- O co ci chodzi? - warknęła Bella,
gdy widziała mnie krzątającą się w kuchni. Wyjęłam wyśmienity
sernik z piekarnika i postawiłam obok ciasta z galaretką i
delicjami. Wszyscy kochali wypieki mojej mamy, a ja doskonale
potrafiłam piec ciasta.
- O nic- mruknęłam, sycząc z bólu,
bo poparzyłam sobie palec o krawędź piekarnika.
Zamknęłam piekarnik i podeszłam do
zlewu i włożyłam palec w strumień zimnej wody. Odetchnęłam z
ulgą.
- Zapraszasz do naszego domu kolesi,
których nie znamy, a ty do tego nie znosisz – mruknęła,
opierając się o blat. Zrobiłam zaciętą minę, a ona podobną
krzyżując ręce.
- Za to ty i Natalie kochacie.
Wyłączyłam lecącą wodę i zaczęłam
nakrywać stół w jadalni. Bella podążała za mną, a ja się
trochę irytowałam. Nie wiedziałam, czy wytrzymam z nią do ich
przyjścia, a pozostało dziesięć minut.
- Podaj mi powód, dla którego ich
zaprosiłaś – zażądała Bella.
- Dowiesz się, jak przyjdą – zbyłam
ją. - Zrób coś pożytecznego i przypilnuj, żeby dziewczyny się
jakoś ubrały. Ty też ubierz coś fajniejszego od tych starych
dżinsów.
Bella posłała mi wrogie spojrzenie i
poszła na górę do pokoju. Ja najpierw spojrzałam na salon i
jadalnię, a gdy uznałam, że jest ok, mogłam z ulgą pójść się
przebrać.
Wybrałam białą suknię do kolan i
białe balerinki. Szybko rozczesałam włosy i popsikałam się
jakimś perfumem, który pierwszy wpadł mi do rąk. Usta pomalowałam
bezbarwnym błyszczykiem. Gdy wyciągnęłam rękę po eyerline,
usłyszałam dzwonek do drzwi. Pędem pobiegłam do drzwi, zanim
dziewczyny wyszły z pokojów. Otwarłam drzwi czterem moim gościom.
- Cześć – przywitał się Carlos,
który stał z tyłu.
- Hej – mruknęłam i przeszłam do
rzeczy. – One się dziś dowiedzą.
Chłopcy pokiwali głowami i
usłyszeliśmy stukot szpilek na schodach. Przygryzłam wargę, bojąc
się, że teraz ich poznają. Jak nie chłopaków z klubu, to
przecież zespół, który uwielbiamy. A moja reakcja, gdy ich
poznałam, nie była taką, jaką zawsze zawsze wyobrażałam.
Myślałam, że wskoczę na nich i uduszę uściskiem, a tu co? Zimna
rozmowa z nimi i ten mój wewnętrzny spokój.
- Dziewczyny, poznajcie Carlosa,
Jamesa, Kendalla i Logana – uśmiechnęłam się w stronę
dziewczyn. - Chłopaki, to Bella, Nath i Pauline. Wejdźcie, one was
nie ugryzą... Mam nadzieję.
Odsunęłam się trochę od drzwi, żeby
mogli przejść. Ostatni wszedł Logan, który puścił do mnie
oczko, znowu będąc luzakiem, a nie chłopakiem ze wzrokiem
poranionego jelonka, kiedy go pocałowałam.
Bella z Pauline usiadły przy stole,
nie racząc gości spojrzeniem, za to Natalie nie mogła oderwać
wzroku od Jamesa, a on sam sprawiał wrażenie spokojniejszego niż
wczoraj. Jakby był zadowolony z obecności Natalie, która nie mogła
się napatrzeć na niego.
Wszyscy usadowili się przy stole,
sprawiając wrażenie zdezorientowanych. Dziewczyny nie znały powodu
odwiedzin nieznajomych, a chłopcy bali się słów, które zaraz
miałam wypowiedzieć.
Jedynie ja stanęłam przy boku stołu,
stając pomiędzy chłopakami a dziewczynami.
- Zaprosiłam ich z pewnego powodu –
zaczęłam drżącym głosem. - Może wam to się wydawać dziwne i
niedorzeczne, ale... Jestem...
Wzięłam głęboki wdech, a potem
nerwowo mrugałam powieką. Jedną dłonią spróbowałam to zakryć,
ale nie potrafiłam, więc głos wziął James, co mnie zdziwiło,
ale i uratowało.
- Dziewczyna jest... Czekaj. Kendall,
kim znów to ona była? - uśmiechnął się brunet do przyjaciela.
- Strażniczką – mrugnął do mnie
Kendall. Potem z zaciekawieniem spojrzał na Bellę, ale ta posłała
mu wrogie spojrzenie.
- Ty im chyba nie wierzysz, co, Rose? -
prychnęła Bella, wstając. - Nie zamierzam tu siedzieć. Mam
ciekawsze rzeczy do roboty.
Gdy ruszyła w kierunku schodów,
spojrzałam zdesperowana na chłopaków. Logan westchnął, wstał
i... Zniknął. Rozejrzałam się po jadalni, ale bez skutku. Nie
było i nie wiedziałam, gdzie jest, dopóki nie usłyszałam wrzasku
Belli.
- Wariaci! Psychole! - krzyczała
płaczliwie.
Pobiegłam w kierunku schodów, myśląc,
co Logan jej zrobił i jak mogłabym go za to zabić. Z każdym
krokiem puls mi przyspieszał. Bałam się, że coś jej się stało
i myślałam już, że miała rację.
Po kiego grzyba zapraszam
nieznajomych? Za bardzo lubię niebezpieczeństwo,
pomyślałam z bijącym coraz szybciej sercem.
Gdy
wyjrzałam zza kolumny, za którą się ukryłam, ujrzałam, jak
Bella trzyma się za serce, a Logan się cicho śmieje.
-
Bella... To jest prawda – szepnęłam, ale ta rzuciła w moim
kierunku wazonem, który stał obok niej. Chybiła, ale i tak
schyliłam się, by nie ryzykować.
- Kim
oni są... do cholery! - warknęła do mnie, a nagle tuż za nią
stanęła Pauline z miną pokerzysty.
-
Jestem za tym, by wyszli – powiedziała.
Skrzyżowałam
ręce wściekła.
- Oni
mają mi pomóc, a wy tak ich witacie? - mruknęłam.
-
Dziewczyny, dajcie spokój – powiedziała Natalie, zerkając
potajemnie na Jamesa. - Może są dziwni, ale...
-
Spodobali ci się to ich bronisz! - prychnęła Bella, a ja
zachichotałam.
- Och,
Bello. Doskonale wiem, jak reagujesz na ładnych chłopaków –
mówiąc to, trochę się zaróżowiłam, ale tylko delikatnie. -
Bywasz wściekła i wredna. A teraz nam nie wierzysz. Pokazać ci, co
potrafię?
Usłyszałam
cichy chichot Logana, a gdy
na niego zerknęłam, ten patrzył na mnie znów luzacko i posyłał
mi buziaki. Od tej chwili go nie lubiłam. Bardzo nie lubiłam.
- Och,
tak. Pokaż jej to, co potrafisz – zachęcił mnie Logan. - No...
- Daj
jej spokój, amorku – Kendall poczochrał włosy Loganowi,
przerywając mi mękę. Ten w odwecie dźgnął go łokciem w bok.
- O co
im chodzi? - spytała Pauline z zaciekawieniem.
-
Musiała go pocałować. Nic nadzwyczajnego – powiedział Carlos.
- Ty
mi robisz kazanie, bo wymyśliłaś sobie, że całuje któregoś z
nich, a sama to możesz? - mruknęła Bella. Widziałam po niej, jak
się rozluźniała, bo bawiła ją moja sytuacja.
W
końcu Bella i Pauline pozwoliły nam na wyjaśnienie wszystkiego.
Przemilczeliśmy fakt, iż chłopcy są nadnaturalni, więc
dziewczyny myślały, że tylko ja jestem „zdrowo szurnięta”, a
oni to zwyczajni chłopcy, którzy zainteresowali się moim
przypadkiem i chcą mi jakoś pomóc.
-
Ehm... - chrząknęłam. - Musicie wiedzieć, że oni... że Big Time
Rush...
- Co?
- krzyknął Kendall. - Nie!
Oczy
dziewczyn natychmiast się zwęziły, a potem rozszerzyły. Wszystkie
naraz spojrzały w ich kierunku, a Logan, który w tej chwili stał
najbliżej mnie, dał mi kuksańca w bok i szepnął:
- No
to nas załatwiłaś, kochana.
- Big.
Time. Rush – jęknęły razem dziewczyny, gapiąc się na nich jak
na obrazki.
- Nie
wiedziałyście? - zdziwiłam się.
-
Kendall rzucił na nas czar nierozpoznawalności. Byliśmy dzięki
temu bezpieczni – wyjaśnił posępnie James. Coś mi mówiło, że
on był tu takim prawie „bad guy'em”. Gdyby ktoś go rozweselił.
-
Przepraszam – jęknęłam ze zwróconą twarzą w ich kierunku.
Dziewczyny
stały tak przez jakieś piętnaście minut i mówiły, jak ich
kochają. Nie mogłam nic zrobić, więc usiadłam zmarnowana na
ostatnim schodku i zaczęłam rozmyślać.
Jeżeli
naprawdę jestem jedyna w swoim rodzaju... Jeżeli ten Klaus coś ode
mnie chce... Jeżeli jestem niedorozwinięta...
-
Rose, Rose! - krzyknął ktoś, ale słabo to słyszałam.
Kendall
do mnie podszedł i mocno mną potrząsnął, ale ja dalej nie
dosłyszałam. Po chwili
popatrzyłam tam, gdzie patrzył Kendall, czyli na swój brzuch, i
ujrzałam wielką, czerwoną plamę na białym materiale. Dziewczyny
zaciągnęły mnie do łazienki i chlusnęły mi na twarz lodowatą
wodą, co mi bardzo pomogło.
- C-co
się dź-dzieje? - poza tym, że dygotałam, nie czułam żadnych
zmian w moim ciele.
-
Krwawisz! - powiedziała Natalie.
Pauline
pomogła mi usiąść na podłodze i oprzeć się o wannę. Nie
czułam, że ubywa mi krwi, niczego nie czułam, więc pozwoliłam
dziewczynom rozerwać sukienkę przy brzuchu i opatrzyć ranę...
której nie było.
CUDO! *.* Wspaniale piszesz. :) Chciałabym mieć taki talent jak Ty. ;) Ach marzenia. :( To nie zmienia faktu, że czekam na następny. ♥
OdpowiedzUsuń:O
OdpowiedzUsuń*.*
<3.
Brak słów!!!!!!!!!
Ale mam focha. Francę ze mnie robisz co rzucać wazonami nie umie!