klaudię dopiero dwa lata temu. Ona wkupiła się w nasze łaski i jakimś cudem się z nami zaprzyjaźniła. Ale czułam, że mnie nie lubi. Obcas stuknął o wypolerowaną podłogę. Dom czarnowłosej dziewczyny należał do jednych z najbardziej bogatych will i był najpiękniejszy w całym rejonie. Wielki, z marmurowymi, podświetlanymi kolumnami przy drzwiach frontowych, a sam ogród był miejscem pracy dziesięciu najlepszych ogrodników w województwie.
- Hej – zawołałam na widok olśniewającej Any. Dziewczyna zapiszczała na mój widok i wzięła mnie w objęcia.
- Tęskniłam za tobą tak bardzo!
- Oj, udusisz mnie.
- No więc opowiadaj, co z Maksem – Potem skierowała wzrok na Klaudię. - Kat kręci z Maksem.
- Fuj, to prawie kazirodztwo – mlasnęła. - A poza tym Maks to istny idiota.
Moja przyjaciółka posłała dziewczynie niemiłe spojrzenie. Wyglądała słodko dziecinnie przy mnie i Klaudii, gdyż była bardzo niska i wyglądała nieco dziecinnie z loczkami. Ale nie była słodka ani dziecinna. Czasem bali się jej nawet nauczyciele, kiedy wpadała w irytację, jak z niej kpiono.
Ale Klaudia to zignorowała.
- Czyli w sumie żadna interesująca wiadomość. Maks to nie jest typ faceta, który mnie intryguje. Więc nie obawiaj się, że ci go poderwę.
Westchnęłam.
- Klaudia, daj spokój.
- To, że tak łatwo wkraczasz do naszej paczki, to z winy Any, która ma głupie sentymenty - syknęła cicho, kiedy Ana zniknęła w łazience. - Przez ciebie ludzie się od nas odwrócili, bo nie wiedzieli, gdzie więcej zyskają. Czy z tobą, czy ze mną. Bo ty z dnia na dzień siadasz z idiotami, a elitę odstawiasz na bok. Nie będę ci wybaczać.
Otworzyłam szeroko usta w niemiłym zdziwieniu. To ja z Anastazją pracowałyśmy, by uzbierać najciekawsze osoby do najlepszej grupki szkolnej. Klaudia ot tak zjawiła się tam, bo flirtowała z Marcinem. A ten idiota wprosił ją bez mojej zgody. Poczułam się wtedy upokorzona.
- Ty... - zaczęłam nienawistnym głosem, wskazując na nią palcem, ale szybko zrobiłam pozę luzary, kiedy moja przyjaciółka wróciła.
Ana pobiegła i objęła nas ramionami.
- Och, jak dobrze widać, że się pogodziłyście. Przyszykujmy się, co? Musimy onieśmielać każdego w tym klubie. Jedziemy do Czarnej Pantery. Jest modna i droga, ale mam wejściówki. Mój brat flirtował z barmanką.
- Łukasz? - spytałam z znaczącym uśmiechem.
- O co chodzi? - zirytowała się Klaudia.
- Kat kręciła z moim bratem, kiedy był "bad boyem". Wszystkie panny na niego leciały. A co Kat zrobiła? Zmieniła go na lepsze i rzuciła. Był zły na nią, ale chyba mu już przeszło.
Mina Klaudii się zmieniła. Wyrażała gniew. No tak. Od roku kochała się w chłopaku, a teraz wiedza, że pierwsza go miałam i nawet go rzuciłam, nie była przyjemną niespodzianką.
Przestąpiła z nogi na nogę, a potem poszła do łazienki, by się pomalować. Choć już błyszczała i zapewne zwróciłaby uwagę każdego na parkiecie. I chłopaka, i dziewczyny.
- Przepraszam - szepnęłam do Any. Spojrzała na mnie z zdziwieniem. - Odwróciłam się od was i wszystko popsułam.
Zależało mi na przyjaźni Any, choć czasem chciałabym jej nie znać, tak jak to było przy spotkaniu z Maksem. Czułam, że przy nim jestem inna, grzeczna i miła, a przy Anie wraca moja dawna postać. Powoli, ale wraca.
- Czułam, że mam was dość, ale teraz wiem, że to Klaudię nie znosiłam. A wtedy przy Maksie czułam, że go kocham, a teraz czuję coś innego...
- Rozumiem - powiedziała krótko moja przyjaciółka.
- Rozumiesz? - zgłupiałam.
- Tak. Jesteś najbardziej niezdecydowaną i zmienną osobą na świecie. Ale za to cię kocham - Przytuliła mnie. Potem zbliżyła usta do moich uszu. - Potrzebujesz przystojniaka na jedną chwilę. Wtedy zrozumiesz, czy kochasz nudnego Maksa, czy może wolisz przystojniaczków?
Uśmiechnęłam się, zadowolona.
Kiedy Klaudia wróciła, zaproponowała, że zrobi nam wszystkim fryzurę. "Niechcący" ukłuła mnie ostrą końcówką wsuwki w szyję, a po jakimś czasie tą samą wsuwką ukłuła sobie palec, po czym zaczęła ssać krew. Kiedy spojrzałam na nią, a ta nie zdawała sobie z tego sprawy, mogłam widzieć, jaką miała minę. Przerażała mnie jej powaga, jakby ta krew była cenna.

Czarna Pantera to największy i najbardziej rozchwytywany klub w okolicy. Żeby móc się w nim znajdować, trzeba być kimś wysoko usytuowanym, obrzydliwie bogatym lub, najłatwiej i najtaniej, mieć znajomości.
- Lu mówił, że tu jest bardzo bezpiecznie - rzekła Anastazja, widząc moją minę. "Lu" to jeden z wielu przezwisk Łukasza, seksownego, boskiego, cudownego, urokliwego... I tak dalej, brata.
Stałam jeszcze chwilę przed wielkim, czarnym i magicznie oświetlonym budynkiem z wyrytą w marmurze nazwą.
- Sama nie wiem - odezwałam się, czując przybliżającą się "stroskaną Kat". - Ok, wejdę tam, ale na godzinę, może dwie.
- Robisz problemy, Katerino - jęknęła Klaudia i mrugnęła zawadiacko do przystojnego blondyna, który akurat wchodził do klubu, zerkając na nas. Uśmiechnął się, a ja poczułam gęsią skórkę.
- Nie słuchaj jej - szepnęła do mnie moja przyjaciółka.
Wzięłam Nastkę pod ramię, a ona zaś Klaudię i we trzy weszłyśmy do klubu, pokazując ochroniarzowi wejściówki. Minę miał niemrawą, kiedy obok niego przeszłyśmy.
Klub oszałamiał. Światła, sztuczna mgła i ciemne kąciki przyprawiały o dreszcz każdego, kto tu wchodził pierwszy raz. Niektóre obściskujące się pary wydawały się na początku niezbyt romantyczne. Myślałam, że mężczyzna gryzł dziewczynę w szyję, ale po sekundzie zrozumiałam, że po prostu bardzo długo ją całuje, a ona zresztą nie ma nic przeciwko temu. Pokręciłam głową, karcąc się za każdy odcinek Czystej Krwi i Pamiętników Wampirów.
Bar przykuł moją uwagę. Siedział tam ów przystojny mężczyzna, który rozmawiał z czarnoskórą barmanką, popijając szkarłatnego drinka. Towarzysz tej kobiety rozdawał niektórym podobne drinki lub mieszał wódkę z jakimiś sokami.
Na wysokim podium śpiewał nieznany zespół. Gitarzystka miała akurat swoją solówkę. Melodia niezbyt nadawała się na dyskotekę, ale wszyscy wokół tańczyli, jakby zawsze tak się bawili.
Ana zaciągnęła mnie na parkiet i zaczęłam podrygiwać i kręcić się w rytmie. Kopiowałam jej każdy krok, a w uszach szumiało mi od krwi. Nie czułam się swobodnie.
Klaudia stała blisko drzwi klubu, obserwując z uśmiechem przystojniaka z baru. Zacisnęłam usta w wąską linię, ale dalej tańczyłam. Nie zauważyłam do tej pory, żeby on odwrócił się i zrobił przerwę od rozmowy.
Podczas którejś tam z rzędu piosenki jakaś para zderzyła się ze mną i o mało co nie upadłam na posadzkę. Dziewczyna przerażona przepraszała mnie setki razy, a mężczyzna tylko skinął głową.
- Anastazjo - zaśmiałam się, kiedy tamci odeszli. - Chodźmy potowarzyszyć Klaudii, bo chyba przystojniaczek nie raczy na nią spojrzeć.
Przyjaciółka uniosła brew, patrząc na mnie.
- Ja też chcę go poobserwować, nie jesteście same - Puściła do mnie oczko i poszła w kierunku Klaudii. Ja też to zrobiłam, lecz nieco wolniej, by móc spokojnie oglądać mężczyznę.
Kiedy jednak się znalazłam na miejscu, Klaudii już nie było, za to stała tam gniewna dziewczyna z burzą czarnych loczków.
- Poszła do niego, popatrz! - warknęła Ana. Potem zrobiła stęsknioną minę. - Ona nigdy nie poczeka na nas. Zawsze bierze najlepsze partie.
Gdy patrzyłam w stronę Klaudii, poruszającej się niczym kocica, która wypatrzyła swoją zdobycz, zazdrość zżerała mnie od środka.
- Masz rację. Nie podoba mi się Maks jak inni - jęknęłam, widząc, jak Klaudia klepie chłopaka po ramieniu, żeby zwrócić jego uwagę. Chciałam jak najszybciej wyjaśnić sprawę przyjaciółce, jakby od tego zależało, kto zdobędzie tajemniczego przystojniaka. - Ale go i tak kocham i nawet podobał mi się ten pocałunek. A teraz stoję tu zazdrosna o nieznajomego. Nie dojrzałam, jak uważałam.
Chciałam, żeby przyjaciółka mnie jakkolwiek skarciła, obraziła lub pouczyła. Ale ona patrzyła mi przez ramię na akcję, jaką robiła nasza blondyna. Przeczesałam palcami brązowe włosy, czując na sobie wzrok wielu ludzi.
- Ej, patrz! - szturchnęła mnie Ana.
Odwróciłam się i poczerwieniałam. Mężczyzna patrzył na nas swoimi magicznymi oczami. Stałam w miejscu, nie poruszając ani jedną kończyną. Czułam, jak atmosfera robi się gorąca, muzyka cichnie, powietrze napiera na mnie. A wtedy to magiczne połączenie zostało przez niego zerwane. Zerknął na Klaudię i skinieniem poprosił o taniec.
- Patrzył na nas - mówiła Ana, całkiem podniecona. - On na nas patrzył. Szkoda, że z tej odległości nie widać było koloru jego oczu.
- Na początku zdawały się być czarne, ale potem, na pewno, były jasnoniebieskie - odpowiedziałam jej szybko.
- Jak możesz to widzieć? - zapytała mnie. - Jest ciemno, a on siedział tak daleko od nas...
- Czułaś coś, kiedy patrzył? - zignorowałam jej pytanie.
- No jasne. Wprost nietoperze biły się w moim brzuchu, żadne latanie motylków.
Zmarszczyłam brwi.
- Nie czułaś, jakby powietrze próbowało cię udusić, a on jakby to robił celowo?
Pokręciła głową, wypatrując Klaudię. Wykrzyknęła "Oho!" na widok wysokiego chłopaka o ostrych rysach i wilczym spojrzeniu, który stanął przed nami i gestem poprosił Anę o taniec. Ta bez oporów podała mu dłoń. Drgnął, ale minutę później zniknęli w tłumie.
Przez dwie piosenki stałam przy drzwiach, a "stara Kat" oczekiwała na jakiegoś chłopaka, który zostawiłby dziewczynę i poszedł z nią zatańczyć. Mocno wkurzona brakiem zainteresowania wciskałam się przez tłum do centrum imprezy, szukając Klaudii i Pana Tajemniczego.
W ostatniej chwili znalazłam się na miejscu, ale oni już gdzieś wychodzili. Euforia Klaudii tylko jedno znaczyła.
Wyjęłam z torebki telefon i wystukałam do Any i Klaudii wiadomość:
To miejsce jest nudne. Idę pieszo do domu. Nie musicie mnie szukać. Mam nadzieję, że się dobrze bawicie.
Całusy,
Kat
Zerknęłam przez ramię a do moich uszu dobiegł chichot Klaudii. Chyba go sobie wyobraziłam, bo było w tym budynku za głośno.
Wychodząc, szturchnęłam niechcący dziewczynę z przekrwionymi oczami, która sączyła brunatny napój z szklanki z parasolką. Syknęła do mnie niczym rozwścieczone kocię. Minęłam ją bez słowa.

Przytłumione światło dostawało się przez okno do moich niewyspanych oczu. Przewróciłam się na drugi bok i ziewnęłam. Niechętnie wpatrzyłam się w zegar, który leżał na szafce nocnej. Dochodziła dziewiąta.
Telefon, leżący obok zegara, mrugnął i wydał charakterystyczny dźwięk, który oznaczał sms'a Any. Sięgając po ten przedmiot, zrzuciłam lampę i zużyte chusteczki higieniczne. Niechcący, oczywiście.
Pobudka, kochana! Wyszłaś wcześniej z imprezy, a dalej śpisz, co?
Mam nowinę! Klaudia jeszcze nie wróciła do domu. Ciekawe czemu, hm? :D obie wiemy, czemu jej nie ma. Pan Nieznajomy, inaczej zwany Seksownym, pewnie zajmuje jej uwagę.
Obudź się, bo doskwiera mi nuda.
Kisses,
-A
P.S.1 Kocham Słodkie Kłamstewka
P.S.2 Przyjdź do mnie jak najszybciej. Musimy odrobić stracony czas. Lepiej będzie bez Kat.
Uśmiechnęłam się, kiedy otrzymałam ten sms. Tęskniłam za Anastazją jednak bardziej niż za Maksem, który od wczoraj wysłał mi z dziesięć wiadomości, tyle samo dzwonił, a ja ani razu nie odpowiedziałam. Miałam wyrzuty sumienia, ale uciszałam je, patrząc na fotkę mnie, Any, Maćka i Thomasa z Niemiec. Kiedy robiono to zdjęcie, nie znaliśmy Klaudii, byłam sobą i przyjaźń z tamtymi chłopakami była zabawna, dziecinna.
Zeszłam na dół, kompletnie ubrana, i szybko znalazłam się w kuchni. Zjadłam bułkę z szynką i sałatą, popiłam to sokiem grejpfrutowym. Moi rodzice późno w nocy wrócili, skłóceni z moimi dziadkami. Teraz odsypiali zmianę czasową oraz zmęczenie.
Nie zmartwią się, kiedy zniknę bez uprzedzenia. W mojej domowej kartotece były większe wykroczenia typu podkradanie zapasów alkoholu taty lub organizowanie imprezy, myśląc, że rodziców nie będzie. Och, jak mnie i mojej siostrze, Penelopie, się wtedy oberwało!
Drzwi otworzył mi Łukasz, który wyglądał, jakby całą noc nie spał. Miał zmierzwione włosy, lekki zarost i bokserki.
- Otwierasz drzwi tak każdemu? - zapytałam na powitanie. - Musi być ciekawie.
Uśmiechnął się, przyjrzawszy się mnie dokładniej.
- Nic się nie zmieniłaś, Katerino.
Nie czekając na żaden gest, wcisnęłam się do środka. Dom był zawalony plastikowymi kubkami, a gdzieniegdzie leżał ktoś nieprzytomny.
- Mylisz się. Zmieniłam się nie do poznania. Łukaszu, gdzie twoja siostra?
Kiwnął mi na schody i owionął mnis delikatny zapach dezodorantu. Ach, kocham ten zapach.
Machnęłam na niego ręką i skierowałam się na górę. Anastazja miała piękny pokój, ale kochałam swoje lokum, gdzie miałam wszystko, czego pragnęłam.
Dziewczyna leżała na swoim łóżku i przeglądała najnowsze gazety o modzie. Na okładkach mizdrzyły się między innymi Kate Moss, Lucy Hale i Vanessa Hudgens. Ana ubrana była w różową piżamę i miała cieplutkie kapcie na nogach. Była nieumalowana, aczkolwiek emanowała świeżością i atrakcyjnością. Błysnęła uśmiechem, kiedy przyszłam.
- Kristen i Rob żyją teraz w przyjaźni. Ale to udawane, no nie? - zaśmiała się.
- No raczej. A Jen super grała w Igrzyskach Śmierci. Zazdroszczę jej Josha. Kochany jest, prawda?
"Stara Kat" wygrała. Powróciła na tą chwilę i "Nowa Kat", która była nudniejszą wersją mnie, siedziała cicho w ciemnym kącie, obumierając. Nie pozwolę jej wrócić.
Po godzinie albo dwóch włączyłyśmy telewizor. Wyskoczyła zapowiedź dzisiejszych wiadomości.
- Śmierć nastolatki w Czarnej Panterze, popularnym, miejscowym klubie - mówił głos niewidocznego dziennikarza z grubej rury.
Otwarłam usta wystraszona. Nienawidziłam jej, a to wszystko tylko pogarszało. Spojrzałam z lękiem na Anastazję, ale ona bez zmrużenia oka przeglądała czasopisma. Nie słuchała reklamy.
- Ana! - uderzyłam ją w ramię. Łzy spłynęły mi po policzkach. - Musimy dzwonić do państwa Nogackich.

Samochód policyjny przed skromnym domem Nogackich, rodziny Klaudii, pogarszał sytuację. Wtedy wiedziałam, że to naprawdę, naprawdę ona. Załkałam, a Nastka w ogóle nie reagowała na otoczenie. Szła przed siebie, dumnie zacierając nosa.
Uwierzyłabym każdemu, kto by powiedział, że Anastazja to ta Anastazja z rodu Romanowów, o której zrobili film dramatyczny i animowany. Co z tego, że jej matka jest pół Chinką. Co z tego, że tamta Anastazja urodziła się w 1901 roku i naprawdę zmarła 1918 roku, a nie jak inni rozpowiadali, iż przeżyła atak. Szczerze mówiąc, od prawdziwej historii wolę tą przedstawioną dzieciom.
Moja przyjaciółka zerknęła na mnie pocieszająco, a potem twardo na policjanta stojącego przy drzwiach domu Nogackich.
- Jesteśmy... Byłyśmy przyjaciółkami Klaudii. Żądamy jakiegoś kontaktu z jej rodzicami - nakazała jak prawdziwa władczynia. Zniknęła typowa, luzacka Ana, znana wszystkim ze szkoły. Nie wiedziałam, że pod burzą tych loczków i dziecinnej twarzyczki znajduje się tak opanowana osoba. Jeszcze bardziej zapłakałam na wspomnienie tego, jak ją obgadywałam i przez parę sekund nienawidziłam, myśląc, że jest pusta i plastikowa, krótko mówiąc. Zrozumiałam, że ona grała, myśląc tak samo o mnie jak ja o niej.
Policjant wyjął walkman i wyjaśnił sytuację osobie z drugiej słuchawki. Dźwięki wydawane przez urządzenie nie było przyjemne, ale koniec końców jakiś inny policjant wydał rozkaz. Pozwolono nam wejść.
- Pani Nogacka, panie Nogacki! - krzyknęłyśmy, czując się nieswojo w ubogo udekorowanym domu Klaudii. Zawsze się zastanawiałam, skąd ma tyle ciuchów i innych nowych rzeczy, skoro jej rodzina nie wyglądała na dobrze zarabiającą. Nie miałam jednak odwagi spytać.
Rodzice zmarłej nastolatki łkali, siedząc na kanapie w salonie. Policjant bezradnie patrzył na dorosłych, potem gestem poprosił nas o pójście do kuchni.
- Dopiero teraz dowiedzieliśmy się o was - mruknął mężczyzna. - Byłyście tam. Co widziałyście?
- Niewiele widziałam - zadrżałam. - Po godzinie wróciłam sama do domu.
- A ja dwie godziny po niej. Ale razem zdążyłyśmy zobaczyć, jak ten blondyn wyprowadza Klaudię z imprezy.
Policjant notował nasze słowa, ale i tak zaraz dostaniemy nakaz przyjścia na oficjalne przesłuchiwania w komisariacie.
- Jaki blondyn?
- Jeden z uczestników imprezy. Miał na oko ze dwadzieścia parę lat, odznaczał się niezwykłą urodą, a oczy były koloru jasnego błękitu - wysapałam.
- Czyli był ostatnim świadkiem.. - mruknął stróż prawa.
- Co? - Ana prawie krzyknęła. Wytrzeszczyła oczy. - On jest mordercą, nie świadkiem.
Policjant spojrzał na nas znad notesu. Jego mina była bardzo zabawna, gdyby nie była to poważna sprawa.

- Szyję dziewczyny rozszarpano. Człowiek ma na to za tępe zęby. To było zwierzę. Ale, oczywiście, reporterzy zdążyli już zrobić swoje - Mężczyzna schował notes i długopis do kieszeni. Zerknął do tyłu, mówiąc: - Zapraszamy was do szczegółowego przesłuchania w komisariacie. Do widzenia, dziewczyny. Państwu.
-------------------------------------------
Na razie tyle mam. Zaktualizowane: 23.12.2013r.