Zrobiło się
całkiem niezłe zamieszanie wokół mojej osoby. Bella i Natalie
biegły, szukając jakichkolwiek wolnych ręczników, bo strasznie
krwawiłam, pomimo że nie miałam żadnych ran.
- To niemożliwe –
mówił ciągle Kendall, przypatrując się wylewającej krwi z
mojego nienaruszonego brzucha.
- Przestań tak się
gapić. To mnie krępuje – szepnęłam, czując, jak moje usta
stają się suche. - Pauline, pójdziesz mi po wodę?
Dziewczyna skinęła
głową i wyszła z łazienki, zostawiając mnie samą z chłopakami,
co pojęłam po czasie. Leżałam na zimnej podłodze, pozwalając,
żeby blondyn obserwował krew, która brudziła podłogę, choć
wszędzie walały się ręczniki.
- Może to nie jej
krew? - spytał niewinnie Carlos. - Logan, James. Jesteście specami,
więc powiedzcie!
- Czekaj –
westchnął Logan i wziął jeden z zakrwawionych ręczników.
Przytknął go sobie do sona i po sekundzie go rzucił na podłogę.
- Co? - spytał
zdziwiony James. Widać było, że nie tego się spodziewał.
- Fuj, ta krew
strasznie cuchnie... Jak... Jak skarpetki Carlosa!
I wszyscy, oprócz
mnie, zaśmiali się z porównania Logana.
- Wąchasz moje
skarpetki? - Carlos zrobił wielkie oczy i wybuchł śmiechem.
- Masz rację, to
twoje bokserki tak śmierdzą. A zostawiasz je wszędzie! W kuchni, w
łazience i... W MOIM POKOJU! A, i nie wącham. One tak cuchną, że
zabijasz wszystkie muchy w domu – Logan szturchnął Carlosa po
przyjacielsku.
Kolejny wybuch
śmiechu.
Ja zastanawiałam
się nad jego słowami. Krew dla wampirów raczej nie cuchnęła,
tylko powinna sprawiać, że ślinka ciekła na sam zapach. Doszłam
do wniosku, że to pewnie ręcznik już tak śmierdział.
Kendall zrobił mi
jakiś opatrunek z ziół, po które później poszli do lasu jego
trzej przyjaciele. Poczułam, że jego czary sprawiły, iż
krwawienie ustało, więc wstałam z podłogi i zasłoniłam dłońmi
dziurę w sukni, która ukazywała mój brzuch i kolczyk w pępku,
uważając, by nie strącić palcem jakiegoś przylepionego do ciała
zioła.
- Gdzie się
wybierasz? - spytał Kendall, stając w progu drzwi, żebym nie
wyszła.
- Do swojego łóżka.
Wiesz, łóżka są cieplejsze i wygodniejsze od łazienkowych
podłóg. I chyba się przebiorę... Ta sukienka jest do wyrzucenia!
Kendall ustąpił
mi, pozwalając wyjść. Gdy przeszłam przez próg, zatrzymałam
się, słysząc głosy chłopaków.
- Co zrobiłeś, że
nagle to ustało? - spytał James. - Nie wierzę, żebyś miał aż
taką moc.
- W tym rzecz, że
nic. Te zioła, które przynieśliście, to nie te, które
potrzebowałem. A czary, które wypowiadałem, usłyszałem je w
dennym serialiku o magii, więc to była całkowita bujda. Więc to
nie było nic fizycznego...
- Co to może
oznaczać? - spytał Logan, a w jego głosie wyczułam nutkę
przerażenia.
- Logan, pomyśl.
Lekarze często przypisują pacjentom witaminy, mówiąc, że to są
takie a takie leki. Co oznacza, że ktoś siedział w jej głowie
i... - Głos Carlosa lekko zadrżał. - W naszych też. Popatrzcie!
Wyjrzałam zza
progu drzwi, nie narażając się spotkaniem wzroku jakiegoś
chłopaka, bo stali odwróceni do mnie tyłem. Patrzyli na podłogę,
na której leżały góry białych ręczników. Białych? Przecież
jeszcze chwilę temu były krwistoczerwone!
Zamknęłam oczy,
zalewając się łzami. Pobiegłam cicho do pokoju, zdjęłam
sukienkę – zobaczyłam i stwierdziłam, że nie było tam plamy
krwi – i weszłam do łóżka w samej bieliźnie, zdjąwszy
opatrunek z ziół.
Nakryłam się
kołdrą aż po czoło i chciałam tak usnąć, ale brakowało mi
muzyki, więc szukałam na ślepo telefonu dłońmi po komodzie obok.
Nie widziałam, czego dotykałam, więc jedyne, czego byłam pewna to
tego, że zrzuciłam z komody coś wielkiego.
W końcu trafiłam
dłonią w coś prostokątnego i dość dużego jak na normalny
telefon. Tak, to był mój kochany Samsung.
- Hm... As Long As
You Love Me - powiedziałam i na ślepo – bo wciąż miałam
zakryte oczy, a telefon był ponad kołdrą wraz z moimi rękami –
wcisnęłam parę razy w dotykowy ekran. Pech chciał, że włączyła
mi się piosenka „Love Me Again” chłopaków, którzy
prawdopodobnie wciąż stali w łazience Była też szansa, że oni
to słyszeli, więc zaróżowiłam się i zdjęłam kołdrę z
twarzy, a potem wybrałam Bel Air Lany Del Rey i włączyłam ją na
najwyższą głośność.
Nie wiem, kiedy,
jak i w ogóle po co, ale po chwili naparły na mnie myśli:
Ktoś potężny chce nas ostrzec
przed swoją wielkością... Chce nam zagrozić... Chce MI zagrozić.
Muszę coś zrobić, zanim ktoś niewinny ucierpi. Mimo że znam tych
dziwaków parę dni, bardzo ich lubię,a oni sami starali się mi
pomóc z krwotokiem. Nie mogę pozwolić na krzywdę nawet tego typka
Logana, który irytował mnie luzactwem i drażnił mnie naszym
pocałunkiem...
Nie myśl!, skarciłam
się w porę.
Słyszałam, jak po
korytarzu szła jakaś dziewczyna, a za nią dwie następne. Jednak
nie otworzyły się drzwi do mojego pokoju. Czułam, że boją się
mnie. Nie wiem, jak to czułam, ale napierały na mnie straszne myśli
i w podłym humorze zasnęłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudziłam w takim
samym humorze, w jakim zasnęłam. Gdy spojrzałam na ekran telefonu,
którego miałam w dłoni, zdziwiłam się na widok godziny
dziewiątej. Zdawało mi się, że zasnęłam o dwudziestej, więc
bardzo długo spałam, co nie było do mnie podobne.
Dziś miałam wyjść
na zakupy z dziewczynami o ósmej. Założę się, że wyszły beze
mnie.
Wyskoczyłam spod
kołdry, wciąż w bieliźnie, i wyszłam na korytarz. W domu
panowała cisza. Większa cisza, niż parę lat temu, gdy dom był
pusty przez parę lat. Wzruszyłam ramionami, poszłam – tak, wciąż
w bieliźnie – do salonu i włączyłam telewizor. Wpuściłam
głośno jakiś program muzyczny i zaczęłam śpiewać wraz z Pink i
kolesiem z zespołu Fun. jakąś ich wspólną piosenkę. Żeby było
mi cieplej, zaczęłam tańczyć, czekając z nadzieją, że wpuszczą
coś ruchliwszego, dyskotekowego. Gdy wpuszczono „Gentleman” od
PSY, wyłączyłam kanał i wpuściłam następny, na którym leciało
I Knew You Were Trouble. Do tego kawałku wymyśliłam już własny
układ, więc tańczyłam tak półnaga w salonie. Wiedziałam, że
tu nikt mnie nie ujrzy, a nawet nikt dziś do mnie nie miał
przyjeżdżać. Wykluczałam jakąkolwiek niespodziankę ze strony
rodziny, bo nie miałam nikogo.
Jesteś tego
pewna?, spytał mnie chytry głos w głowie. Zamknęłam oczy i
uporczywie tańczyłam w rytm muzyki, żeby zapomnieć o tych samych
oczach, włosach, ustach i twarzy, a zupełnie innym charakterze.
Dzwonek do drzwi.
Dzięki temu zapomniałam o... Ach!
Idź się ubrać
i tej osobie otwórz, wtedy znów zapomnisz, doradził mi mój
mózg.
Tak zrobiłam. Żeby
było szybciej, włożyłam po prostu szlafrok – mogłabym to
wytłumaczyć tym, że idę popływać we własnym basenie – i
pobiegłam do drzwi, które trzęsły się od pukania jakiejś osoby.
- Już, już –
powiedziałam, otwierając drzwi.
W życiu miałam
dwóch facetów. Pierwszy, najcudowniejszy chłopak na świecie,
zerwał ze mną, bo szedł do college'u, a ja jeszcze musiałam rok
siedzieć w szkole, bo był starszy. Drugi to był niewypał. Niby
cudowny chłopak, a jednak w końcu rzucił mnie na podłogę,
nazywając szmatą. Zginął, jakby ktoś specjalnie go za to
pokarał. Może ten Klaus nie jest zły...
Więc wspomniałam
to, bo ujrzałam mojego byłego chłopaka, Masona. Do oczu zaszły mi
łzy, bo tak za nim tęskniłam.
- Mason! -
krzyknęłam, tuląc się do niego.
- Rose, daj spokój
– zaśmiał się chłopak. - Nie jestem wart tego, byś tak za mną
tęskniła.
- Jesteś warty
więcej – uśmiechnęłam się. - Co cię tu sprowadza?
Mason wyjął z
tylnej kieszeni plik kartek. Były to małe, grube karteczki mówiące
o...
- Nasz college
organizuje festiwal letni? - zdziwiłam się. - Ale jeszcze tam nie
uczęszczam.
- Przyjęto cię i
twoje przyjaciółki, nie pamiętasz? Więc... To jest festiwal
zapoznawczy. Zacznie się za niedługo, a trwa trzy dni. Będą tam
wszystkie osoby. Te, które uczęszczają, te, które skończyły
naukę, i te, które zaczną się tam uczyć. Z przyjemnością cię
zapraszam.
Wzięłam od niego
karteczki i przeczytałam, co tam pisało. Impreza odbędzie się 7-9
lipca, czyli za parę dni. Będzie to trwać od rana do wieczora i
organizatorzy proponują już zapoznać się z akademikami.
- Och –
westchnęłam.
- Coś nie tak? -
spytał Mason, przestępując z nogi na nogę. - Chciałem cię
zapytać, czy... Czy ty i twoje koleżanki będziecie w akademiku?
- No właśnie nie
– zasmuciłam się. - Nasz dom jest całkiem blisko...
- Tak czy siak...
Na wszystkie imprezy cię będę zapraszać.
Uśmiechnęłam się
do chłopaka.
- To miło.
Stanęłam trochę
na palcach, by pocałować go w policzek, gdy usłyszeliśmy
chrząknięcie. Odwróciłam się, by spojrzeć do środka domu i
ujrzałam Logana luzacko opartego o ścianę. Jedynie twarz nie
wyrażała luzu i spokoju.
- W czymś
przeszkodziłem? - spytał, parodiując spokój.
- Co cię to
obchodzi? - warknęłam.
- Kto to? - spytał
Mason, gdy ujrzał, jak wrogo patrzę na Logana.
- Co tu robisz?
Myślałam, że dziewczyny cię wywaliły – zignorowałam Masona.
Chłopak nie musiał wiedzieć i powinien mi ufać... Jednoroczny
związek chyba sprawił, że mi ufał?
- Nie wywaliły
mnie. Kazały mi cię pilnować – Logan uśmiechnął się do mnie,
a potem zwrócił się do Masona groźnie. - Idź sobie do domku,
inaczej ja cię stąd wywalę.
- TO MÓJ DOM! -
warknęłam do Logana. - Mason, lepiej idź, bo nie chcesz widzieć,
jak ja mu zaraz przyp...
Głośny śmiech
Logana zagłuszył moje ostatnie słowo. Mason jednak odszedł, ryjąc
wzrokiem w twarz Logana. Poczułam między nich jakąś niechęć,
nienawiść.
Zamknęłam drzwi
zniechęcona i zmęczona. Spojrzałam z wściekłością na Logana,
który patrzył na mój szlafrok.
- Doprawdy, nie
możesz ubrać się normalnie, jak na dziewczynę przystało, tylko
tańczyć półnago w salonie – po tych słowach, zniknął w
kuchni. Ot tak. Po prostu, jakby to codziennie jakiejś dziewczynie
tak gadał... Nie wnikam.