Siedziałam przytulona do
chłopaka, którego kochałam, a przynajmniej wydawało mi się, że
to jest miłość. Liczyłam ilość jego oddechów, od kiedy tak
siedzieliśmy, i doliczyłam się ich już trzydziestu. Nieśmiało
położyłam dłoń na jego pierś i poczułam bicie jego serca. Było
szybkie i mocno wyczuwalne.
- Bardzo cię lubię –
powiedział szeptem. Wziął kosmyk moich ciemnobrązowych włosów i
trzymał je przy swoim nosie, wdychając zapach nowego szamponu. -
Podobają mi się twoje włosy, Kat. I to, jak milczysz i słuchasz,
a nie gadasz i gadasz. Zwróciłam głowę do jego twarzy i posłałam
mu najszczerszy uśmiech.
- Dlatego Anastazja i
Klaudia zaczynają się mną nudzić? Też cię lubię, Maks. Bo jako
jedyny znasz mnie na sto procent. Wiesz, że wystarczy, jak będziesz
długo gadał o pogodzie, a ja się uspokoję. Wiesz, że wolę filmy
akcji, a nie romanse typu Zmierzch. Wiesz, że gram w Metina i
Aiona, atakując najwyższą ilość graczy, jaką potrafię, i nie
każesz mi przestać. Dlatego wolę twoje towarzystwo niż
towarzystwo tych dziewuch, które żądają ode mnie luzactwo,
chamstwo... Co z tego, że kiedyś taka byłam? Teraz nie jestem jak
one, te wredne...
- Ale to twoje
przyjaciółki! - zaprotestował mój przyjaciel.
- Pal licho takie
przyjaciółki – zaśmiałam się. - Musisz się przyzwyczaić do
mojej zmienności...
- Kasiu...
- … bo cię kocham i
zamierzam spędzać z tobą tyle czasu, ile dam radę – palnęłam,
zanim się zorientowałam, co powiedziałam. Zapłonęły mi
policzki, ale to nic w porównaniu z burakiem, jakiego puścił Maks.
Odsunęłam się od
niego, wstałam i otrzepałam się trawę z ubrania. Spojrzałam na
kwiatek, który mi zerwał dziś ów chłopak. To była śliczna
stokrotka ożywiona letnim słońcem i niedawnym deszczem.
- Kaśka – wyszeptał
Maks. - Nie domyślałem się... Nie wiedziałem...
Milczałam. Bałam się,
że jak się odezwę, to powiem coś w stylu : „Och, Maks, jeśli
ty nie chcesz być ze mną, to chociaż dalej się przyjaźnijmy”.
A tak nie chciałam. Chyba. Sama nie wiedziałam. Marzyłam o nim
jako chłopaku, ale nie chciałam tracić jego przyjaźni.
- Zawsze chciałem, byśmy
byli razem – powiedział, nie patrząc na mnie w ogóle. Raz po raz
próbował podnieść wzrok, ale jakby miał blokadę w oczodole i
wzrok padał z powrotem na paznokcie u jego rąk. - A potem ty
podeszłaś do mnie i zagadałaś, bo widziałaś, że trzymam w
dłoni Grę Endera. Mówiłaś, że byłaś na tym w kinie i czy byś
mogła pożyczyć ową książkę ode mnie. A ja się zgodziłem.
Chwilę później straciłem nadzieję, że mnie znów zauważysz,
ale następnego dnia odeszłaś od koleżanek, które szły do
łazienki, i poszłaś do mnie, pytając o moje ulubione książki. I
tak, dzień w dzień, chodziłaś do mnie, aż w końcu zapoznałaś
mnie z twoimi koleżankami, nazywając mnie swoim przyjacielem. Byłem
zachwycony, nawet jeśli nie było szans na żaden romans. Ale jeśli
ty... Jeśli mnie kochasz... To jakby spełniły się moje wszelkie
marzenia.
Zamrugałam zaszokowana
jego zwierzeniem. Przycupnęłam przy nim, a potem rzuciłam się w
jego ramiona, szczęśliwa. Upadliśmy razem na miękką trawę za
jego domem. Pocałowałam go, a on odwzajemnił pocałunek nieco
niezgrabnie.
- Co? Boisz się, że
twoja mama nas widzi? - zażartowałam, gdy się od siebie
odsunęliśmy. - Czy może dla ciebie to za szybko...?
On pokręcił głową w
milczeniu i parsknął śmiechem. Następnie wstał i podał mi swoją
dłoń. Zrobiłam minę niezadowolonego dziecka. Za grosz romantyzmu
w tym chudym cielsku.
- Zaraz jadę na lekcję
gry na pianinie, ale w piątek wieczorem u mnie zrobimy maraton
naszych ulubionych filmów, co?
Zgodziłam się. Chwilę
potem pożegnaliśmy się i każdy z nas skierował się ku swoich
domów, gdyż byliśmy swoimi sąsiadami. Zdziwiłam się, że
dopiero od niedawna się z nim przyjaźnię, że nigdy go nie
zauważałam, choć mieszkał tu od urodzenia tak samo jak ja.
Przeskoczyłam przez
niski płot i przeszłam przez tylne drzwi prosto do kuchni. Byłam w
takiej euforii, że natychmiast dorwałam się do telefonu i
wykręciłam numer Anastazji. Zrobiłam to jak w tych starych
amerykańskich filmach, kiedy to bohaterki filmu chciały o czymś
radosnym powiadomić przyjaciółki. Dziewczyna odebrała po jednym
sygnale.
- Anastazja przy
telefonie – doszedł do mnie znużony głos.
- Ana, kochana! -
zaśmiałam się. Mimo ostatniego ochłodzenia naszych stosunków
zachowywałam się jak gdyby nigdy nic. Zauważyłam, jak bardzo
brakowało mi przyjaciółki. Odezwały się wyrzuty sumienia, kiedy
przypomniało mi się, jak ją traktowałam i obgadywałam.
- Nie uwierzysz, co się
stało.
- Mówże, kobieto.
- Maks i ja chyba ze sobą
chodzimy – poinformowałam ją mniej radośnie, bo zrozumiałam, że
Ana ma do mnie urazę. Przez cały tydzień próbowałam unikać
dziewczyn i chyba one to zauważyły. A do tego słowa, które wyszły
z moich ust, jakoś mnie nie uradowały.
- To wspaniale! To
dlatego byłaś dla nas taka oschła? Bo martwiłaś się
Mak-siusiem? Nigdy cię nie zrozumiem - zachichotała. - Planowałam
z Klaudią wypad do klubu. Chcesz iść z nami? Dziś wieczorem.
Spojrzałam na zegar,
który wskazywał szesnastą, a potem na kalendarz. Dwudziesty
lipiec, niedziela. Rodziców nie było w domu, gdyż pojechali do
dziadków, a siostra pojechała na tydzień do Grecji.
- Jasne. Spotkamy się u
ciebie? - spytałam, a ona od razu powiedziała o której godzinie. -
To do zobaczenia, pa!
Odsunęłam się od
telefonu, jeszcze bardziej zadowolona. Zyskałam chłopaka oraz moja
przyjaźń zmartwychwstała. Może to, co kiedyś między nami było,
powróci? Nie chciałam nie znosić moich przyjaciółek. Kiedyś
byłam jak one i były dla mnie idealne. Maks zmienił mnie
nieodwracalnie, ale jednak nie miałam mu tego za złe.
Sprawdziłam w telefonie,
na kiedy przypada pełnia księżyca. Odetchnęłam, kiedy okazało
się, że miałam jeszcze czas. Włączyłam telewizor i usiadłam
wygodnie na fotelu. W domu było bardzo jasno z powodu szklanych
drzwi i wielkich okien. Zerknęłam na starą mahoniową komodę, na
której znajdowały się stare rodzinne zdjęcia z wakacji.
Uśmiechnęłam się na widok szczerbatego grymasu młodszej mnie.
Zwróciłam głowę ku
ekranowi, a następnie włączyłam film Most do Terabithii z
dysku. Zachwyciłam się na widok o parę lat młodszego Josha
Hutchersona. Był wtedy taki słodki. Zdrzemnęłam się między
sceną w kościele, a śmiercią przyjaciółki, Leslie. Kiedy się
ocknęłam, była już osiemnasta.
Zostało mi tyle czasu, a
nie miałam już ochoty oglądać filmu. Nie chciałam też widzieć
Maksa. Nie wiedziałam czemu, ale to prawda. Może chciałam
ochłonąć. Może... Zresztą, nieważne.
Wróciłam do kuchni i
wzięłam najdorodniejsze truskawki z lodówki, a także do mniejszej
miski nasypałam trochę cukru. Szybko pobiegłam do górę, do
mojego pokoju. Owoce położyłam na biurku, a ze skrytki za łóżkiem
wyjęłam notes, który leżał na stosie starszych, zużytych
notesów. Z piórnika na biurku wzięłam moje ulubione pióro, które
używałam jedynie do pisania najskrytszych myśli. Wzięłam także
dwie miski z owocami i cukrem.
Usiadłam na szerokim
parapecie urządzonym tak, by móc na nim swobodnie siedzieć czy
spać. Z truskawkami po prawej, na niskim stoliku, i z piórem w ręku
byłam gotowa.
Kochany pamiętniku,
minęło sporo czasu,
od kiedy do Ciebie ostatni raz napisałam. Zmieniłam się, mój
drogi. Już nie jestem tą wiecznie zakochaną w przystojniakach z
ekranu dziewczyną, ani udawaną siostrą Maksa.
Kocham Maksa, to fakt,
ale nie wiem już jak go kocham. Bałam się, że go wystraszę
wyznaniem, ale on mnie kocha tak samo. Radowałam się. Całowałam
go. Tylko ja nie chcę być z nim. Nie chcę go całować.
Oderwałam pióro od
kartki i wpatrzyłam się w swoje słowa wyryte w pamiętniku, jakbym
widziała ducha. Ale zrozumiałam, że to czuję. Że nie jestem
gotowa, choćbym mogła kochać go latami. Parę godzin temu
radowałam się pocałunkiem, tym, że jest szansa na związek, ale
teraz się tego przeraźliwie bałam.
Wiem, że mi inaczej
nie pomożesz, tylko mnie wysłuchasz... Ale jakbym chciała, żeby z
Ciebie wyszedł człowiek, który zna mnie najlepiej, który
powiedziałby, czego naprawdę chcę. Moje niezdecydowanie niszczy
mnie od środka. Wyżera to, co jest dobre, co mnie uszczęśliwia.
Pamiętniku! Nie
ignoruj mnie, błagam! Nie milcz, lecz mów! Och, jakżebym chciała,
żebyś był gadatliwym chłopcem, który przewyższa mnie mądrością
i dojrzałością. Który byłby mym niewidzialnym doradcą.
Dobrze, jak słuchasz,
to nie będę narzekać dalej. Dziś jadę do Any, a potem pojedziemy
do klubu. Nie wiem, o jaki klub jej chodzi, ale nie mam dobrych
przeczuć. Przez chwilę byłam starą sobą, która bez trosk lubiła
się bawić. Bez trosk pocałowałam przyjaciela, bez trosk zgodziłam
się na wygłupy, nie myśląc o konsekwencjach obu zdarzeń. Mogłam
stracić przyjaciela i mogło mi się coś stać.
Znaczy... Mogę i
może. Bo nie odwrócę niczego, będę z nim i pójdę do Anastazji.
Wezmę Cię ze sobą. Zobaczysz wszystko, a jak zechcesz więcej
szczegółów – opiszę Ci je natychmiastowo. A teraz żegnaj.
Do... usłyszenia, zobaczenia? Może do napisania?
Uśmiechnęłam się,
widząc, że nie straciłam poczucia humoru.
Przycisnęłam notes do
piersi, czując łzę płynącą mi po policzku. Przygryzłam wargę,
hamując atak histerii. Tęskniłam za przeszłością, za tym, jak
byłam normalna - chamska i wredna dla innych, najpiękniejsza z
najpiękniejszych – za tym, jak nie nęciły mnie nocne koszmary i
– w czasie pełni – dziwne utraty świadomości.
Siedziałam tak,
zajadając truskawki z cukrem, do dwudziestej. Potem niepewnie
wstałam, wyprostowałam się i skierowałam do łazienki. W pięć
sekund umalowałam się i odświeżyłam. Był to delikatny makijaż.
Następnie ubrałam się
w czarną, lśniącą spódniczkę o idealnych wymiarach. Ni to na
imprezę, ni to na pogrzeb. Z bluzką był problem. Stałam przed
wielkim lustrem w staniku i w spódniczce, zastanawiając się, czy
Klaudia będzie mieć mi za złe, że pójdę bez bluzki.
Zachichotałam na myśl,
jaką może mieć minę. Wzięłam niebieską bluzkę w stylu vintage
z wiązaniem u szyi.
Chwyciłam się za włosy,
myśląc o jakieś fryzurze, ale po chwili puściłam je wolno i z
połyskującym uśmiechem skierowałam się do drzwi. Nie
zorientowałam się, kiedy znalazłam się pod domem Any. Zapukałam
do drzwi w dawno ustalonym rytmie. Uśmiechnęłam się na powódź
wspomnień.
Młodsza o dziesięć lat
ja z przyjaciółką. Obie z długimi, ślicznymi włosami. Widziałam
siebie, jak wirowałam z Aną, a potem padałyśmy na polanę przy
lesie. Chichotałyśmy szczęśliwe, że mamy siebie. A potem krzyk
mamy i jej purpurowa z gniewu twarz. Wróciła rzeczywistość. Drzwi
otwarła mi Klaudia z niezadowoloną miną.
- Wróciłaś do jej łask
– powiedziała z pogardą. Potem uśmiechnęła się trochę
przekonująco. - Wchodź, wchodź. Znasz to miejsce lepiej ode mnie.
Miała rację, bo z Aną
poznałyśmy Klaudię dopiero dwa lata temu. Ona wkupiła się w
nasze łaski i jakimś cudem się z nami zaprzyjaźniła. Ale czułam,
że mnie nie lubi. Obcas stuknął o wypolerowaną podłogę. Dom
czarnowłosej dziewczyny należał do jednych z najbardziej bogatych
will i był najpiękniejszy w całym rejonie. Wielki, z marmurowymi,
podświetlanymi kolumnami przy drzwiach frontowych, a sam ogród był
miejscem pracy dziesięciu najlepszych ogrodników w województwie.
- Hej – zawołałam na
widok olśniewającej Any. Dziewczyna zapiszczała na mój widok i
wzięła mnie w objęcia.
- Tęskniłam za tobą
tak bardzo!
- Oj, udusisz mnie.
- No więc opowiadaj, co
z Maksem – Potem skierowała wzrok na Klaudię. - Kat kręci z
Maksem.
- Fuj, to prawie
kazirodztwo – mlasnęła. - A poza tym Maks to istny idiota.
Moja przyjaciółka
posłała dziewczynie niemiłe spojrzenie. Wyglądała słodko
dziecinnie przy mnie i Klaudii, gdyż była bardzo niska i wyglądała
nieco dziecinnie z loczkami. Ale nie była słodka ani dziecinna.
Czasem bali się jej nawet nauczyciele, kiedy wpadała w irytację,
jak z niej kpiono.
Ale Klaudia to
zignorowała.
- Czyli w sumie żadna
interesująca wiadomość. Maks to nie jest typ faceta, który mnie
intryguje. Więc nie obawiaj się, że ci go poderwę.
Westchnęłam.
- Klaudia, daj spokój.
- To, że tak łatwo
wkraczasz do naszej paczki, to z winy Any, która ma głupie
sentymenty - syknęła cicho, kiedy Ana zniknęła w łazience. -
Przez ciebie ludzie się od nas odwrócili, bo nie wiedzieli, gdzie
więcej zyskają. Czy z tobą, czy ze mną. Bo ty z dnia na dzień
siadasz z idiotami, a elitę odstawiasz na bok. Nie będę ci
wybaczać.
Otworzyłam szeroko usta
w niemiłym zdziwieniu. To ja z Anastazją pracowałyśmy, by
uzbierać najciekawsze osoby do najlepszej grupki szkolnej. Klaudia
ot tak zjawiła się tam, bo flirtowała z Marcinem. A ten idiota
wprosił ją bez mojej zgody. Poczułam się wtedy upokorzona.
- Ty... - zaczęłam
nienawistnym głosem, wskazując na nią palcem, ale szybko zrobiłam
pozę luzary, kiedy moja przyjaciółka wróciła.
Ana pobiegła i objęła
nas ramionami.
- Och, jak dobrze widać,
że się pogodziłyście. Przyszykujmy się, co? Musimy onieśmielać
każdego w tym klubie. Jedziemy do Czarnej Pantery. Jest modna i
droga, ale mam wejściówki. Mój brat flirtował z barmanką.
- Łukasz? - spytałam z
znaczącym uśmiechem.
- O co chodzi? -
zirytowała się Klaudia.
- Kat kręciła z moim
bratem, kiedy był "bad boyem". Wszystkie panny na niego
leciały. A co Kat zrobiła? Zmieniła go na lepsze i rzuciła. Był
zły na nią, ale chyba mu już przeszło.
Mina Klaudii się
zmieniła. Wyrażała gniew. No tak. Od roku kochała się w
chłopaku, a teraz wiedza, że pierwsza go miałam i nawet go
rzuciłam, nie była przyjemną niespodzianką.
Przestąpiła z nogi na
nogę, a potem poszła do łazienki, by się pomalować. Choć już
błyszczała i zapewne zwróciłaby uwagę każdego na parkiecie. I
chłopaka, i dziewczyny.
- Przepraszam - szepnęłam
do Any. Spojrzała na mnie z zdziwieniem. - Odwróciłam się od was
i wszystko popsułam.
Zależało mi na
przyjaźni Any, choć czasem chciałabym jej nie znać, tak jak to
było przy spotkaniu z Maksem. Czułam, że przy nim jestem inna,
grzeczna i miła, a przy Anie wraca moja dawna postać. Powoli, ale
wraca.
- Czułam, że mam was
dość, ale teraz wiem, że to Klaudię nie znosiłam. A wtedy przy
Maksie czułam, że go kocham, a teraz czuję coś innego...
- Rozumiem - powiedziała
krótko moja przyjaciółka.
- Rozumiesz? -
zgłupiałam.
- Tak. Jesteś
najbardziej niezdecydowaną i zmienną osobą na świecie. Ale za to
cię kocham - Przytuliła mnie. Potem zbliżyła usta do moich uszu.
- Potrzebujesz przystojniaka na jedną chwilę. Wtedy zrozumiesz, czy
kochasz nudnego Maksa, czy może wolisz przystojniaczków?
Uśmiechnęłam się,
zadowolona.
Kiedy Klaudia wróciła,
zaproponowała, że zrobi nam wszystkim fryzurę. "Niechcący"
ukłuła mnie ostrą końcówką wsuwki w szyję, a po jakimś czasie
tą samą wsuwką ukłuła sobie palec, po czym zaczęła ssać krew.
Kiedy spojrzałam na nią, a ta nie zdawała sobie z tego sprawy,
mogłam widzieć, jaką miała minę. Przerażała mnie jej powaga,
jakby ta krew była cenna.
Czarna Pantera to
największy i najbardziej rozchwytywany klub w okolicy. Żeby móc
się w nim znajdować, trzeba być kimś wysoko usytuowanym,
obrzydliwie bogatym lub, najłatwiej i najtaniej, mieć znajomości.
- Lu mówił, że tu jest
bardzo bezpiecznie - rzekła Anastazja, widząc moją minę. "Lu"
to jeden z wielu przezwisk Łukasza, seksownego, boskiego, cudownego,
urokliwego... I tak dalej, brata.
Stałam jeszcze chwilę
przed wielkim, czarnym i magicznie oświetlonym budynkiem z wyrytą w
marmurze nazwą.
- Sama nie wiem -
odezwałam się, czując przybliżającą się "stroskaną Kat".
- Ok, wejdę tam, ale na godzinę, może dwie.
- Robisz problemy,
Katerino - jęknęła Klaudia i mrugnęła zawadiacko do przystojnego
blondyna, który akurat wchodził do klubu, zerkając na nas.
Uśmiechnął się, a ja poczułam gęsią skórkę.
- Nie słuchaj jej -
szepnęła do mnie moja przyjaciółka.
Wzięłam Nastkę pod
ramię, a ona zaś Klaudię i we trzy weszłyśmy do klubu, pokazując
ochroniarzowi wejściówki. Minę miał niemrawą, kiedy obok niego
przeszłyśmy.
Klub oszałamiał.
Światła, sztuczna mgła i ciemne kąciki przyprawiały o dreszcz
każdego, kto tu wchodził pierwszy raz. Niektóre obściskujące się
pary wydawały się na początku niezbyt romantyczne. Myślałam, że
mężczyzna gryzł dziewczynę w szyję, ale po sekundzie
zrozumiałam, że po prostu bardzo długo ją całuje, a ona zresztą
nie ma nic przeciwko temu. Pokręciłam głową, karcąc się za
każdy odcinek Czystej Krwi i Pamiętników Wampirów.
Bar przykuł moją uwagę.
Siedział tam ów przystojny mężczyzna, który rozmawiał z
czarnoskórą barmanką, popijając szkarłatnego drinka. Towarzysz
tej kobiety rozdawał niektórym podobne drinki lub mieszał wódkę
z jakimiś sokami.
Na wysokim podium śpiewał
nieznany zespół. Gitarzystka miała akurat swoją solówkę.
Melodia niezbyt nadawała się na dyskotekę, ale wszyscy wokół
tańczyli, jakby zawsze tak się bawili.
Ana zaciągnęła mnie na
parkiet i zaczęłam podrygiwać i kręcić się w rytmie. Kopiowałam
jej każdy krok, a w uszach szumiało mi od krwi. Nie czułam się
swobodnie.
Klaudia stała blisko
drzwi klubu, obserwując z uśmiechem przystojniaka z baru.
Zacisnęłam usta w wąską linię, ale dalej tańczyłam. Nie
zauważyłam do tej pory, żeby on odwrócił się i zrobił przerwę
od rozmowy.
Podczas którejś tam z
rzędu piosenki jakaś para zderzyła się ze mną i o mało co nie
upadłam na posadzkę. Dziewczyna przerażona przepraszała mnie
setki razy, a mężczyzna tylko skinął głową.
- Anastazjo - zaśmiałam
się, kiedy tamci odeszli. - Chodźmy potowarzyszyć Klaudii, bo
chyba przystojniaczek nie raczy na nią spojrzeć.
Przyjaciółka uniosła
brew, patrząc na mnie.
- Ja też chcę go
poobserwować, nie jesteście same - Puściła do mnie oczko i poszła
w kierunku Klaudii. Ja też to zrobiłam, lecz nieco wolniej, by móc
spokojnie oglądać mężczyznę.
Kiedy jednak się
znalazłam na miejscu, Klaudii już nie było, za to stała tam
gniewna dziewczyna z burzą czarnych loczków.
- Poszła do niego,
popatrz! - warknęła Ana. Potem zrobiła stęsknioną minę. - Ona
nigdy nie poczeka na nas. Zawsze bierze najlepsze partie.
Gdy patrzyłam w stronę
Klaudii, poruszającej się niczym kocica, która wypatrzyła swoją
zdobycz, zazdrość zżerała mnie od środka.
- Masz rację. Nie podoba
mi się Maks jak inni - jęknęłam, widząc, jak Klaudia klepie
chłopaka po ramieniu, żeby zwrócić jego uwagę. Chciałam jak
najszybciej wyjaśnić sprawę przyjaciółce, jakby od tego
zależało, kto zdobędzie tajemniczego przystojniaka. - Ale go i tak
kocham i nawet podobał mi się ten pocałunek. A teraz stoję tu
zazdrosna o nieznajomego. Nie dojrzałam, jak uważałam.
Chciałam, żeby
przyjaciółka mnie jakkolwiek skarciła, obraziła lub pouczyła.
Ale ona patrzyła mi przez ramię na akcję, jaką robiła nasza
blondyna. Przeczesałam palcami brązowe włosy, czując na sobie
wzrok wielu ludzi.
- Ej, patrz! -
szturchnęła mnie Ana.
Odwróciłam się i
poczerwieniałam. Mężczyzna patrzył na nas swoimi magicznymi
oczami. Stałam w miejscu, nie poruszając ani jedną kończyną.
Czułam, jak atmosfera robi się gorąca, muzyka cichnie, powietrze
napiera na mnie. A wtedy to magiczne połączenie zostało przez
niego zerwane. Zerknął na Klaudię i skinieniem poprosił o taniec.
- Patrzył na nas -
mówiła Ana, całkiem podniecona. - On na nas patrzył. Szkoda, że
z tej odległości nie widać było koloru jego oczu.
- Na początku zdawały
się być czarne, ale potem, na pewno, były jasnoniebieskie -
odpowiedziałam jej szybko.
- Jak możesz to widzieć?
- zapytała mnie. - Jest ciemno, a on siedział tak daleko od nas...
- Czułaś coś, kiedy
patrzył? - zignorowałam jej pytanie.
- No jasne. Wprost
nietoperze biły się w moim brzuchu, żadne latanie motylków.
Zmarszczyłam brwi.
- Nie czułaś, jakby
powietrze próbowało cię udusić, a on jakby to robił celowo?
Pokręciła głową,
wypatrując Klaudię. Wykrzyknęła "Oho!" na widok
wysokiego chłopaka o ostrych rysach i wilczym spojrzeniu, który
stanął przed nami i gestem poprosił Anę o taniec. Ta bez oporów
podała mu dłoń. Drgnął, ale minutę później zniknęli w
tłumie.
Przez dwie piosenki
stałam przy drzwiach, a "stara Kat" oczekiwała na
jakiegoś chłopaka, który zostawiłby dziewczynę i poszedł z nią
zatańczyć. Mocno wkurzona brakiem zainteresowania wciskałam się
przez tłum do centrum imprezy, szukając Klaudii i Pana
Tajemniczego.
W ostatniej chwili
znalazłam się na miejscu, ale oni już gdzieś wychodzili. Euforia
Klaudii tylko jedno znaczyła.
Wyjęłam z torebki
telefon i wystukałam do Any i Klaudii wiadomość:
To miejsce jest nudne.
Idę pieszo do domu. Nie musicie mnie szukać. Mam nadzieję, że się
dobrze bawicie.
Całusy,
Kat
Zerknęłam przez ramię
a do moich uszu dobiegł chichot Klaudii. Chyba go sobie wyobraziłam,
bo było w tym budynku za głośno.
Wychodząc, szturchnęłam
niechcący dziewczynę z przekrwionymi oczami, która sączyła
brunatny napój z szklanki z parasolką. Syknęła do mnie niczym
rozwścieczone kocię. Minęłam ją bez słowa.
Przytłumione światło
dostawało się przez okno do moich niewyspanych oczu. Przewróciłam
się na drugi bok i ziewnęłam. Niechętnie wpatrzyłam się w
zegar, który leżał na szafce nocnej. Dochodziła dziewiąta.
Telefon, leżący obok
zegara, mrugnął i wydał charakterystyczny dźwięk, który
oznaczał sms'a Any. Sięgając po ten przedmiot, zrzuciłam lampę i
zużyte chusteczki higieniczne. Niechcący, oczywiście.
Pobudka, kochana!
Wyszłaś wcześniej z imprezy, a dalej śpisz, co?
Mam nowinę! Klaudia
jeszcze nie wróciła do domu. Ciekawe czemu, hm? :D obie wiemy,
czemu jej nie ma. Pan Nieznajomy, inaczej zwany Seksownym, pewnie
zajmuje jej uwagę.
Obudź się, bo
doskwiera mi nuda.
Kisses,
-A
P.S.1
Kocham Słodkie Kłamstewka
P.S.2
Przyjdź do mnie jak najszybciej. Musimy odrobić stracony czas.
Lepiej będzie bez Kat.
Uśmiechnęłam się,
kiedy otrzymałam ten sms. Tęskniłam za Anastazją jednak bardziej
niż za Maksem, który od wczoraj wysłał mi z dziesięć
wiadomości, tyle samo dzwonił, a ja ani razu nie odpowiedziałam.
Miałam wyrzuty sumienia, ale uciszałam je, patrząc na fotkę mnie,
Any, Maćka i Thomasa z Niemiec. Kiedy robiono to zdjęcie, nie
znaliśmy Klaudii, byłam sobą i przyjaźń z tamtymi chłopakami
była zabawna, dziecinna.
Zeszłam na dół,
kompletnie ubrana, i szybko znalazłam się w kuchni. Zjadłam bułkę
z szynką i sałatą, popiłam to sokiem grejpfrutowym. Moi rodzice
późno w nocy wrócili, skłóceni z moimi dziadkami. Teraz
odsypiali zmianę czasową oraz zmęczenie.
Nie zmartwią się, kiedy
zniknę bez uprzedzenia. W mojej domowej kartotece były większe
wykroczenia typu podkradanie zapasów alkoholu taty lub organizowanie
imprezy, myśląc, że rodziców nie będzie. Och, jak mnie i mojej
siostrze, Penelopie, się wtedy oberwało!
Drzwi otworzył mi
Łukasz, który wyglądał, jakby całą noc nie spał. Miał
zmierzwione włosy, lekki zarost i bokserki.
- Otwierasz drzwi tak
każdemu? - zapytałam na powitanie. - Musi być ciekawie.
Uśmiechnął się,
przyjrzawszy się mnie dokładniej.
- Nic się nie zmieniłaś,
Katerino.
Nie czekając na żaden
gest, wcisnęłam się do środka. Dom był zawalony plastikowymi
kubkami, a gdzieniegdzie leżał ktoś nieprzytomny.
- Mylisz się. Zmieniłam
się nie do poznania. Łukaszu, gdzie twoja siostra?
Kiwnął mi na schody i
owionął mnis delikatny zapach dezodorantu. Ach, kocham ten zapach.
Machnęłam na niego ręką
i skierowałam się na górę. Anastazja miała piękny pokój, ale
kochałam swoje lokum, gdzie miałam wszystko, czego pragnęłam.
Dziewczyna leżała na
swoim łóżku i przeglądała najnowsze gazety o modzie. Na
okładkach mizdrzyły się między innymi Kate Moss, Lucy Hale i
Vanessa Hudgens. Ana ubrana była w różową piżamę i miała
cieplutkie kapcie na nogach. Była nieumalowana, aczkolwiek emanowała
świeżością i atrakcyjnością. Błysnęła uśmiechem, kiedy
przyszłam.
- Kristen i Rob żyją
teraz w przyjaźni. Ale to udawane, no nie? - zaśmiała się.
- No raczej. A Jen super
grała w Igrzyskach Śmierci. Zazdroszczę jej Josha. Kochany jest,
prawda?
"Stara Kat"
wygrała. Powróciła na tą chwilę i "Nowa Kat", która
była nudniejszą wersją mnie, siedziała cicho w ciemnym kącie,
obumierając. Nie pozwolę jej wrócić.
Po godzinie albo dwóch
włączyłyśmy telewizor. Wyskoczyła zapowiedź dzisiejszych
wiadomości.
- Śmierć nastolatki w
Czarnej Panterze, popularnym, miejscowym klubie - mówił głos
niewidocznego dziennikarza z grubej rury.
Otwarłam usta
wystraszona. Nienawidziłam jej, a to wszystko tylko pogarszało.
Spojrzałam z lękiem na Anastazję, ale ona bez zmrużenia oka
przeglądała czasopisma. Nie słuchała reklamy.
- Ana! - uderzyłam ją w
ramię. Łzy spłynęły mi po policzkach. - Musimy dzwonić do
państwa Nogackich.
Samochód policyjny przed
skromnym domem Nogackich, rodziny Klaudii, pogarszał sytuację.
Wtedy wiedziałam, że to naprawdę, naprawdę ona. Załkałam, a
Nastka w ogóle nie reagowała na otoczenie. Szła przed siebie,
dumnie zacierając nosa.
Uwierzyłabym każdemu,
kto by powiedział, że Anastazja to ta Anastazja z rodu Romanowów,
o której zrobili film dramatyczny i animowany. Co z tego, że jej
matka jest pół Chinką. Co z tego, że tamta Anastazja urodziła
się w 1901 roku i naprawdę zmarła 1918 roku, a nie jak inni
rozpowiadali, iż przeżyła atak. Szczerze mówiąc, od prawdziwej
historii wolę tą przedstawioną dzieciom.
Moja przyjaciółka
zerknęła na mnie pocieszająco, a potem twardo na policjanta
stojącego przy drzwiach domu Nogackich.
- Jesteśmy... Byłyśmy
przyjaciółkami Klaudii. Żądamy jakiegoś kontaktu z jej rodzicami
- nakazała jak prawdziwa władczynia. Zniknęła typowa, luzacka
Ana, znana wszystkim ze szkoły. Nie wiedziałam, że pod burzą tych
loczków i dziecinnej twarzyczki znajduje się tak opanowana osoba.
Jeszcze bardziej zapłakałam na wspomnienie tego, jak ją
obgadywałam i przez parę sekund nienawidziłam, myśląc, że jest
pusta i plastikowa, krótko mówiąc. Zrozumiałam, że ona grała,
myśląc tak samo o mnie jak ja o niej.
Policjant wyjął walkman
i wyjaśnił sytuację osobie z drugiej słuchawki. Dźwięki
wydawane przez urządzenie nie było przyjemne, ale koniec końców
jakiś inny policjant wydał rozkaz. Pozwolono nam wejść.
- Pani Nogacka, panie
Nogacki! - krzyknęłyśmy, czując się nieswojo w ubogo
udekorowanym domu Klaudii. Zawsze się zastanawiałam, skąd ma tyle
ciuchów i innych nowych rzeczy, skoro jej rodzina nie wyglądała na
dobrze zarabiającą. Nie miałam jednak odwagi spytać.
Rodzice zmarłej
nastolatki łkali, siedząc na kanapie w salonie. Policjant bezradnie
patrzył na dorosłych, potem gestem poprosił nas o pójście do
kuchni.
- Dopiero teraz
dowiedzieliśmy się o was - mruknął mężczyzna. - Byłyście tam.
Co widziałyście?
- Niewiele widziałam -
zadrżałam. - Po godzinie wróciłam sama do domu.
- A ja dwie godziny po
niej. Ale razem zdążyłyśmy zobaczyć, jak ten blondyn wyprowadza
Klaudię z imprezy.
Policjant notował nasze
słowa, ale i tak zaraz dostaniemy nakaz przyjścia na oficjalne
przesłuchiwania w komisariacie.
- Jaki blondyn?
- Jeden z uczestników
imprezy. Miał na oko ze dwadzieścia parę lat, odznaczał się
niezwykłą urodą, a oczy były koloru jasnego błękitu -
wysapałam.
- Czyli był ostatnim
świadkiem.. - mruknął stróż prawa.
- Co? - Ana prawie
krzyknęła. Wytrzeszczyła oczy. - On jest mordercą, nie świadkiem.
Policjant spojrzał na
nas znad notesu. Jego mina była bardzo zabawna, gdyby nie była to
poważna sprawa.
- Szyję dziewczyny
rozszarpano. Człowiek ma na to za tępe zęby. To było zwierzę.
Ale, oczywiście, reporterzy zdążyli już zrobić swoje - Mężczyzna
schował notes i długopis do kieszeni. Zerknął do tyłu, mówiąc:
- Zapraszamy was do szczegółowego przesłuchania w komisariacie. Do
widzenia, dziewczyny. Państwu.
-------------------------------------------
Na razie tyle mam. Zaktualizowane: 23.12.2013r.