27 sierpnia 2013

Rozdział 14

  Chrissy Grey. Śmiać się czy płakać? A może śmiać się, płacząc albo płakać ze śmiechu.
  Tak myślałam, patrząc, jak Kendall z zmartwioną miną wpuszcza ją do środka. Logan patrzył to na nią, to na niego, jakby zobaczył ducha. Potem zdziwione spojrzenie skierował na mnie, ale ja odwróciłam wzrok.
  Chrissy była piękna. Wręcz oszałamiająca, a jednak żaden chłopak nie spojrzał na nią zaciekawionym wzrokiem.
  - Jak się czujesz? - zwróciła się do Belli, która wyszczerzyła zęby jak pies.
  - Odejdź - warknęła moja przyjaciółka. - Już dosyć tego, co mi zrobiłaś.
  Chrissy wydęła usta i spojrzała przepraszająco na każdego z osobna.
  - Muszę wam coś wyjaśnić. Ale zacznę od tego, kim naprawdę jestem - zrobiła dramatyczną przerwę. Usłyszałam ciche bęknięcie, a gdy się odwróciłam, Pauline z Carlosem obżerali się nachosami. Gdy chłopak napotkał moje spojrzenie, wzruszył ramionami, odpowiadając na moje nieme pytanie. - Jestem lykanem. Jednym z najstarszych i najpotężniejszych. Lykanie....
  - Ty? Lykanem? - prychnął Kendall. - Jakoś mi się nie wydaje, żebyś nim była. Oni potrafią nad sobą panować....
  - Kiedy nie ma pełni, Kendall - westchnęła. - Nie przerywajcie, kiedy mówię. Ciężko się mówi o czymś, czego nie wolno wyjawiać. Nasze prawo, które zresztą, między innymi, ja opracowałam, nie pozwala wyjawiać naszych sekretów. OK. Więc problem lykana polega na tym, że prawie niczym nie różni się od prostego wilkołaka. My jedynie jeszcze umiemy pod własną kontrolą się przemieniać. Ale podczas pełni nie umiemy kontrolować uczuć, siebie....
  - To wszystko? - mruknęłam nieco oschle.
  - Jeżeli to wam wystarczy - Chrissy wzruszyła rękoma. - Chcę przez to powiedzieć, że Bella mogła trafić gorzej. Młodzi lykanie, jak i wilkołaki, potrzebują opieki doświadczonych. Wiem - powiedziała donośle, patrząc na Kendalla. - że pewnie myślisz, że twoja wiedza na ten temat wam pomoże, ale nie wiecie o nas nic poza sposobami zabijania. My o to zadbaliśmy.
  - Więc to znaczy... - jęknęła Bella.
  - Że spędzimy tyle czasu, żeby móc się zaprzyjaźnić - Chrissy machnęła rękami, udając zachwyt.
  - Kendall, zrób coś!
  W głosie Belli wyczułam panikę i złość. Współczułam jej. Dopiero co zaczęła chodzić z Kendallem, a tu jego stereotypowa eks-dziewczyna zaatakowała ją.
  Chłopak jedynie pokręcił głową. Uwierzył Chrissy. A to oznacza, że trzeba będzie przygotować pokój na gościa. Nie byłam tym faktem zadowolona, ale za wszelką cenę trzeba było pomóc Belli, choć ta po minie wolałaby zostać pożarta przez gryfa Kendalla.
  - Więc przygotuje później pokój - pomyślałam głośno. Lykanka kiwnęła głową z podziękowankem, a ja zwróciłam się do chłopaków: - Pewnie i wy zechcielibyście zostać. Mogę komuś udostępnić pokój, zresztą pokój Belli też jest wolne, więc zostańcie na noc.
  Logan uśmiechnął się łobuzersko do mnie, ale ja znowu odwróciłam wzrok z zaciśniętymi ustami. Sama już nie wiedziałam dlaczego, ale byłam na niego wkurzona.
  Usiadłam obok Carlosa i poczęstowałam się nachosem, nachylając się do przyjaciela.
  - Gdzie się podziewałeś?
  - Musiałem wrócić do domu po ubrania i leki. Bo wiesz... - Carlos zmarkotniał. - Ostatnio kiepsko z przemianami. Mama załatwiła u jakiejś wiedźmy leki, które mogą mi pomóc.
  - Co się dzieje? - pisnęłam. - Przeszukam księgi z piwnicy! Tam może coś być. A może gdzieś są stare specyfiki poprzedniej mieszkanki?
  W tym momencie poczułam czyjąś obecność za sobą. Nie pomyliłam się, bo po chwili Logan powiedział:
  - Niektóre czarownice są niebezpieczne. Dlatego ja z Kendallem jutro z samego rana przeszukamy dom.
  - Jakoś dotąd wszyscy żyjemy - warknęłam. - Poza tym dom jest nasz, więc mogę cię stąd wywalić na zbity pysk!
  Chłopak uniósł ręce w geście kapitulacji. Patrząc na niego, wyciągnęłam dłoń po nachosa, ale natrafiłam na puste pudełko. Spojrzałam na nie, a potem uniosłam wzrok na Carlosa, który chichotał, słuchając opowieści Pauline. W ogóle nie zwracał na mnie uwagi.
  Wtedy coś przykuło moją uwagę. Jakiś cień przemieszczający się za oknem. Pierwsza myśl naszła mnie z przerażeniem, że to jakiś morderca czy prześladowca. Ale potem przypomniałam sobie pewną rzecz. Wzdrygnęłam się, ale ruszyłam ku drzwiom.
  - Hej! - zawołał ktoś za mną. Chrissy.
  - Nazywam się Rose - mruknęłam z dłonią na klamce.
  - Dobra, Rose - dziewczyna przewróciła oczami. - Tam są moi ludzie. Strzegą nas. Jeżeli teraz wyjdziesz, nie wejdziesz tu.
  Uniosłam brwi z lekceważącym uśmieszkiem.
  - Prędzej zginą, a nie nie wpuszczą mnie.
  Moje słowa były jak piekielna przepowiednia. Gdy otwarłam drzwi, na ścieżce leżały trupy mężczyzn albo po prostu byli nieprzytomni.
  Gdy to oglądałam, jakby z oddali ktoś krzyczał. Krzyk był przeraźliwy. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to ja tak krzyczałam.
  Zrobiłam potem coś, co było wręcz niemożliwe w tej sytuacji. Zamiast wrócić do domu, pobiegłam ku mrocznemu lasu.
  Pamiętam, jakby to było wczoraj, jak z rodzicami chodziłam na spacer do lasu. Tata pokazywał mi drzewa i grzyby i pomagał w rozpoznawaniu ich. Mama zaś opowiadała o stworzeniach i pokazała jak bezpiecznie podejść do sarny.
  - Ta jest jeszcze młoda i głupia - powiedziała, gdy sarna do nas podeszła. - Ale to dziwne, bo nigdy nawet zabłąkany malec do mnie, ot tak, podszedł. No, ale czy to nie wspaniale? Że sarna jest bez wścieklizny albo taka oswojona?
  - Och, gdybym wiedziała, mamo, to bym was uratowała - załkałam, gdy powróciła rzeczywistość.
  Och, głowa pękała z bólu i natłoku myśli. Gdybym uratowała siostrę...
  Trzask.
  Poderwałam się, pewna tego, że ktoś mnie obserwował. Wpatrywałam się w ciemność i jęknęłam w duchu, nie znając drogi powrotnej.
  Dlaczego tu byłam? Kochałam las, żyłam blisko lasu, przesiadywałam w nim, gdy chciałam zostać sama, a nawet w nim się urodziłam.
  Mama, w połowie ósmego miesiąca, wraz z tatą postanowili, że dla zdrowia przejdą się "kawałek" po lesie. Gdy byli w samym środku lasu, wystraszył ich lis, który wpatrując się w nich groźnie, podszedł, ominął ich i zwiał głębiej w las. Stało się to tak nagle, że mama, chcąc nie chcąc, urodziła mnie i siostrę w lesie. Jednakże to przewidziała (szczerze, to wszyscy wspominali, jak miała obsesję na punkcie porodu), więc zabrali z sobą potrzebne rzeczy. A później, dla pewności, poszli do szpitala, by zbadać nasz stan. Byłyśmy zdrowe. No może nie do końca.
  Może to dlatego czułam więź z lasem? Może to dlatego kochałam zwierzęta i broniłam je natarczywie?
  Usłyszałam szelest liści i trzask łamanej gałązki. A potem jak zaczarowana wstałam w poszłam w tym kierunku. Trzaski i szelesty prowadziły mnie tam, jak pieśń syren rybaków. A może to nie jest pułapka?
  Doszłam do malutkiej polany, wyglądającej bardzo podobnie do altany. Miała naturalny dach z gałęzi i liści i kolumny z drzew, które były równe od siebie oddalone. To było piękne. Wydawało mi się, że każdy oddech był napełniony innym, czarodziejskim tlenem. Uczucie było takie, jakby ktoś wąchał miętę. Od dawna nie skupiałam się na czuciu lasu, więc to było dla mnie jak nowe.
  Tak się na tym oddychaniu skupiłam, że nie poczułam, jak ktoś nagle się za mną zjawił.
  - Piękne miejsce, co? - mruknął ktoś głębokim, niskim głosem.
  Odwróciłam się tak szybko, że rozbolał mnie kark. Chwyciłam się za bolące miejsce i spojrzałam mężczyźnie posto w oczy, co nie było trudne, gdyż był on niski.
  - Damon? - spytałam tak zaskoczona, że mogłam dać sobie głowę odciąć, pewna, że mam halucynacje. - Co ty...?
  - Chyba raczej "Co wy tutaj robicie?" - przerwał mi, śmiejąc się cicho. - No, bo... Cóż. Każdy ma w rodzinie czarną owcę, nieprawdaż? No i ja odnalazłem moją owcę i tu z nim przyszedłem - zrobił krótką przerwę, patrząc gdzieś za mną. - Stefcio! Wiewiówkożerco! Chodź no tutaj przywitać się z piękną panią! - potem spojrzał na mnie z błyskiem w oku. - Mój brat nie potrafi się zachować. No... Obaj jesteśmy jak dzikie zwierza.
  Kolejna seria trzasków i szelestów - wcześniej, jak zauważyłam ze zdziwieniem, pierwsza seria się skończyła, gdy przyszedł Damon - i pojawił się mroczny cień jego brata.
  Gdy odwróciłam się do Damona, on patrzył na mnie z rozbawieniem.
  - Brat zawsze był wstydliwy.
  Ale zanim znów się odwróciłam, ktoś - pewnie Stefan - położył dłoń na moim ramieniu.
--------------
Hej, to znowu ja! Pisze teraz wszystko z telefonu, bo od niedawna mam aplikację Bloggera. Tak więc rozdziały mogą być krótsze xD

15 sierpnia 2013

Uwaga!

Z racji tego, że na chwilę obecną mój komputer nie spełnia wymagań graficznych, których potrzebuję do używania go, posty będą publikowane z dużym odstępem czasowym. Praca na moim telefonie jest żmudną robotą xD Poza tym muszę znowu przeczytać to, co napisałam, żeby dalsze posty były podobne do nich. Mam nadzieję, że po tysiącach przeczytanych książek w te wakacje będę mieć wyższy poziom, o który się staram. Zresztą, planuję napisać książkę. Wątpię, czy wydam. Raczej poćwiczę.
Dzięki, że mnie czytacie, choć moja chora psychika jest podobna do psychiki Courtney czy Alison DiLaurentis. Lubię dramaty. xD
Poza tym.... Kto oglądał Miasto Kości?! Ja chcę iść na to drugi raz <3 od dawna to kocham.
Jak Wam mijają wakacje? Mnie całkiem nieźle. Dowiedziałam się, że mój dawny kolega to Rusher! Henderwhore xD
Miłego końca wakacji,
RosAlice