*oczami Logana *
Obudziłem z
krzykiem z okropnego snu. Byłem opatulony kocem, więc próbowałem
się wygramolić z tego kokonu, ale spadłem z łóżka i uderzyłem
się w głowę. Mimo że ból głowy był dość duży, dalej
próbowałem wyciągnąć ręce z tego spętania. Czułem się gorzej
niż czuły się gąsienice w kokonach.
- Kurka wodna! -
warknąłem, a do pokoju weszła Rose ze zdziwieniem na twarzy.
- Myślałam, że
śpisz – powiedziała i zarumieniła się. Miała ze sobą tacę ze
szklankami i wazon z porcelany. - Przepraszam za kokon, ale byłeś
strasznie zimny, jak zasnąłeś na kanapie.
Rozejrzałem się po
pokoju. Był w kolorach delikatnego różu, fioletu i błękitu. Na
ścianach były powieszone plakaty zespołów i filmów. Widziałem
dużo plakatów mojego zespołu, One Republic, Justina Biebera,
Linkin Park, a także filmów jak: Zmierzch, Harry Potter, Igrzyska
Śmierci, Piękne Istoty, Hobbit i Miasto Kości. Biurko było
zrobione z ciemnego dębu, a na nim znajdował się komputer
stacjonarny obklejony śmiesznymi obrazkami. Bardzo radosnymi
obrazkami.
- Spałem w twoim
pokoju? - zapytałem, ignorując jej przeprosiny. Nie musiała mi
niczego wyjaśniać, bo nie byłem zły.
- Tak. Po tym, jak
nam wszystko wyjaśniliście i Klaus was uwolnił... Zasnąłeś na
kanapie taki wyczerpany i okropnie zimny.
- A gdzie ty spałaś?
- wybałuszyłem oczy. A ona pokręciła głową, uśmiechając się
sympatycznie. - Przecież była noc! Ludzie potrzebują snu bardziej
od nas. I – Uspokoiłem się. - my zawsze jesteśmy zimni. A
poszedłbym spać do siebie, gdyby twój przyjaciel nie zacząłby
mnie przy okazji dusić. Do teraz gardło mnie boli.
- Przeprosiłabym
cię za niego, ale może lepiej nie – uśmiechnęła się złośliwie
i pokręciła głową. - Masz, przyniosłam ci śniadanie do łóżka.
Położyła tacę na
komodę obok łóżka, a ja poczułem zapach krwi. Słodkość 0Rh-.
Dziewczyna kucnęła przy mnie i zaczęła majstrować przy kołdrze.
Wzdychała i czerwieniała przy każdej traconej sekundzie, gdyż nie
umiała znaleźć końca koca.
- To dziwna sytuacja
– powiedziałem z uśmiechem.
- Tak, bardzo
dziwna.
W końcu odnalazła
wyczekiwany koniec kołdry i powoli mnie rozwiązywała. Czułem już
luz, a nie ściśnięcie, i wtedy mój umysł zaczął pracować.
Pomogła mi wstać i długo tak staliśmy, patrząc na siebie.
Do głowy wpadłaby
mi pewna myśl, która nie była zbytnio przyjemna.
- Co z Bellą?
Rosalie spoważniała.
Nie uśmiechała się przepraszająco czy też wesoło. Była smutna
i zrozpaczona. Zobaczyłem, jak opadła na łóżko i zaczęła cicho
łkać. Usiadłam obok niej i objąłem ją przyjacielsko. Przy tym
skorzystałem, by móc wdychać jej słodki zapach. Pachniała, o
ironio, różami i słodkim płynem, który aż kazał wysunąć się
moim kłom. Jednak byłem na tyle silny, by kontrolować moją
wampirzą naturę.
Obejmowałem ją tak
dłuższy czas, a jej płacz przybierał na sile i zmieniał się w
szloch. Kciukiem głaskałem jej ramię, nawet pozwoliłem sobie na
drobny całus w jej włosy. Myślałem, że skupiła się na płaczu
lub powodu płaczu, ale myliłem się. Gdy poczuła ten całus,
przestała łkać i spojrzała na mnie czerwona i mokra na twarzy.
- Logan –
szepnęła, a ja zamknąłem oczy i ją pocałowałem.
Chwilę była
niezdecydowana. Pozwoliła mi się całować, a potem wyciągnęła
dłoń i pogłaskała mnie po policzku i odwzajemniła pocałunek. I
to był początek mojego końca.
Mimo że dzieliły
nas centymetry, zbliżyłem się do niej chyba o jakieś kilometry.
Czułem, że wcześniej była dla mnie zbyt daleko i nie mogłem tego
znieść. Ramię przy ramieniu. Pierś przy piersi. Usta przy ustach,
a nosy figlarnie się łaskotały.
Jednym, zgrabnym
ruchem podniosłem ją i położyłem na swoich kolanach, nie
odrywając naszych ust. Ona jednak poprawiła mnie, siadając przodem
do mnie. Wbiła palce w moje włosy i przycisnęła swoją twarz do
mojej, lekko gniotąc nasze nosy.
Ale ta przyjemność
nie trwała długo. Dziewczyna odsunęła się ode mnie.
- Nie –
powiedziała cicho i wyszła z pokoju.
Zostałem tam, choć
miałem wielką ochotę wybiec za nią i... Sam nie wiem. Przeprosić?
A może poprosić o chodzenie? O coś więcej?
Nie, ona tego nie
chciała.
Wziąłem dzbanek i
nalałem do szklanki trochę krwi. Nigdy tak nie pijałem, ale to mi
się nawet podobało. Połączenie ludzkości w nieludzkości? Tylko
Rose może tak śmiało zrobić. Zamknąłem oczy i wyobraziłem
sobie Rose w sukni z średniowiecza. Tak, idealnie pasowała do tych
czasów.
- Jak księżniczka
– skomentowałem, biorąc spory łyk smacznej krwi. Wtedy poczułem
na sobie czyjś wzrok.
- Wypiłeś to? -
James wyskoczył zza drzwi i zrobił wielkie oczy. - Czy ty jesteś
mądry? To krew Rose!
Uniosłem jedną
brew zdziwiony. O co mu chodziło? Krew tej dziewczyny była bardzo
dobra. Dzięki niej czułem, jak życiodajnie ożywia moje żyły w
każdej części organizmu. Czułem, jak odmładza mi skórę.
Czułem, jak ogień w gardle powoli znika. Czułem, jak kły
ustępują, a to było najdziwniejsze.
- O co ci chodzi? -
spytałem nieco wkurzony.
- Kendall wyczytał,
że jej krew nie jest taka zwykła. Ona może zabić, Logan! - James
zlustrował mnie jednym spojrzeniem i był widocznie oburzony.
- To czemu mi ją
podała? Żeby sprawdzić na mnie czy zabija?
- Ona nic nie
wiedziała – James kręcił głową. - Wyczułem krew, tą grupę.
Zobaczyłem u niej ranę po pobieraniu i poczułem to samo, Logan.
Nie wiem, czy zrobiła to specjalnie, ale nic nie wie o mocy jej
krwi.
- Jej krew ma więcej
mocy niż ona sama – prychnąłem. - Tak, to raczej jej krew.
- I co czujesz? -
przyjaciel podszedł bliżej i spojrzał głodny na dzbanek. W tym
spojrzeniu jednak ujrzałem też wstręt.
- Jakbym był znów
człowiekiem.
Podniosłem dzbanek
i nalałem do szklanki dużo krwi. Potem postawiłem dzbanek na
komodzie i podniosłem wysoko szklankę, jakbym pokazywał światu
swoje trofeum. Krew lśniła na różne kolory. Ujrzałem błękit i
złoto, ale wciąż była to czerwona krew.
James podszedł do
mnie i zabrał krew. Przyjrzał się jej dokładnie i zrobił coś
pomiędzy parsknięciem a prychnięciem.
- Chodź ze mną do
salonu – powiedział i wyszedł z pokoju, nie czekając, aż się
ruszę.
Poszedłem za nim,
tęskno odwracając się do tacki z moim śniadaniem. Nie czułem
głodu i byłoby to dla mnie dziwne, gdybym już wcześniej czegoś
nie jadł. My, wampiry, nie musimy często jadać, ale ludzka krew
daje nam niezwykłą siłę.
Znaleźliśmy się w
salonie, gdzie na kanapie siedziała Bella, tuląc się do poduszki i
oglądając serial „Jak poznałem waszą matkę”. Oczy miała
szkliste, a źrenice wciąż połyskiwały żółcią. Widziałem
łzy, które spokojnie płynęły po jej policzkach.
- Serio musisz
oglądać tego tasiemca? - warknęła Pauline, kiedy weszła do
salonu. Minę miała niemrawą, a oczy poczerwieniałe, jakby całą
noc płakała.
Ta spojrzała na nią
ze spokojem osoby chorej psychicznie. Było to groźne, melancholijne
spojrzenie.
- Kiedy nie
potrafisz spać z bólu, coś trzeba robić – powiedziała cicho.
W salonie byłem
tylko z Jamesem, Pauline, Bellą i Kendallem, który siedział na
oparciu kanapy, nie odważając się zbliżyć do Belli. Natalie,
Carlos i Rose gdzieś zniknęli. Nikt Carlosa nie widział od nocnej
przygody, więc pewnie wrócił do domu się przebrać i wyspać, ale
co było z Nat i Rose – nikt nie wiedział.
- Hej, dziewczyny! -
zbiegła po schodach zdyszana Natalie. - Jutro jest festiwal w
Uniwerku! Pojmujecie to? Musimy jechać kupić sukienki! Musimy
pokazać wszystkim dziewczynom!
James posłał mi
pełne zdziwienia spojrzenie, ale odwróciłem wzrok. Doskonale
wiedziałem o tym festiwalu, ale miałem nadzieję, że one tam nie
pójdą. Zobaczyłem w głowie, jak Pauline podskoczyła z radości i
wzięła swój telefon do ręki. Wystukała czyjś numer i zaczęła
mówić do telefonu, że zaprasza na festiwal. Po chwili pojąłem,
że tego nie robi.
Nathalie rozejrzała
się i nieco zawiodła się brakiem reakcji ze strony dziewcząt. Jej
usta drgnęły nerwowo i dziewczyna usiadła na skraju kanapy z
ponurą miną.
Patrzyłem na Jamesa
wyczekująco. Po co mnie tu ściągał?
- James, cokolwiek
chciałeś tu robić, zrób to, bo nie zamierzam tu długo posiedzieć
– warknąłem. Miałem w planach gdzieś wyjść i się zabawić.
Może pójść na boisko i zagrać z kimś w kosza. Cokolwiek, byleby
nie siedzieć w domu, co mnie przytłaczało. Mnie, wielkiego
podróżnika, o którym dawno temu zapomniano.
Oczekiwałem na
odpowiedź Jamesa, ale to Kendall się odezwał:
- Logan, wszyscy
zgodnie uznaliśmy, że najlepiej przestudiować historię naszego
istnienia. Wiesz, na czym polega klątwa wilkołaków, czemu wampiry
żywią się krwią – wyjaśnił, gdy zauważył moją tępą minę.
- Ale czemu teraz?
Nie mogliście do tego dojść już dawno temu? - Poczułem, jak krew
w moich żyłach goreje. Nie rozumiałem, czemu byłem wściekły,
ale to mnie całkowicie opętało. - A może w tej waszej głupiej
szkole nic nie robicie?
Głupi testosteron
kazał Kendallowi wstać, gdy go obrażono. Pośrednio, ale obrażono.
Mierzyliśmy się wzrokiem, dopóki nie odezwała się Bella, nieco
wyraźniej od wypadku poprzedniej nocy.
- Jesteście głupi.
Obaj – powiedziała tylko i siorbnęła głośno herbatę ziołową.
Dalej się
mierzyliśmy wzrokiem, ale z sekundy na sekundę napięcie znikało,
a gniewny wyraz twarzy Kendalla zastąpił szeroki uśmiech. Usiadł
obok Belli i wyjął spod stołu pliki kartek i parę ksiąg.
W tej samej chwili
do salonu weszła uspokojona Rose ze stosem ksiąg w rękach.
- Poprzednio
mieszkała tu jakaś staruszka oskarżana o różne dziwne sprawy.
Niektórych straszyła przepowiedniami katastrof, więc pewnie to
była jakaś zakręcona jasnowidzka. Ale, na szczęście, miała w
piwnicy dużo rzeczy wspólnych z tym, o czym chcemy... - przerwała
krótko, by na mnie spojrzeć, a potem odwróciła wzrok i
kontynuowała: - porozmawiać. Zdążyłam coś przeczytać i jest o
tutejszej klątwie wilkołactwa, która różni się od innych
rejonów.
Podała książki
Kendallowi i wyszła pod pretekstem napicia się czegoś zimnego.
Była cała z kurzu i przybrudzona czymś czarnym jak smoła.
Poszedłem za nią, kiedy wszyscy zainteresowali się księgami.
Znaleźliśmy się w
ich kuchni. Była ładnie, nowocześnie urządzona, a była dość
malutka. Nie miała miejsca na stół i krzesła. Patrzyłem na
srebrne komody i zdobienia i westchnąłem.
- Będziecie musiały
zmienić wystrój ze względu na Bellę – skomentowałem i
spojrzałem na dziewczynę, która opierała się o zlew i piła sok
winogronowy prosto z kartonu. - Co z twoim przyjacielem? Gdzie
poszedł?
W moim głosie nie
szło się doszukać oznak negatywnych emocji czy uczuć – starałem
się jak mogłem, by go zaakceptować i nie nabijać się już z
niego – ale Rose spojrzała na mnie jak na wstrętnego, oślizłego
robaka.
- Wczoraj dużo się
działo, a że na razie jestem tu bezpieczna... Hm... Pewnie poszedł.
Staliśmy w
milczeniu w kuchni i nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem.
Rose albo to piła sok, albo wzruszała ramionami, jakby odpowiadała
na czyjeś pytania nie dane mi usłyszeć, a ja czułem napierający
na mnie gniew, który należał do dziewczyny.
- Wiesz – zaczęła,
a każde jej słowo były jak ból zadawany ostrzami. - Nie
powinieneś był mnie całować, bo miałam słabą chwilę.
Doskonale wiem, że lubisz słabe dziewczyny, więc od razu cię
ostrzegam, że nią nie jestem. Już sobie nie pozwolę na chwile,
które byś wykorzystał.
- O co ci chodzi? -
spytałem otępiały przez jej atak. Nie rozumiałem nagłą zmianę
nastroju. - Nigdy nie zamierzałem cię wykorzystać czy skrzywdzić
i powinnaś to wiedzieć. Boże, ludzie! Czemu wszyscy tak się
dziwnie zachowują?
Jej policzki
poczerwieniały, a oczy zaszkliły się. Zamrugała, by odeprzeć
atak łez i wyszła z kuchni, kierując się do swojego pokoju.
Wiedziałem, że taka nie była, tylko przez te wszystkie sytuacje
czuła się nieco przybita. Nie radziła sobie, więc musiałem dać
jej przestrzeń. Musiała wiedzieć, że może na mnie liczyć.
Wróciłem do
salonu, a przyjaciele ani nie drgnęli. Wciąż żywili się każdym
słowem wpisanym w księdze i nie zauważyli cienia zza okna.
Po chwili ktoś
zadzwonił do drzwi. Uznałem, że lepiej ja otworzę, a nie ci,
którzy teraz ledwo się ocknęli. Bella spojrzała w moją stroną i
nieco się skrzywiła.
- Fuj, coś tu
śmierdzi mokrym psem.
Pokręciłem głową
i otwarłem gościowi drzwi. Uch! Co to był za odór! Do drzwi
dzwoniła ładna blondynka, którą na pierwszy rzut oka można
rozgryźć. Była wilkołakiem i to nie byle jakim, a jednym z tych
najstarszych, co poznałem po smrodzie.
- Dzień dobry,
jestem Chrissy Grey – odezwała się grzecznie, a Kendall wstał
jak oparzony i podszedł do nas. - Witaj, Kendall.
Spojrzałem to na
Kendalla, to na nią i nie rozumiałem, skąd ten pacan mógł znać
wpływowego wilkołaka.
- Hej, Chrissy. Co
tu robisz?
- Jestem, żeby
przeprosić i... Żeby zobaczyć Zakażoną.
-------------------------------------------------------------
Taka sobie notka mi wyszła. Prawdopodobnie będę coraz wolniej pisać, aż mnie natchnie xD Dziękuję za czytanie i komentowanie :D
PACAN?! Ugh.. Ale niech ci będzie..
OdpowiedzUsuńTyle narzekałaś, że notka do d*(wiesz co wstawić :D) wyszła, a wcale tak nie jest :<
A idź ty.. O co kaman z tą krwią??
Jak zwykle świetny rozdział . Czekam na następny nie mogę się doczekać jeśli masz ochotę wpadnij na mój http://lostin-love.blogspot.com/2013/07/rozdzia-2-recznik-awantura-i-doeczki.html
OdpowiedzUsuńSuuper :D
OdpowiedzUsuńOczywiście rozdział genialny jak zawsze ; ]
No właśnie, o co chodzi z tą krwią ?
dawaj nn :** !! i love you!! naj blog ,serio :D
OdpowiedzUsuńHej, zerknęłam na Twoją twórczość i podoba mi się :) nie lubię czegoś takiego, ale to wyjątkowo przyjemnie się czyta. Szkoda tylko, że takie krótkie :) Pozdrawiam, życzę weny i czekam na nowy rozdział http://broken-heart-ff.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńczekam na nn
OdpowiedzUsuńDobrze wymyślone z tą krwią. Rozdział świetny.
OdpowiedzUsuń