04 lipca 2013

Rozdział 13

*oczami Logana *
Obudziłem z krzykiem z okropnego snu. Byłem opatulony kocem, więc próbowałem się wygramolić z tego kokonu, ale spadłem z łóżka i uderzyłem się w głowę. Mimo że ból głowy był dość duży, dalej próbowałem wyciągnąć ręce z tego spętania. Czułem się gorzej niż czuły się gąsienice w kokonach.
- Kurka wodna! - warknąłem, a do pokoju weszła Rose ze zdziwieniem na twarzy.
- Myślałam, że śpisz – powiedziała i zarumieniła się. Miała ze sobą tacę ze szklankami i wazon z porcelany. - Przepraszam za kokon, ale byłeś strasznie zimny, jak zasnąłeś na kanapie.
Rozejrzałem się po pokoju. Był w kolorach delikatnego różu, fioletu i błękitu. Na ścianach były powieszone plakaty zespołów i filmów. Widziałem dużo plakatów mojego zespołu, One Republic, Justina Biebera, Linkin Park, a także filmów jak: Zmierzch, Harry Potter, Igrzyska Śmierci, Piękne Istoty, Hobbit i Miasto Kości. Biurko było zrobione z ciemnego dębu, a na nim znajdował się komputer stacjonarny obklejony śmiesznymi obrazkami. Bardzo radosnymi obrazkami.
- Spałem w twoim pokoju? - zapytałem, ignorując jej przeprosiny. Nie musiała mi niczego wyjaśniać, bo nie byłem zły.
- Tak. Po tym, jak nam wszystko wyjaśniliście i Klaus was uwolnił... Zasnąłeś na kanapie taki wyczerpany i okropnie zimny.
- A gdzie ty spałaś? - wybałuszyłem oczy. A ona pokręciła głową, uśmiechając się sympatycznie. - Przecież była noc! Ludzie potrzebują snu bardziej od nas. I – Uspokoiłem się. - my zawsze jesteśmy zimni. A poszedłbym spać do siebie, gdyby twój przyjaciel nie zacząłby mnie przy okazji dusić. Do teraz gardło mnie boli.
- Przeprosiłabym cię za niego, ale może lepiej nie – uśmiechnęła się złośliwie i pokręciła głową. - Masz, przyniosłam ci śniadanie do łóżka.
Położyła tacę na komodę obok łóżka, a ja poczułem zapach krwi. Słodkość 0Rh-. Dziewczyna kucnęła przy mnie i zaczęła majstrować przy kołdrze. Wzdychała i czerwieniała przy każdej traconej sekundzie, gdyż nie umiała znaleźć końca koca.
- To dziwna sytuacja – powiedziałem z uśmiechem.
- Tak, bardzo dziwna.
W końcu odnalazła wyczekiwany koniec kołdry i powoli mnie rozwiązywała. Czułem już luz, a nie ściśnięcie, i wtedy mój umysł zaczął pracować. Pomogła mi wstać i długo tak staliśmy, patrząc na siebie.
Do głowy wpadłaby mi pewna myśl, która nie była zbytnio przyjemna.
- Co z Bellą?
Rosalie spoważniała. Nie uśmiechała się przepraszająco czy też wesoło. Była smutna i zrozpaczona. Zobaczyłem, jak opadła na łóżko i zaczęła cicho łkać. Usiadłam obok niej i objąłem ją przyjacielsko. Przy tym skorzystałem, by móc wdychać jej słodki zapach. Pachniała, o ironio, różami i słodkim płynem, który aż kazał wysunąć się moim kłom. Jednak byłem na tyle silny, by kontrolować moją wampirzą naturę.
Obejmowałem ją tak dłuższy czas, a jej płacz przybierał na sile i zmieniał się w szloch. Kciukiem głaskałem jej ramię, nawet pozwoliłem sobie na drobny całus w jej włosy. Myślałem, że skupiła się na płaczu lub powodu płaczu, ale myliłem się. Gdy poczuła ten całus, przestała łkać i spojrzała na mnie czerwona i mokra na twarzy.
- Logan – szepnęła, a ja zamknąłem oczy i ją pocałowałem.
Chwilę była niezdecydowana. Pozwoliła mi się całować, a potem wyciągnęła dłoń i pogłaskała mnie po policzku i odwzajemniła pocałunek. I to był początek mojego końca.
Mimo że dzieliły nas centymetry, zbliżyłem się do niej chyba o jakieś kilometry. Czułem, że wcześniej była dla mnie zbyt daleko i nie mogłem tego znieść. Ramię przy ramieniu. Pierś przy piersi. Usta przy ustach, a nosy figlarnie się łaskotały.
Jednym, zgrabnym ruchem podniosłem ją i położyłem na swoich kolanach, nie odrywając naszych ust. Ona jednak poprawiła mnie, siadając przodem do mnie. Wbiła palce w moje włosy i przycisnęła swoją twarz do mojej, lekko gniotąc nasze nosy.
Ale ta przyjemność nie trwała długo. Dziewczyna odsunęła się ode mnie.
- Nie – powiedziała cicho i wyszła z pokoju.
Zostałem tam, choć miałem wielką ochotę wybiec za nią i... Sam nie wiem. Przeprosić? A może poprosić o chodzenie? O coś więcej?
Nie, ona tego nie chciała.
Wziąłem dzbanek i nalałem do szklanki trochę krwi. Nigdy tak nie pijałem, ale to mi się nawet podobało. Połączenie ludzkości w nieludzkości? Tylko Rose może tak śmiało zrobić. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie Rose w sukni z średniowiecza. Tak, idealnie pasowała do tych czasów.
- Jak księżniczka – skomentowałem, biorąc spory łyk smacznej krwi. Wtedy poczułem na sobie czyjś wzrok.
- Wypiłeś to? - James wyskoczył zza drzwi i zrobił wielkie oczy. - Czy ty jesteś mądry? To krew Rose!
Uniosłem jedną brew zdziwiony. O co mu chodziło? Krew tej dziewczyny była bardzo dobra. Dzięki niej czułem, jak życiodajnie ożywia moje żyły w każdej części organizmu. Czułem, jak odmładza mi skórę. Czułem, jak ogień w gardle powoli znika. Czułem, jak kły ustępują, a to było najdziwniejsze.
- O co ci chodzi? - spytałem nieco wkurzony.
- Kendall wyczytał, że jej krew nie jest taka zwykła. Ona może zabić, Logan! - James zlustrował mnie jednym spojrzeniem i był widocznie oburzony.
- To czemu mi ją podała? Żeby sprawdzić na mnie czy zabija?
- Ona nic nie wiedziała – James kręcił głową. - Wyczułem krew, tą grupę. Zobaczyłem u niej ranę po pobieraniu i poczułem to samo, Logan. Nie wiem, czy zrobiła to specjalnie, ale nic nie wie o mocy jej krwi.
- Jej krew ma więcej mocy niż ona sama – prychnąłem. - Tak, to raczej jej krew.
- I co czujesz? - przyjaciel podszedł bliżej i spojrzał głodny na dzbanek. W tym spojrzeniu jednak ujrzałem też wstręt.
- Jakbym był znów człowiekiem.
Podniosłem dzbanek i nalałem do szklanki dużo krwi. Potem postawiłem dzbanek na komodzie i podniosłem wysoko szklankę, jakbym pokazywał światu swoje trofeum. Krew lśniła na różne kolory. Ujrzałem błękit i złoto, ale wciąż była to czerwona krew.
James podszedł do mnie i zabrał krew. Przyjrzał się jej dokładnie i zrobił coś pomiędzy parsknięciem a prychnięciem.
- Chodź ze mną do salonu – powiedział i wyszedł z pokoju, nie czekając, aż się ruszę.
Poszedłem za nim, tęskno odwracając się do tacki z moim śniadaniem. Nie czułem głodu i byłoby to dla mnie dziwne, gdybym już wcześniej czegoś nie jadł. My, wampiry, nie musimy często jadać, ale ludzka krew daje nam niezwykłą siłę.
Znaleźliśmy się w salonie, gdzie na kanapie siedziała Bella, tuląc się do poduszki i oglądając serial „Jak poznałem waszą matkę”. Oczy miała szkliste, a źrenice wciąż połyskiwały żółcią. Widziałem łzy, które spokojnie płynęły po jej policzkach.
- Serio musisz oglądać tego tasiemca? - warknęła Pauline, kiedy weszła do salonu. Minę miała niemrawą, a oczy poczerwieniałe, jakby całą noc płakała.
Ta spojrzała na nią ze spokojem osoby chorej psychicznie. Było to groźne, melancholijne spojrzenie.
- Kiedy nie potrafisz spać z bólu, coś trzeba robić – powiedziała cicho.
W salonie byłem tylko z Jamesem, Pauline, Bellą i Kendallem, który siedział na oparciu kanapy, nie odważając się zbliżyć do Belli. Natalie, Carlos i Rose gdzieś zniknęli. Nikt Carlosa nie widział od nocnej przygody, więc pewnie wrócił do domu się przebrać i wyspać, ale co było z Nat i Rose – nikt nie wiedział.
- Hej, dziewczyny! - zbiegła po schodach zdyszana Natalie. - Jutro jest festiwal w Uniwerku! Pojmujecie to? Musimy jechać kupić sukienki! Musimy pokazać wszystkim dziewczynom!
James posłał mi pełne zdziwienia spojrzenie, ale odwróciłem wzrok. Doskonale wiedziałem o tym festiwalu, ale miałem nadzieję, że one tam nie pójdą. Zobaczyłem w głowie, jak Pauline podskoczyła z radości i wzięła swój telefon do ręki. Wystukała czyjś numer i zaczęła mówić do telefonu, że zaprasza na festiwal. Po chwili pojąłem, że tego nie robi.
Nathalie rozejrzała się i nieco zawiodła się brakiem reakcji ze strony dziewcząt. Jej usta drgnęły nerwowo i dziewczyna usiadła na skraju kanapy z ponurą miną.
Patrzyłem na Jamesa wyczekująco. Po co mnie tu ściągał?
- James, cokolwiek chciałeś tu robić, zrób to, bo nie zamierzam tu długo posiedzieć – warknąłem. Miałem w planach gdzieś wyjść i się zabawić. Może pójść na boisko i zagrać z kimś w kosza. Cokolwiek, byleby nie siedzieć w domu, co mnie przytłaczało. Mnie, wielkiego podróżnika, o którym dawno temu zapomniano.
Oczekiwałem na odpowiedź Jamesa, ale to Kendall się odezwał:
- Logan, wszyscy zgodnie uznaliśmy, że najlepiej przestudiować historię naszego istnienia. Wiesz, na czym polega klątwa wilkołaków, czemu wampiry żywią się krwią – wyjaśnił, gdy zauważył moją tępą minę.
- Ale czemu teraz? Nie mogliście do tego dojść już dawno temu? - Poczułem, jak krew w moich żyłach goreje. Nie rozumiałem, czemu byłem wściekły, ale to mnie całkowicie opętało. - A może w tej waszej głupiej szkole nic nie robicie?
Głupi testosteron kazał Kendallowi wstać, gdy go obrażono. Pośrednio, ale obrażono. Mierzyliśmy się wzrokiem, dopóki nie odezwała się Bella, nieco wyraźniej od wypadku poprzedniej nocy.
- Jesteście głupi. Obaj – powiedziała tylko i siorbnęła głośno herbatę ziołową.
Dalej się mierzyliśmy wzrokiem, ale z sekundy na sekundę napięcie znikało, a gniewny wyraz twarzy Kendalla zastąpił szeroki uśmiech. Usiadł obok Belli i wyjął spod stołu pliki kartek i parę ksiąg.
W tej samej chwili do salonu weszła uspokojona Rose ze stosem ksiąg w rękach.
- Poprzednio mieszkała tu jakaś staruszka oskarżana o różne dziwne sprawy. Niektórych straszyła przepowiedniami katastrof, więc pewnie to była jakaś zakręcona jasnowidzka. Ale, na szczęście, miała w piwnicy dużo rzeczy wspólnych z tym, o czym chcemy... - przerwała krótko, by na mnie spojrzeć, a potem odwróciła wzrok i kontynuowała: - porozmawiać. Zdążyłam coś przeczytać i jest o tutejszej klątwie wilkołactwa, która różni się od innych rejonów.
Podała książki Kendallowi i wyszła pod pretekstem napicia się czegoś zimnego. Była cała z kurzu i przybrudzona czymś czarnym jak smoła. Poszedłem za nią, kiedy wszyscy zainteresowali się księgami.
Znaleźliśmy się w ich kuchni. Była ładnie, nowocześnie urządzona, a była dość malutka. Nie miała miejsca na stół i krzesła. Patrzyłem na srebrne komody i zdobienia i westchnąłem.
- Będziecie musiały zmienić wystrój ze względu na Bellę – skomentowałem i spojrzałem na dziewczynę, która opierała się o zlew i piła sok winogronowy prosto z kartonu. - Co z twoim przyjacielem? Gdzie poszedł?
W moim głosie nie szło się doszukać oznak negatywnych emocji czy uczuć – starałem się jak mogłem, by go zaakceptować i nie nabijać się już z niego – ale Rose spojrzała na mnie jak na wstrętnego, oślizłego robaka.
- Wczoraj dużo się działo, a że na razie jestem tu bezpieczna... Hm... Pewnie poszedł.
Staliśmy w milczeniu w kuchni i nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Rose albo to piła sok, albo wzruszała ramionami, jakby odpowiadała na czyjeś pytania nie dane mi usłyszeć, a ja czułem napierający na mnie gniew, który należał do dziewczyny.
- Wiesz – zaczęła, a każde jej słowo były jak ból zadawany ostrzami. - Nie powinieneś był mnie całować, bo miałam słabą chwilę. Doskonale wiem, że lubisz słabe dziewczyny, więc od razu cię ostrzegam, że nią nie jestem. Już sobie nie pozwolę na chwile, które byś wykorzystał.
- O co ci chodzi? - spytałem otępiały przez jej atak. Nie rozumiałem nagłą zmianę nastroju. - Nigdy nie zamierzałem cię wykorzystać czy skrzywdzić i powinnaś to wiedzieć. Boże, ludzie! Czemu wszyscy tak się dziwnie zachowują?
Jej policzki poczerwieniały, a oczy zaszkliły się. Zamrugała, by odeprzeć atak łez i wyszła z kuchni, kierując się do swojego pokoju. Wiedziałem, że taka nie była, tylko przez te wszystkie sytuacje czuła się nieco przybita. Nie radziła sobie, więc musiałem dać jej przestrzeń. Musiała wiedzieć, że może na mnie liczyć.
Wróciłem do salonu, a przyjaciele ani nie drgnęli. Wciąż żywili się każdym słowem wpisanym w księdze i nie zauważyli cienia zza okna.
Po chwili ktoś zadzwonił do drzwi. Uznałem, że lepiej ja otworzę, a nie ci, którzy teraz ledwo się ocknęli. Bella spojrzała w moją stroną i nieco się skrzywiła.
- Fuj, coś tu śmierdzi mokrym psem.
Pokręciłem głową i otwarłem gościowi drzwi. Uch! Co to był za odór! Do drzwi dzwoniła ładna blondynka, którą na pierwszy rzut oka można rozgryźć. Była wilkołakiem i to nie byle jakim, a jednym z tych najstarszych, co poznałem po smrodzie.
- Dzień dobry, jestem Chrissy Grey – odezwała się grzecznie, a Kendall wstał jak oparzony i podszedł do nas. - Witaj, Kendall.
Spojrzałem to na Kendalla, to na nią i nie rozumiałem, skąd ten pacan mógł znać wpływowego wilkołaka.
- Hej, Chrissy. Co tu robisz?

- Jestem, żeby przeprosić i... Żeby zobaczyć Zakażoną.
-------------------------------------------------------------
Taka sobie notka mi wyszła. Prawdopodobnie będę coraz wolniej pisać, aż mnie natchnie xD Dziękuję za czytanie i komentowanie :D

7 komentarzy:

  1. PACAN?! Ugh.. Ale niech ci będzie..
    Tyle narzekałaś, że notka do d*(wiesz co wstawić :D) wyszła, a wcale tak nie jest :<
    A idź ty.. O co kaman z tą krwią??

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle świetny rozdział . Czekam na następny nie mogę się doczekać jeśli masz ochotę wpadnij na mój http://lostin-love.blogspot.com/2013/07/rozdzia-2-recznik-awantura-i-doeczki.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Suuper :D
    Oczywiście rozdział genialny jak zawsze ; ]
    No właśnie, o co chodzi z tą krwią ?

    OdpowiedzUsuń
  4. dawaj nn :** !! i love you!! naj blog ,serio :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, zerknęłam na Twoją twórczość i podoba mi się :) nie lubię czegoś takiego, ale to wyjątkowo przyjemnie się czyta. Szkoda tylko, że takie krótkie :) Pozdrawiam, życzę weny i czekam na nowy rozdział http://broken-heart-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze wymyślone z tą krwią. Rozdział świetny.

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli masz zamiar reklamować siebie, ignorując mnie i moje posty, nie będę Twoim blogiem zainteresowana.
Dziękuję,
RosAlice.