26 czerwca 2013

Rozdział 12

*oczami Logana. Ok. czterysta lat wcześniej. *
Był rok 1657. Piękna Anglia za tych czasów tryskała życiem. Bogate kobiety z mężami jeździły do teatrów, a mieszczańscy mężczyźni upijali się w spichlerzach. Inni ludzie, urodzeni w arystokrackich rodach, jeździli karetami w tę i we w tę głównie dlatego, by spotkać przyjaciela na drodze i pogadać albo by ujrzeć sytuację, dla której mogliby stworzyć masę ciekawych plotek.
Siedziałem w jednej z tych karet, ale nie rozglądałem się jak inni. Czytałem powieść religijną omawiającą niektóre z łatwych do rozgryźnięcia tajemnic. Skupiłem się na powieści, wiedząc, że na ulicy nie dzieje się nic, co by mnie zaciekawiło. Nie byłem artystą, który patrzył na świat inaczej niż inni, który poszukiwałby jakichś inspiracji. Byłem zwykłym szlachcicem, który od poczęcia został powołany do walk. Mój ojciec był wielkim szanowanym rycerzem, który na zawsze zostanie w pamięci Anglii. Ja zamierzałem pobić jego rekord. Być znanym w co najmniej dwóch innych krajach.
Woźnica krzyczał do koni, popędzał je. Nieraz podskakiwałem na siedzeniu, gdyż ulica była miejscami dziurawa.
- Stop! Stop! - zatrzymał nas jakiś rycerz.
- Co się dzieje? - wyjrzałem z karety, ale jakiś inny rycerz mnie wepchnął do niej. Posłałem im twarde spojrzenie.
- Przepraszamy, paniczu Henderson. Jacyś wieśniacy wszczęli bunt. Tą drogą nie przejedziecie bezpiecznie – powiedział rycerz z niebieskimi, magicznymi oczami. Poczułem się nieswojo.
Pokiwałem szybko głową i powiedziałem do woźnicy:
- Zawróćmy więc.
Tak też woźnica zrobił, robiąc lekki chaos na drodze, kiedy zawracał. Niektórzy rycerze wołali na nas, inne panie w karetach się zdumiały, a potem krzyczały oburzone tym, że ich karety musiały nas przepuścić. Jedna z nich jednak milczała. Było upalne lato, więc machała wachlarzem, chowając większość twarzy. Jedynie widziałem jej silnie niebieskie oczy. Tak niebieskie, jak tamtego mężczyzny. Mroczne i drapieżne.
Dotarliśmy do jakiegoś skrzyżowania, którego nie pamiętałem.
- Co się dzieje, Lucian? - spytałem wzburzony.
- Konie muszą pić, panie – wyjaśnił. - Pan także powinien pójść i się czegoś napić. Jest zbyt upalnie.
Zamknąłem książkę i wyszedłem z karety. Patrzyłem, jak Lucian bierze konie do stajni i z niej wychodzi po paru minutach. Patrzy na ziemię przed stopami, więc dopiero przy karecie zauważył, że stałem przy karecie.
- Dlaczego panicz nie pójdzie do środka się napić? - zdziwił się.
- Chcę się upewnić, że ty także tam pójdziesz – uśmiechnąłem się. Mój ojciec nauczył mnie szacunku dla służby. W sumie mówił, że mam ich traktować jak przyjaciół. - Chodź, postawię ci piwo.
Weszliśmy do pubu, który okazał się pustawy. Siedzieli tam: jakiś młodzieniec, dwóch starych baronów, jeden upity mieszczanin i jego dwóch kumpli, którzy go wynosili - A nie, to złodzieje go okradają - i ta kobieta z karety. Nie rozumiałem, jak szybko mogła się tu znaleźć.
Podeszliśmy do stolika, który był bardzo blisko kobiety. Uśmiechnęła się do mnie, a jej oczy zmieniły barwę na brązowy. Byłem pewien, że wcześniej były wściekle niebieskie.
- Dwa piwa – powiedziałem, gdy ujrzałem, jak kelnerka do nas podchodziła. Spojrzała na mnie dziwnie i wróciła się po dwa piwa, które zaraz potem nam podała. Dałem jej cztery monety, które ona odebrała z miłym uśmiechem.
- Lucian, nie dostawałeś żadnych wieści od mojego ojca? - spytałem podejrzliwie. Bałem się, że mój ojciec mógł zginąć w ostatniej bitwie.
- Nie, panie.
Siedzieliśmy w pubie w ciszy. Nawet złodzieje, nie znalazłszy nic ciekawego w kieszeniach mieszczanina, usiedli i wypili po piwie. Podobała mi się ta cisza, ale najwyraźniej nie młodzieńcowi, który siedział pod ścianą.
Wstał i wyjął miecz, ruszając na środek pomieszczenia. Z doświadczenia wiedziałem, że rzuci komuś wyzwanie.
Ale on nie zdążył pisnąć słówka, bo do pubu wtargnął jakiś kapłan.
- Ludzie, apokalipsa w Transylwanii! Strzeżcie się potwora zesłanego z piekieł! Syna samego diabła!
- Panie! - krzyknąłem zdumiony. - Jaka Transylwania? Jaki potwór?
- Istota niesłychana! - odparł, ignorując moje pytania. - Wymorduje cały świat. Zasiedli je takimi jak on sam.
Zdenerwowany podszedłem do księdza i mocno nim potrząsłem, nie zważając na zburzenie innych.
- O co chodzi? Jaki potwór? - krzyknąłem, a starszy mężczyzna spojrzał na mnie jak na głupiego.
- Nie wie pan? Wszyscy o nim mówią! O hrabi Drakuli. Synu właściciela wielkich włości, który umarł, ale wpierw oddał duszę diabłu, który dał mu parodię życia! Wszyscy mówią o tym, jak wypija krew ludzi w wsiach, a teraz zmierza do centrum Transylwanii.
- A co niby ma to z nami wspólnego? - Uniosłem jedną brew mocno zdziwiony. - To Rumunia straci na ludziach, nie Anglia.
- To, panie, że on ma oblubienice. Kobiety, które zmienił w swe kochanki-wampirzyce. Z nimi może mieć wiele dzieci. Dzieci, które zapewne zasiedlą inne kraje. Bułgarię, Polskę, Niemcy... Czemu więc nie przyjdą tutaj? Na arystokracką krew angielskiego młodzieńca jak pan?
Pokręciłem głową. Jeżeli Drakula dostał parodię życia, nie mógł więc spłodzić kogoś. Nie obchodził mnie los ludzi z Transylwanii, ale nowa przygoda? Czy to nie ta przygoda może mnie uczynić najsławniejszą osobą na świecie?
- Powiedz mi, panie, co go zabije – rzekłem szybko.
- Powiadają, że takie istoty odtrąca czosnek, a zabija krucyfiks lub kołek z drewna – powiedział podejrzliwie. - Nie mówi pan chyba, że chce tam pojechać i go zabić? Nikt nie zna jego potęgi.
- Pojadę tam. Przeżyję, zabijając go, lub zginę, próbując go zabić.
Podszedł do nas młodzieniec z mieczem.
- Więc będzie pan o tą przygodę walczył, panie!
Wyjąłem miecz i pokręciłem głową. Był wysoki i umięśniony, ale widać było, że nie zna się na walkach. Źle trzymał miecz – mogłem mu go odebrał prędzej, niż on powie „przygoda”. Ubrany był jak szlachcic i brakowało mu tarczy. Ponownie pokręciłem głową.
- Zginiesz – szepnąłem. - Mam za sobą wiele walk, a ty żadnej.
Nie zapytał, skąd ta pewność. Wiedział, że się znam, ale jednak zaatakował. Machnął mieczem, a ja obroniłem się jednym ruchem. Zablokowałem jego miecz, ale siłą się odepchnął i ponowił atak. Walka trwała długo, co mnie szczerze zdumiło. Chłopak nie wyglądał przecież na rycerza.
- Chłopcy! - krzyknęła do nas kobieta, a my spojrzeliśmy na nią wściekli. - Czemu myślicie, że akurat wy go zabijecie? Znacie się na zabijaniu ludzi, nie... Bestii.
Patrzyłem na nią podejrzliwie, a jej oczy zmieniły znów barwę na niebieski. Czułem dziwny szum w głowie, który chciał mnie zdekoncentrować.
- Niech panienka się nie wtrąca, dobrze? - odrzekłem spokojnie. - Nie wolno przerywać pojedynków.
Kobieta podniosła brwi i się uśmiechnęła. Czułem, iż uważa, że to na mnie działa, ale ja posłałem jej kpiące spojrzenie. W tym czasie młodzieniec, który nazwał się Jamesem, warknął, że już prawie wygrywał i że nikt nigdy go tak nie potraktował.
- Cóż, ja też mogę ponarzekać, że mnie tak nigdy nie potraktowano – powiedziała ponuro. - Ale wolę działać.
Jej niebieskie oczy prawie ustąpiły żywemu złotu. Płynęło w błękicie rozszalałe i wściekłe jak jej mina.
Oboje z Jamesem straciliśmy przytomność.
Czułem się jak we śnie. Widziałem jak z chłopakiem dla niej zabijaliśmy ludzi, zwierzęta. Jak porywaliśmy mężczyzn, kobiety, dzieci. Jak sami jej dawaliśmy swoją krew, a potem kazała nam się samych opatrzyć. Mnie to sprawiało trudność, ale James się na tym znał i mi pomagał. W tym chorym stanie staliśmy się przyjaciółmi.
W końcu nadszedł TEN dzień. Z dnia na dzień kobieta zdawała się być przerażona, prześladowana. Ktoś podsyłał jej martwe krowy bez głów lub inne makabryczne rzeczy. Mimo naszego dziwnego stanu, z Jamesem to wyczuliśmy. Byliśmy ostrożniejsi, zanim nas o to poprosiła.
Ale ona nie ruszała się z domu – mieszkaliśmy z nią w środku lasu – bo była zbyt dumna na tchórzostwo. Wiedziała, że ktoś, kto ją gnębi, wreszcie ją dopadnie.
I tak było. Przyszli do nas ludzie z wioski. Mieli z sobą włócznie, kołki i ogień. Zabili ją szybko, a nas zostawili, gdyż wcześniej nas ugryzła, więc leżeliśmy jakby martwi.
Podpalili parę miejscu w domu, żeby przyspieszyć proces spalenia nas i tego starego domu. Odeszli, nie zważając na to, by nas wyciągnąć i oddać rodzinie, która oddałaby za nas dwór i służbę. Serio musieli nienawidzić tą kobietę. Albo to coś, czym była. Ale czym mogła być?
Ogień się do nas zbliżał, trochę nas piekąc. Wiedziałem, że tam umrzemy.
- A-a twier-dź-dziła, że nas t-to ochroni – wyjęknął James.
- Bo miała rację – powiedział ktoś za nami.
Był to blady mężczyzna o kruczoczarnych włosach i mrocznym spojrzeniu. Sprawdził nasze oczy i stęknął. Wyciągnął nas prędko z płonącego domu i wyrzucił na ściółkę. Szedł w tą stroną, potem w tamtą. Był wyraźnie wściekły.
- Nie tylko ucieka, a gryzie ludzi – warknął do siebie.
- Tylko nas – obroniłem ją, gdy zacząłem czuć usta. - A co, to była twoja oblubienica?
Mężczyzna spojrzał na nas i uniósł brwi. Pokiwał głową. Krótko powiedział nam to, co kapłan mnie. Ukucnął przed nami i spojrzał w moje oczy.
- Zakazuję ci mówić o tym, co się stało za moją sprawą. Nikt nie może wiedzieć, że żyję.
Spojrzał na Jamesa i powtórzył słowa.
Potem odszedł i zostawił nas samych w lesie. Byliśmy oniemiali i bardzo głodni. Paliły nas gardła, a oczy jakby nam schnęły.
- Chodź, bracie – powiedział do mnie James. Pierwszy raz się do siebie odezwaliśmy po tym dziwnym, służelczym stanie
Wziął mnie pod ramię i poszliśmy w las. Z ognia uratowały się trzy konie. Jednego wykorzystaliśmy do zebrania wszystkiego, co jest wartościowe, i uciekliśmy. Droga przez puszcze nie była długa, ale i tak zatrzymywaliśmy się co chwilę, nieświadomi własnych czynów. W końcu James już był tak głodny, że rzucił się na sarnę i wgryzł się w jej ramię. Wypił jej krew i wtedy zrozumieliśmy.

Zmieniła nas w potwory.
-----------------------------------
Jakość notki taka sobie, ale cóż. Cierpię na meyeronizm xD Piszę to, czego nie muszę dużo, a mało to, co chcę. Dziękuję za komentarze <3

3 komentarze:

  1. Jak bym była na ich miejscu to bym nawet i te konie zabiła a nie czekała na sarnę. Ale każdy ma swoje preferencje co do pragnienia xd.
    Musiałaś wtrynić Polskę, prawda? xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Logan i James w wydaniu średniowiecznym cudo *.* Masz ogromny talent do pisania. :) Czekam na następny rozdział. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Zainteresowało mnie to opowiadanie mimo, że chyba piszesz na jakiś "znany temat" czy coś w tym stylu. Nie znam się na tych nowych wynalazkach, ale jako osoba obiektywna... Świetne! Chociaż nie lubię zmierzchu, pamiętników itd to ta historia spodobała mi się i czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę weny
    http://broken-heart-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli masz zamiar reklamować siebie, ignorując mnie i moje posty, nie będę Twoim blogiem zainteresowana.
Dziękuję,
RosAlice.