12 maja 2013

Rozdział 6


Zrobiło się całkiem niezłe zamieszanie wokół mojej osoby. Bella i Natalie biegły, szukając jakichkolwiek wolnych ręczników, bo strasznie krwawiłam, pomimo że nie miałam żadnych ran.
- To niemożliwe – mówił ciągle Kendall, przypatrując się wylewającej krwi z mojego nienaruszonego brzucha.
- Przestań tak się gapić. To mnie krępuje – szepnęłam, czując, jak moje usta stają się suche. - Pauline, pójdziesz mi po wodę?
Dziewczyna skinęła głową i wyszła z łazienki, zostawiając mnie samą z chłopakami, co pojęłam po czasie. Leżałam na zimnej podłodze, pozwalając, żeby blondyn obserwował krew, która brudziła podłogę, choć wszędzie walały się ręczniki.
- Może to nie jej krew? - spytał niewinnie Carlos. - Logan, James. Jesteście specami, więc powiedzcie!
- Czekaj – westchnął Logan i wziął jeden z zakrwawionych ręczników. Przytknął go sobie do sona i po sekundzie go rzucił na podłogę.
- Co? - spytał zdziwiony James. Widać było, że nie tego się spodziewał.
- Fuj, ta krew strasznie cuchnie... Jak... Jak skarpetki Carlosa!
I wszyscy, oprócz mnie, zaśmiali się z porównania Logana.
- Wąchasz moje skarpetki? - Carlos zrobił wielkie oczy i wybuchł śmiechem.
- Masz rację, to twoje bokserki tak śmierdzą. A zostawiasz je wszędzie! W kuchni, w łazience i... W MOIM POKOJU! A, i nie wącham. One tak cuchną, że zabijasz wszystkie muchy w domu – Logan szturchnął Carlosa po przyjacielsku.
Kolejny wybuch śmiechu.
Ja zastanawiałam się nad jego słowami. Krew dla wampirów raczej nie cuchnęła, tylko powinna sprawiać, że ślinka ciekła na sam zapach. Doszłam do wniosku, że to pewnie ręcznik już tak śmierdział.
Kendall zrobił mi jakiś opatrunek z ziół, po które później poszli do lasu jego trzej przyjaciele. Poczułam, że jego czary sprawiły, iż krwawienie ustało, więc wstałam z podłogi i zasłoniłam dłońmi dziurę w sukni, która ukazywała mój brzuch i kolczyk w pępku, uważając, by nie strącić palcem jakiegoś przylepionego do ciała zioła.
- Gdzie się wybierasz? - spytał Kendall, stając w progu drzwi, żebym nie wyszła.
- Do swojego łóżka. Wiesz, łóżka są cieplejsze i wygodniejsze od łazienkowych podłóg. I chyba się przebiorę... Ta sukienka jest do wyrzucenia!
Kendall ustąpił mi, pozwalając wyjść. Gdy przeszłam przez próg, zatrzymałam się, słysząc głosy chłopaków.
- Co zrobiłeś, że nagle to ustało? - spytał James. - Nie wierzę, żebyś miał aż taką moc.
- W tym rzecz, że nic. Te zioła, które przynieśliście, to nie te, które potrzebowałem. A czary, które wypowiadałem, usłyszałem je w dennym serialiku o magii, więc to była całkowita bujda. Więc to nie było nic fizycznego...
- Co to może oznaczać? - spytał Logan, a w jego głosie wyczułam nutkę przerażenia.
- Logan, pomyśl. Lekarze często przypisują pacjentom witaminy, mówiąc, że to są takie a takie leki. Co oznacza, że ktoś siedział w jej głowie i... - Głos Carlosa lekko zadrżał. - W naszych też. Popatrzcie!
Wyjrzałam zza progu drzwi, nie narażając się spotkaniem wzroku jakiegoś chłopaka, bo stali odwróceni do mnie tyłem. Patrzyli na podłogę, na której leżały góry białych ręczników. Białych? Przecież jeszcze chwilę temu były krwistoczerwone!
Zamknęłam oczy, zalewając się łzami. Pobiegłam cicho do pokoju, zdjęłam sukienkę – zobaczyłam i stwierdziłam, że nie było tam plamy krwi – i weszłam do łóżka w samej bieliźnie, zdjąwszy opatrunek z ziół.
Nakryłam się kołdrą aż po czoło i chciałam tak usnąć, ale brakowało mi muzyki, więc szukałam na ślepo telefonu dłońmi po komodzie obok. Nie widziałam, czego dotykałam, więc jedyne, czego byłam pewna to tego, że zrzuciłam z komody coś wielkiego.
W końcu trafiłam dłonią w coś prostokątnego i dość dużego jak na normalny telefon. Tak, to był mój kochany Samsung.
- Hm... As Long As You Love Me - powiedziałam i na ślepo – bo wciąż miałam zakryte oczy, a telefon był ponad kołdrą wraz z moimi rękami – wcisnęłam parę razy w dotykowy ekran. Pech chciał, że włączyła mi się piosenka „Love Me Again” chłopaków, którzy prawdopodobnie wciąż stali w łazience Była też szansa, że oni to słyszeli, więc zaróżowiłam się i zdjęłam kołdrę z twarzy, a potem wybrałam Bel Air Lany Del Rey i włączyłam ją na najwyższą głośność.
Nie wiem, kiedy, jak i w ogóle po co, ale po chwili naparły na mnie myśli:
Ktoś potężny chce nas ostrzec przed swoją wielkością... Chce nam zagrozić... Chce MI zagrozić. Muszę coś zrobić, zanim ktoś niewinny ucierpi. Mimo że znam tych dziwaków parę dni, bardzo ich lubię,a oni sami starali się mi pomóc z krwotokiem. Nie mogę pozwolić na krzywdę nawet tego typka Logana, który irytował mnie luzactwem i drażnił mnie naszym pocałunkiem...
Nie myśl!, skarciłam się w porę.
Słyszałam, jak po korytarzu szła jakaś dziewczyna, a za nią dwie następne. Jednak nie otworzyły się drzwi do mojego pokoju. Czułam, że boją się mnie. Nie wiem, jak to czułam, ale napierały na mnie straszne myśli i w podłym humorze zasnęłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudziłam w takim samym humorze, w jakim zasnęłam. Gdy spojrzałam na ekran telefonu, którego miałam w dłoni, zdziwiłam się na widok godziny dziewiątej. Zdawało mi się, że zasnęłam o dwudziestej, więc bardzo długo spałam, co nie było do mnie podobne.
Dziś miałam wyjść na zakupy z dziewczynami o ósmej. Założę się, że wyszły beze mnie.
Wyskoczyłam spod kołdry, wciąż w bieliźnie, i wyszłam na korytarz. W domu panowała cisza. Większa cisza, niż parę lat temu, gdy dom był pusty przez parę lat. Wzruszyłam ramionami, poszłam – tak, wciąż w bieliźnie – do salonu i włączyłam telewizor. Wpuściłam głośno jakiś program muzyczny i zaczęłam śpiewać wraz z Pink i kolesiem z zespołu Fun. jakąś ich wspólną piosenkę. Żeby było mi cieplej, zaczęłam tańczyć, czekając z nadzieją, że wpuszczą coś ruchliwszego, dyskotekowego. Gdy wpuszczono „Gentleman” od PSY, wyłączyłam kanał i wpuściłam następny, na którym leciało I Knew You Were Trouble. Do tego kawałku wymyśliłam już własny układ, więc tańczyłam tak półnaga w salonie. Wiedziałam, że tu nikt mnie nie ujrzy, a nawet nikt dziś do mnie nie miał przyjeżdżać. Wykluczałam jakąkolwiek niespodziankę ze strony rodziny, bo nie miałam nikogo.
Jesteś tego pewna?, spytał mnie chytry głos w głowie. Zamknęłam oczy i uporczywie tańczyłam w rytm muzyki, żeby zapomnieć o tych samych oczach, włosach, ustach i twarzy, a zupełnie innym charakterze.
Dzwonek do drzwi. Dzięki temu zapomniałam o... Ach!
Idź się ubrać i tej osobie otwórz, wtedy znów zapomnisz, doradził mi mój mózg.
Tak zrobiłam. Żeby było szybciej, włożyłam po prostu szlafrok – mogłabym to wytłumaczyć tym, że idę popływać we własnym basenie – i pobiegłam do drzwi, które trzęsły się od pukania jakiejś osoby.
- Już, już – powiedziałam, otwierając drzwi.
W życiu miałam dwóch facetów. Pierwszy, najcudowniejszy chłopak na świecie, zerwał ze mną, bo szedł do college'u, a ja jeszcze musiałam rok siedzieć w szkole, bo był starszy. Drugi to był niewypał. Niby cudowny chłopak, a jednak w końcu rzucił mnie na podłogę, nazywając szmatą. Zginął, jakby ktoś specjalnie go za to pokarał. Może ten Klaus nie jest zły...
Więc wspomniałam to, bo ujrzałam mojego byłego chłopaka, Masona. Do oczu zaszły mi łzy, bo tak za nim tęskniłam.
- Mason! - krzyknęłam, tuląc się do niego.
- Rose, daj spokój – zaśmiał się chłopak. - Nie jestem wart tego, byś tak za mną tęskniła.
- Jesteś warty więcej – uśmiechnęłam się. - Co cię tu sprowadza?
Mason wyjął z tylnej kieszeni plik kartek. Były to małe, grube karteczki mówiące o...
- Nasz college organizuje festiwal letni? - zdziwiłam się. - Ale jeszcze tam nie uczęszczam.
- Przyjęto cię i twoje przyjaciółki, nie pamiętasz? Więc... To jest festiwal zapoznawczy. Zacznie się za niedługo, a trwa trzy dni. Będą tam wszystkie osoby. Te, które uczęszczają, te, które skończyły naukę, i te, które zaczną się tam uczyć. Z przyjemnością cię zapraszam.
Wzięłam od niego karteczki i przeczytałam, co tam pisało. Impreza odbędzie się 7-9 lipca, czyli za parę dni. Będzie to trwać od rana do wieczora i organizatorzy proponują już zapoznać się z akademikami.
- Och – westchnęłam.
- Coś nie tak? - spytał Mason, przestępując z nogi na nogę. - Chciałem cię zapytać, czy... Czy ty i twoje koleżanki będziecie w akademiku?
- No właśnie nie – zasmuciłam się. - Nasz dom jest całkiem blisko...
- Tak czy siak... Na wszystkie imprezy cię będę zapraszać.
Uśmiechnęłam się do chłopaka.
- To miło.
Stanęłam trochę na palcach, by pocałować go w policzek, gdy usłyszeliśmy chrząknięcie. Odwróciłam się, by spojrzeć do środka domu i ujrzałam Logana luzacko opartego o ścianę. Jedynie twarz nie wyrażała luzu i spokoju.
- W czymś przeszkodziłem? - spytał, parodiując spokój.
- Co cię to obchodzi? - warknęłam.
- Kto to? - spytał Mason, gdy ujrzał, jak wrogo patrzę na Logana.
- Co tu robisz? Myślałam, że dziewczyny cię wywaliły – zignorowałam Masona. Chłopak nie musiał wiedzieć i powinien mi ufać... Jednoroczny związek chyba sprawił, że mi ufał?
- Nie wywaliły mnie. Kazały mi cię pilnować – Logan uśmiechnął się do mnie, a potem zwrócił się do Masona groźnie. - Idź sobie do domku, inaczej ja cię stąd wywalę.
- TO MÓJ DOM! - warknęłam do Logana. - Mason, lepiej idź, bo nie chcesz widzieć, jak ja mu zaraz przyp...
Głośny śmiech Logana zagłuszył moje ostatnie słowo. Mason jednak odszedł, ryjąc wzrokiem w twarz Logana. Poczułam między nich jakąś niechęć, nienawiść.
Zamknęłam drzwi zniechęcona i zmęczona. Spojrzałam z wściekłością na Logana, który patrzył na mój szlafrok.
- Doprawdy, nie możesz ubrać się normalnie, jak na dziewczynę przystało, tylko tańczyć półnago w salonie – po tych słowach, zniknął w kuchni. Ot tak. Po prostu, jakby to codziennie jakiejś dziewczynie tak gadał... Nie wnikam.

03 maja 2013

Rozdział 5


- O co ci chodzi? - warknęła Bella, gdy widziała mnie krzątającą się w kuchni. Wyjęłam wyśmienity sernik z piekarnika i postawiłam obok ciasta z galaretką i delicjami. Wszyscy kochali wypieki mojej mamy, a ja doskonale potrafiłam piec ciasta.
- O nic- mruknęłam, sycząc z bólu, bo poparzyłam sobie palec o krawędź piekarnika.
Zamknęłam piekarnik i podeszłam do zlewu i włożyłam palec w strumień zimnej wody. Odetchnęłam z ulgą.
- Zapraszasz do naszego domu kolesi, których nie znamy, a ty do tego nie znosisz – mruknęła, opierając się o blat. Zrobiłam zaciętą minę, a ona podobną krzyżując ręce.
- Za to ty i Natalie kochacie.
Wyłączyłam lecącą wodę i zaczęłam nakrywać stół w jadalni. Bella podążała za mną, a ja się trochę irytowałam. Nie wiedziałam, czy wytrzymam z nią do ich przyjścia, a pozostało dziesięć minut.
- Podaj mi powód, dla którego ich zaprosiłaś – zażądała Bella.
- Dowiesz się, jak przyjdą – zbyłam ją. - Zrób coś pożytecznego i przypilnuj, żeby dziewczyny się jakoś ubrały. Ty też ubierz coś fajniejszego od tych starych dżinsów.
Bella posłała mi wrogie spojrzenie i poszła na górę do pokoju. Ja najpierw spojrzałam na salon i jadalnię, a gdy uznałam, że jest ok, mogłam z ulgą pójść się przebrać.
Wybrałam białą suknię do kolan i białe balerinki. Szybko rozczesałam włosy i popsikałam się jakimś perfumem, który pierwszy wpadł mi do rąk. Usta pomalowałam bezbarwnym błyszczykiem. Gdy wyciągnęłam rękę po eyerline, usłyszałam dzwonek do drzwi. Pędem pobiegłam do drzwi, zanim dziewczyny wyszły z pokojów. Otwarłam drzwi czterem moim gościom.
- Cześć – przywitał się Carlos, który stał z tyłu.
- Hej – mruknęłam i przeszłam do rzeczy. – One się dziś dowiedzą.
Chłopcy pokiwali głowami i usłyszeliśmy stukot szpilek na schodach. Przygryzłam wargę, bojąc się, że teraz ich poznają. Jak nie chłopaków z klubu, to przecież zespół, który uwielbiamy. A moja reakcja, gdy ich poznałam, nie była taką, jaką zawsze zawsze wyobrażałam. Myślałam, że wskoczę na nich i uduszę uściskiem, a tu co? Zimna rozmowa z nimi i ten mój wewnętrzny spokój.
- Dziewczyny, poznajcie Carlosa, Jamesa, Kendalla i Logana – uśmiechnęłam się w stronę dziewczyn. - Chłopaki, to Bella, Nath i Pauline. Wejdźcie, one was nie ugryzą... Mam nadzieję.
Odsunęłam się trochę od drzwi, żeby mogli przejść. Ostatni wszedł Logan, który puścił do mnie oczko, znowu będąc luzakiem, a nie chłopakiem ze wzrokiem poranionego jelonka, kiedy go pocałowałam.
Bella z Pauline usiadły przy stole, nie racząc gości spojrzeniem, za to Natalie nie mogła oderwać wzroku od Jamesa, a on sam sprawiał wrażenie spokojniejszego niż wczoraj. Jakby był zadowolony z obecności Natalie, która nie mogła się napatrzeć na niego.
Wszyscy usadowili się przy stole, sprawiając wrażenie zdezorientowanych. Dziewczyny nie znały powodu odwiedzin nieznajomych, a chłopcy bali się słów, które zaraz miałam wypowiedzieć.
Jedynie ja stanęłam przy boku stołu, stając pomiędzy chłopakami a dziewczynami.
- Zaprosiłam ich z pewnego powodu – zaczęłam drżącym głosem. - Może wam to się wydawać dziwne i niedorzeczne, ale... Jestem...
Wzięłam głęboki wdech, a potem nerwowo mrugałam powieką. Jedną dłonią spróbowałam to zakryć, ale nie potrafiłam, więc głos wziął James, co mnie zdziwiło, ale i uratowało.
- Dziewczyna jest... Czekaj. Kendall, kim znów to ona była? - uśmiechnął się brunet do przyjaciela.
- Strażniczką – mrugnął do mnie Kendall. Potem z zaciekawieniem spojrzał na Bellę, ale ta posłała mu wrogie spojrzenie.
- Ty im chyba nie wierzysz, co, Rose? - prychnęła Bella, wstając. - Nie zamierzam tu siedzieć. Mam ciekawsze rzeczy do roboty.
Gdy ruszyła w kierunku schodów, spojrzałam zdesperowana na chłopaków. Logan westchnął, wstał i... Zniknął. Rozejrzałam się po jadalni, ale bez skutku. Nie było i nie wiedziałam, gdzie jest, dopóki nie usłyszałam wrzasku Belli.
- Wariaci! Psychole! - krzyczała płaczliwie.
Pobiegłam w kierunku schodów, myśląc, co Logan jej zrobił i jak mogłabym go za to zabić. Z każdym krokiem puls mi przyspieszał. Bałam się, że coś jej się stało i myślałam już, że miała rację.
Po kiego grzyba zapraszam nieznajomych? Za bardzo lubię niebezpieczeństwo, pomyślałam z bijącym coraz szybciej sercem.
Gdy wyjrzałam zza kolumny, za którą się ukryłam, ujrzałam, jak Bella trzyma się za serce, a Logan się cicho śmieje.
- Bella... To jest prawda – szepnęłam, ale ta rzuciła w moim kierunku wazonem, który stał obok niej. Chybiła, ale i tak schyliłam się, by nie ryzykować.
- Kim oni są... do cholery! - warknęła do mnie, a nagle tuż za nią stanęła Pauline z miną pokerzysty.
- Jestem za tym, by wyszli – powiedziała.
Skrzyżowałam ręce wściekła.
- Oni mają mi pomóc, a wy tak ich witacie? - mruknęłam.
- Dziewczyny, dajcie spokój – powiedziała Natalie, zerkając potajemnie na Jamesa. - Może są dziwni, ale...
- Spodobali ci się to ich bronisz! - prychnęła Bella, a ja zachichotałam.
- Och, Bello. Doskonale wiem, jak reagujesz na ładnych chłopaków – mówiąc to, trochę się zaróżowiłam, ale tylko delikatnie. - Bywasz wściekła i wredna. A teraz nam nie wierzysz. Pokazać ci, co potrafię?
Usłyszałam cichy chichot Logana, a gdy na niego zerknęłam, ten patrzył na mnie znów luzacko i posyłał mi buziaki. Od tej chwili go nie lubiłam. Bardzo nie lubiłam.
- Och, tak. Pokaż jej to, co potrafisz – zachęcił mnie Logan. - No...
- Daj jej spokój, amorku – Kendall poczochrał włosy Loganowi, przerywając mi mękę. Ten w odwecie dźgnął go łokciem w bok.
- O co im chodzi? - spytała Pauline z zaciekawieniem.
- Musiała go pocałować. Nic nadzwyczajnego – powiedział Carlos.
- Ty mi robisz kazanie, bo wymyśliłaś sobie, że całuje któregoś z nich, a sama to możesz? - mruknęła Bella. Widziałam po niej, jak się rozluźniała, bo bawiła ją moja sytuacja.
W końcu Bella i Pauline pozwoliły nam na wyjaśnienie wszystkiego. Przemilczeliśmy fakt, iż chłopcy są nadnaturalni, więc dziewczyny myślały, że tylko ja jestem „zdrowo szurnięta”, a oni to zwyczajni chłopcy, którzy zainteresowali się moim przypadkiem i chcą mi jakoś pomóc.
- Ehm... - chrząknęłam. - Musicie wiedzieć, że oni... że Big Time Rush...
- Co? - krzyknął Kendall. - Nie!
Oczy dziewczyn natychmiast się zwęziły, a potem rozszerzyły. Wszystkie naraz spojrzały w ich kierunku, a Logan, który w tej chwili stał najbliżej mnie, dał mi kuksańca w bok i szepnął:
- No to nas załatwiłaś, kochana.
- Big. Time. Rush – jęknęły razem dziewczyny, gapiąc się na nich jak na obrazki.
- Nie wiedziałyście? - zdziwiłam się.
- Kendall rzucił na nas czar nierozpoznawalności. Byliśmy dzięki temu bezpieczni – wyjaśnił posępnie James. Coś mi mówiło, że on był tu takim prawie „bad guy'em”. Gdyby ktoś go rozweselił.
- Przepraszam – jęknęłam ze zwróconą twarzą w ich kierunku.
Dziewczyny stały tak przez jakieś piętnaście minut i mówiły, jak ich kochają. Nie mogłam nic zrobić, więc usiadłam zmarnowana na ostatnim schodku i zaczęłam rozmyślać.
Jeżeli naprawdę jestem jedyna w swoim rodzaju... Jeżeli ten Klaus coś ode mnie chce... Jeżeli jestem niedorozwinięta...
- Rose, Rose! - krzyknął ktoś, ale słabo to słyszałam.
Kendall do mnie podszedł i mocno mną potrząsnął, ale ja dalej nie dosłyszałam. Po chwili popatrzyłam tam, gdzie patrzył Kendall, czyli na swój brzuch, i ujrzałam wielką, czerwoną plamę na białym materiale. Dziewczyny zaciągnęły mnie do łazienki i chlusnęły mi na twarz lodowatą wodą, co mi bardzo pomogło.
- C-co się dź-dzieje? - poza tym, że dygotałam, nie czułam żadnych zmian w moim ciele.
- Krwawisz! - powiedziała Natalie.
Pauline pomogła mi usiąść na podłodze i oprzeć się o wannę. Nie czułam, że ubywa mi krwi, niczego nie czułam, więc pozwoliłam dziewczynom rozerwać sukienkę przy brzuchu i opatrzyć ranę... której nie było.