26 kwietnia 2013

Rozdział 3

Następnego ranka obudziłam się nie za bardzo wypoczęta. Jednakże nie potrafiłam spać za długo, bo byłam ciekawa, co mi odpowie Logan. Zresztą on mi kogoś przypominał, a jego przyjaciele także...
- Rose – ktoś zapukał do mojego pokoju. Bella weszła do niego bez mojej jakiejkolwiek odpowiedzi. Nie widziałam na jej twarzy żadnego wstydu, więc wstałam i warknęłam:
- Coś ty wczoraj piła?
Bella popatrzyła na mnie zatroskana, a potem sprawdziła czy nie mam gorączki. Usiadła obok mnie, a ja poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach.
- Całowałaś się z blondynem, jak powinnaś tylko z mężem! - wyrzuciłam, gdy nie odpowiedziała, myśląc, że mi odbija. - Jeszcze chwila, a poszłabyś mu do łóżka! Ja cię nie poznaję!
Bella patrzyła się na mnie zdziwiona.
- Ale ja nikogo nie całowałam. Razem z dziewczynami poszłam cię szukać do tamtych kolesi, z którymi rozmawiałaś, a potem zniknęłaś. No i ja spojrzałam na tamtego blondyna... Chyba tańczyliśmy i ty się zjawiłaś. Myślałam, że dostanę zawału, jak oni twierdzili, że sobie poszłaś.
Uśmiechnęłam się zadowolona, że troszkę cierpiały. Jak nie wiedziały, co mnie tam spotkało, niech więc się martwią o mnie. Dziwiła mnie sytuacja, że ona się tego wypierała. Założę się, że ją jakoś upili.
Wyszłam z łóżka, ziewając, i podniosłam telefon, by spojrzeć na godzinę. Dochodziła już ósma, a myślałam, że jest szósta. Przeciągnęłam się, jeszcze bardziej ziewając, i podeszłam do szafy.
- Mogłabyś wyjść? - spytałam obrażona. Jakoś nie wybaczałam jej wczorajszego wybryku. - Chcę się przebrać. Powracam do codziennego biegania.
- Chyba nie mówisz mi, że chcesz w tym roku startować w zawodach? - spytała zdziwiona. - Ostatnim razem skręciłaś kostkę przez Lanę!
Uśmiechnęłam się krzywo. Ta dziewczyna i ja zawsze walczyłyśmy o władzę, a Lana ją zdobyła. Teraz była najpopularniejszą i najfajniejszą dziewczyną, a ja tą mniej popularną. Jednakże czułam, że w te wakacje się wszystko zmienia i powrócę do szkoły jako lepsza ja. Nie, żebym się cieszyła, ale śmierć mojego chłopaka może mi w tym pomóc.
Kiedy Bella wyszła – musiałam jej setkę razy tłumaczyć, że nie startuję już tam – wyjęłam z szafy stary kostium cheerleaderek. Kiedyś nią byłam i w ten sposób miałam Joshuę. Był piłkarzem, ale nie był kapitanem. Kapitan, Mike, chodził z Laną. Zresztą nie chciałam z nim być, bo miał takie dziwne oczy, jakby ciągle coś brał.
Włożyłam strój i zdziwiłam się, że wciąż pasował, jak dawniej. Podeszłam do lustra i oglądałam się w tym stroju. Spięłam włosy w kucyk i zrobiłam parę kroków, które pamiętałam. Skok, ręce w górę, kopnięcie i...
Pisnęłam, widząc w lustrze odbicie jakiegoś mężczyzny, który w oddali stał na pagórku i wpatrywał się w moje okno. Podeszłam do okna, a potem zerknęłam na telefon. Chciałam już zadzwonić na policję, więc spojrzałam znów na mężczyznę, ale... Jego tam nie było.
Przełknęłam ślinę, zasłaniając okna zasłonami i jakąś narzutą. Szybko pobiegłam do szafy, wyjęłam dres. Zdjęłam strój i natychmiast ubrałam dres. Serce biło mi szybciej niż kiedykolwiek.
Wyszłam z pokoju i podeszłam do przyjaciółek, które zżerały płatki z mlekiem. Bella napchała całą buzię płatek, a potem to popiła mlekiem prosto w butelki. Zaśmiałam się z jej braku kultury, a potem spojrzałam na Nathalie, która wyglądała na wkurzoną.
- Pauline znów wzięła twoją szklankę, Nath? - spytałam z uśmiechem. Szybko rozluźniłam się po sytuacji z podglądaczem. Pewnie ktoś chciał podejść i złożyć kondolencje, a że widział mnie paradującą w stroju, to się zatrzymał, by umilić sobie czas.
- Tak! - warknęła. - Ten z Big Time Rush!
Gdy wypowiedziała nazwę zespołu, coś we mnie drgnęło.
- Pamiętacie tamtych kolesi z klubu? - spytałam.
- Nudziarze – mruknęła Pauline.
- Niezbyt ich pamiętam – powiedziały jednocześnie Bella i Nathalie.
Wymieniłyśmy z Pauline zaskoczone spojrzenia. Ona ich pamiętała, a Nath i Bells nie, a przecież to one wlepiały w nich wzrok, jakby chciały zapamiętać każdą cząsteczkę ciała.
- Rozumiem, było ciemno – mówiłam tonem mówiącym Pauline, że ja też uważam to za dziwne. - Dobra, zjem bułkę i idę pobiegać. Muszę powrócić do zespołu.
- Jakiego? - spytała Bella.
- Cheerleaderek.
Chwyciłam bułkę w dłoń i wyszłam, słysząc parę sprzeciwów Belli. Obawiała się, że znów uderzę Lanę na meczu, jak kiedyś. Zasłużyła sobie, bo flirtowała z Joshuą, a miała Mike'a! Potem jeszcze głośno się chwaliła przyjaciółkom, jak świetnie się całuje z Joshem.
Gdy znalazłam się przy sklepie, który był już niedaleko mojego celu, zdałam sobie sprawę, że nie mam żadnego napoju. Na szczęście miałam ze sobą w kieszeni telefon ze słuchawkami i trochę pieniędzy. Pieniądze pobrzękiwały z każdym moim krokiem. Ugryzłam parę razy małą bułkę i dostałam czkawkę. Nie miałam wyboru i weszłam do sklepu.
W sklepie znajdowało się mnóstwo sztucznych napoi i cukierków. Z utęsknieniem patrzyłam na półkę ze Skittlesami.
- Hej, Rose – uśmiechnęła się do mnie starsza pani McCoy. Byłą właścicielką tego sklepu i była chyba najbardziej lubianą starszą osobą w mieście.
- Dzień dobry.
- Co dziś kupujesz? Skittlesy?
- Oj, nie! - zaśmiałam się, poklepując dłonią swój brzuch. - Chwilowo przerywam z cukrem. Dziś kupuję tylko wodę.
Zapłaciłam pani McCoy za wodę i chwilę zostałam, by z nią pogadać. Mówiła, żebym się nie przybliżała do lasu, bo z rana znaleziono parę zabitych jeleni, a także zranionego leśniczego, który nic nie pamiętał, co się działo.
- Nie był pijany, Rose – spojrzała na mnie przenikliwie. - Wiem, że kiedyś biegałaś w lesie, ale teraz to nie to, co kiedyś. Las zrobił się niebezpieczny i groźny.
- Dobrze, będę biec przez park – uśmiechnęłam się.
Gdy wychodziłam, pomachałam starszej pani na pożegnanie. Niektórzy dorośli twierdzili, że kobieta była wariatką. Po zamknięciu sklepu lubiła sprzedawać parę ziołowych leków, które według mnie działały. Raz, gdy u niej kupowałam, podała mi lek na przeziębienie, zanim spytałam ją o coś takiego. Pamiętam, że Bella wtedy ciężko chorowała, a lek jej pomógł po paru godzinach.
Spróbowałam ze wszystkich sił ją posłuchać i biegałam w parku. Spotykałam tam znajome twarze. Amandę rok młodszą, Joselyn, która już była w collegu, do którego mnie wzięto, i...
Nie mogłam się nie zatrzymać, gdy ujrzałam zakapturzoną postać, która właśnie przed chwilą stała pod moim oknem. Przełknęłam ślinę i rozejrzałam się za świadkami, a potem zerknęłam na niego, ale patrzyłam teraz w pusty punkt. Jego tam nie było, a moje serce chyba właśnie zrobiła piruet ze strachu. Nie... Teraz nie mogło mi się to przewidzieć, a on zniknął...
- Duchy mnie nawiedzają – jęknęłam do siebie.
Wybiegłam z parku, czując, że bezpieczniej będzie w lesie, niż tam. Las znałam lepiej niż własną kieszeń, a on – czy duch – zapewne nie. Biegłam tak szybko, że po chwili musiałam się zatrzymać i mocno zaciągnąć wody, bo zaschło mi w gardle. Nie panował upał, ale czułam się już wyczerpana.
- Straciłaś kondycję, niech zgadnę? – zaśmiał się ktoś za mną. Zauważyłam z większym strachem, że jestem w środku lasu. Odwróciłam się do tej osoby i powoli cofałam.
- K-kim jesteś? - spytałam, gdy moje oczy straciły ostrość.
- Ach, ten przystojny i niebezpieczny mężczyzna z dachu klubu.
Gdy on to powiedział, ujrzałam jego twarz wyraźniejszą. Tak, to był morderczy Klaus.
- Więc... - zaczęłam, ale ucichłam. Potem coś w jego wzroku kazało mi warknąć: - No dalej, zabij mnie, jak ich zabiłeś! Jak wszystkich stąd zabiłeś!
Klaus nagle spoważniał. Jego usta, które się unosiły, nagle opadły w dół, a oczy z radosnych, zrobiły się zimne. Zrobił jeden krok, ale gdy się cofnęłam, zrobił coś, czego nie pojęłam.
Znalazł się natychmiast przede mną!
Chwycił mnie za rękę i mocno ją ścisnął.
- Au! - jęknęłam i popatrzyłam na niego z wyrzutem.
- Nie zabiłem twoich rodziców, ani nie kazałem ich zabić. Nie bezpośrednio. A tamci dwaj sobie zasłużyli na śmierć. Ci na dachu, oczywiście – dodał, gdy zobaczył, jak moja twarz wykrzywia się z gniewu i rozpaczy.
- Wal się – warknęłam, ale on mnie nie słuchał. Wydawało się, że słyszał coś lub kogoś, kto pewnie tu dążył.
- Ach, to on – uspokoił się i rozpłynął się. Nie dosłownie, ale po prostu jakby szybko stąd odszedł. Trochę za szybko.
Po paru sekundach usłyszałam, jak ktoś przebija się przez wiatr, tworząc jakiś dźwięk. Nie odwracałam się, czekając na szybką śmierć. A gdy poczułam czyjeś usta na szyi, krzyknęłam.
- Daj spokój – zaśmiał się Logan, wyglądając na naprawdę rozbawionego. - Przecież cię nie zabiję. Może myślisz, że jestem...
- Nieważne, co myślę – przerwałam mu. Od razu zamierzałam mu zdać relacje. - Był tu koleś... Ten pierwotny. Nie zabił mnie po raz drugi.
- Pewnie się zakochał – zażartował, a po chwili spoważniał. Czułam, że on coś ukrywał, bo był bardzo podobny do Klausa. - A teraz tak na poważnie... Musisz stąd zmykać. Las jest niebezpieczny dla ciebie.
Skrzywiłam się.
- A dla ciebie to co? Dom? - warknęłam.
Chłopak westchnął i przygryzł wargę. Usiadł na pniaku, który był pod nim. Nie wiedząc, przyjął pozę tej znanej figury myślącego człowieka. Byli do siebie podobni. Tyle że w tym przypadku Logan był ubrany, a nie nagi.
W lesie zrobiło się chłodniej, mimo że widziałam, jak między liście przebijają się promienie słońca. Odliczałam czas, od kiedy tak usiadł i myślał, sądząc, że to mi pomoże. Jednak szybko się znudziłam i po prostu odpłynęłam.
Myślałam o najnowszym odcinku Pamiętników Wampirów, który zobaczyłam. Ostatnio zaczęli mi się podobać bracia Salvatore, choć nie byli „tymi złymi”, a tylko w tych złych gustuję. Obaj byli bardzo przystojni, odważni i lojalni. Spodobał mi się humor Damona i wierność Stefana. Nie byli źli, przynajmniej nie aż tak, jak... Klaus. Tak, on musiał wyjść z tamtego świata, bo nie ma dwóch identycznych ludzi.
- Rose! - usłyszałam przytłumiony głos Logana. Poczułam, jak upływa ze mnie życie, więc szybko podeszłam do chłopaka i z ostatkiem sił go pocałowałam. Oderwałam się natychmiast, gdy odżyłam, i spojrzałam na zszokowaną twarz chłopaka.

4 komentarze:

  1. Ja nie pamiętam ale ty go całujesz?! Focham!
    Jeszcze ze mnie jakąś puszczalską robisz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo. ♥ Świetnie piszesz. *.* Czekam na nn. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudo! I ten pocałunek na końcu! Ach! Ciekawe dlaczego Klaus prześladuje Rose? Może rzeczywiście się zakochał? :D

    Ściskam mono!

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli masz zamiar reklamować siebie, ignorując mnie i moje posty, nie będę Twoim blogiem zainteresowana.
Dziękuję,
RosAlice.