Abraham
took Isaac's hand
And led him to the lonesome hill
While his daughter hid and watched
She dared not breathe she was so still
Just as the angel cried for the slaughter
Abraham's daughter raised her voice
Then the angel asked her what her
Name was she said "I have none"
Then he asked how can this be
"My father never gave me one"
And with his sword up, raised for the slaughter
Abraham's daughter raised her bow
How darest you child defy your father?
You better let young Isaac go
And led him to the lonesome hill
While his daughter hid and watched
She dared not breathe she was so still
Just as the angel cried for the slaughter
Abraham's daughter raised her voice
Then the angel asked her what her
Name was she said "I have none"
Then he asked how can this be
"My father never gave me one"
And with his sword up, raised for the slaughter
Abraham's daughter raised her bow
How darest you child defy your father?
You better let young Isaac go
Arcade
Fire, „Abraham's Daughter”
-
Witajcie, nazywam się Ewa i, jak wiecie, pochodzę z Czwartego
Dystryktu – odezwałam się zdławionym głosem, a zadowolony tłum
klaskał i gwizdał. Tak, jak kazał mi Finnick Odair, mój
przystojny mentor, uśmiechnęłam się i oczekiwałam pytania
prowadzącego.
-
Tak więc, Ewo – zaczął niebieskowłosy Caesar. - Cały Kapitol
chce usłyszeć o tym, jak zdobyłaś okrągłą dziesiątkę w
ocenie trybuta. Słyszałem, że zachwyciłaś ich swą
umiejętnością. Co zrobiłaś?
Zacisnęłam
usta i spojrzałam w kierunku balkonu. Światła skierowane na mnie
były oślepiające, ale mogłam ujrzeć zarys jakiejś postaci.
Przełknęłam ślinę i puściłam łobuzersko oczko do
publiczności.
-
Wątpię, czy kiedykolwiek to zdradzę – uśmiechnęłam się
figlarnie do prowadzącego, a potem skierowałam się do oszalałego
tłumu. - Lubię mieć swoje tajemnice.
Tak
naprawdę nie miałam ochoty niczego mówić. Po co miałabym
zdradzać innym to, jak się popisałam organizatorom? Nie chciałam
także wyjawiać tego, żeby inni trybuci mogli to i owo wykorzystać
przeciwko mnie.
-
Dobrze, dobrze – mężczyzna uniósł obie ręce i wybuchł
śmiechem. - Jesteś urocza i tajemnicza. Nic dziwnego, że wszyscy
oszaleli na twoim punkcie!
-
Oj, nieprawda – poczerwieniałam i nagle poczułam wielki wstyd.
- I
jaka skromna! No, powiedz, komu skradłaś serce. Proszę? Dla
dobrego Caesara? Dla kapitolińskiej młodzieży?
Zamrugałam
i spuściłam wzrok. Zaczęłam bawić się idealnie zadbanymi przez
specjalistów paznokciami i zdrapałam trochę lakieru. Kiedy
podniosłam wzrok, zdziwiona uzmysłowiłam sobie, że wszyscy
ucichli i czekali na moją odpowiedź.
-
Nie jestem typem dziewczyny, która lata za chłopaka, czy odwrotnie
– szepnęłam, a moja twarz była strasznie ciepła.
Ale
skłamałam. Był taki jeden chłopak, Brad Kavanagh. Był w moim
wieku, ale nie znałam go w ogóle, gdyż ja pochodziłam z bogatej
rodziny, a on, łagodnie ujmując, z nieco biedniejszej. Był
strasznie przystojny i inteligentny. Kochała się w nim większa
część dziewczyn w szkole, a w dystrykcie czasem tylko o nim się
rozmawiało. Wiele osób proponowało mu dobrą pracę, dobry
zarobek, ale on od lat pracuje tylko i wyłącznie dla mojego wuja.
Dziwiło mnie jego zachowanie i to ciągłe milczenie. Nikt nie
usłyszał jego głosu, prócz mojego wuja.
W
Czwórce dobrze się żyło, jeśli mamy to porównać do innych
miejsc. U nas nie głodowali i nie umierali z wycieńczenia. Ba,
byliśmy jednymi z paru dystryktowych pupili Kapitolu. W mojej części
dystryktu były upały, więc kiedy nie musiałam pomagać rodzicom w
sklepie, chodziłam nad morze i pływałam. Czasem w wodzie spędzałam
mnóstwo godzin, więc wyrobiłam sobie niezłe mięśnie i kondycję.
Oraz mogłam pod wodą wytrzymać kilka minut. To dawało mi spore
szanse na przeżycie, jeżeli trafimy na bezkresne morze.
W
dzień dożynek nie potrafiłam spać. Nigdy się tym nie
przejmowałam, ale tym razem nie zasnęłam. Przez godziny leżałam
w łóżku i płakałam, widząc obrazy ginących przyjaciół.
Dlaczego nagle mi zaczęło zależeć? Tato nauczył mnie patrzeć z
zimną krwią na sceny, gdy ktoś wbijał nóż w plecy osobie, z
którą jeszcze miesiąc temu żartowałam. Przecież zbieraliśmy
chwałę, kiedy wygrywaliśmy, prawda? Honor, sławę. Moja matka
gardzi dystryktami, które zawsze przegrywają. Ja też powinnam.
Około
piątej godziny wyszłam chyłkiem z domu, by w wodzie nabrać trochę
sił i się odświeżyć. Nikt nie zauważył mojego zniknięcia, a
ulice o tej godzinie były puste i niemal zabijały ciszą i
spokojem. Przywykłam do wykłócających się nawzajem kupców.
Morze
o tej porze było chłodne, ale nie zimne. Przyjemnie było popływać
w znanej mi wodzie, z łaskoczącymi w nogi rybami. Zaśmiałam się
głośno i krzyknęłam:
-
Niech cię diabli, Kapitolu!
Wtedy,
gdy się darłam, obróciłam się wokół własnej osi i zauważyłam
bladą postać w wodzie pod małym lasem. Ogarnęło mnie przerażenie
na myśl kapitolińskich szpiegów, lecz był to jedynie robotnik
wuja. To tylko trochę mnie uspokoiło. Tylko trochę.
Wysoki
brunet nie poruszał się w wodzie, tylko gapił się na mnie przez
sekundy, minuty... Wzięłam się w garść i podpłynęłam do
niego, nurkując w wodzie co jakiś czas. Gdy wynurzyłam się z wody
ostatni raz, jego już nie było.
A
potem, podczas dożynek, widziałam jego czuprynę gdzieś powyżej
głów chłopców naszego wieku. Maddie Osborne, dziwna, nieprzyjemna
opiekunka trybutów Czwórki, szybko i bez zbędnych słów
wylosowała moje imię.
A
potem Brada, szpiega z morza.
Głos
Caesara zbudził mnie ze snu na jawie i skoncentrował moją uwagę
na sobie. Wpatrywałam się w jego niebieskoszarą czuprynę i w
duchu gardziłam ludźmi jego pokroju. Wymyślałam w głowie
epitety, by ulżyć sobie, a nie je wypowiedzieć.
-
No więc, żeby miło zakończyć te spotkanie, może nam opowiesz,
co lubisz w Kapitolu?
Czekałam
tylko na te pytanie. Wypadało najczęściej, więc każdy potrafił
na nie odpowiedzieć. Uśmiechnęłam się tak, jakby ktoś nagle
zagadnął mnie o czymś fantastycznych. Świetnie zagrałam
zachwyconą, bo mężczyźni zagwizdali rozochoceni, a kobiety
podpowiadały mi, co przykładowo w mieście mogłoby mi się
spodobać.
-
Och, tu jest tak wspaniale! Wszyscy wyglądacie oryginalnie i na
pewno nikogo tutaj nie pomylę – zaśmiałam się głośno,
ignorując tłum. Chciałam zagrać dziewczynę, która wywyższała
się, ale wątpiłam, że w to uwierzono, więc postanowiłam być
entuzjastyczna. - No i dobrze przyrządzacie ryby z Czwórki. Na
milion sposobów!
Niebieskowłosy
mężczyzna zachichotał, jakbym go tym zachwyciła. Wiedziałam, że
i on dobrze grał. W końcu ktoś musiał ratować trybutów z każdej
opresji.
- A
to nie koniec – uśmiechnęłam się. Tak, jak mój mentor kazał,
szepnęłam: - To miejsce jest magiczne i chyba się w nim
zakochałam.
Tak,
jak oczekiwałam, ludzie zapiszczeli zachwyceni. Na słowa: „kochać”,
„miłość”, i tak dalej, mogą dać się zabić. Byleby biedna i
smutna młodzież z dystryktów znalazła miłość i była
szczęśliwa. Nawet, jeśli ta miłość jest sztuczna i czuć od
niej sarkazmem na kilometr.
-
Świetnie! - Finnick przytulił mnie z radości. Nie powiedziałabym,
że nie jest mi przyjemnie. - To było cudowne! Nic dodać, nic ująć!
Odwrócił
się do Brada, który czekał, aż wypowiedzą jego imię. Nie
patrzył na nas. Tak w ogóle wcale się do nas nie odzywał. Przez
cały czas miałam nadzieję, że coś powie. Ale milczał, a ja
bałam się, że już zaplanował, jak mnie zabije, więc pewnie im
mniej o nim wiedziałam, tym lepiej było dla niego.
Przypatrywałam
się jego spokojnej twarzy niewyrażającej żadnych uczuć. Nagle
usłyszeliśmy jego nazwisko, a on niedostrzegalnie drgnął i ruszył
na scenę.
Z
otwartymi ustami oglądałam, jak przebiegała rozmowa dziwnego
mężczyzny z Bradem. Nastolatek miał fantastyczny uśmiech, lśniące
zęby i ładny akcent. Żartował o rybach i o kapitolińskich
budynkach.
-
Czuję się tu nagi! - zaśmiał się, a kobiety z widowni
zawachlowały się dłońmi. Jego głos był delikatny i mocno
wchodzący w pamięć. Wiedziałam, że zrobi furorę jak Odair.
Obojgu starczyło wyjść na scenę, choć różnili się w
wyglądzie. Finnick miał już ostre rysy, ale to jeszcze bardziej go
wyprzystojniało, poza tym miał płowe włosy, zaś Brad miał w
twarzy pozostałości po dziecku oraz kruczoczarną grzywę.
- A
może nam powiesz, co potrafisz?
-
Mogę zaprezentować – powiedział głośno i dumnie uniósł
głowę. - Mógłbym zaśpiewać, ale nasze wiejskie pieśni nie są
tak szlachetne jak wasze. To tak, jakby pójść do gniazda
najpiękniejszych ptaków jako zwykły, szary wróbel i zaćwierkać
jakąś melodię, którą owe ptaki mogłyby wykonać dużo lepiej.
-
Kochany, przestań – machnął dłonią Caesar, a potem uśmiechnął
się w swoim przerażającym stylu, ale szczerze. Był zachwycony. -
Oczywiście, że chcemy usłyszeć twój głos! Chcemy, prawda?
Prawda?
Ludzie,
głównie młode dziewczęta, zaczęli krzyczeć „tak!”. Trwało
to tak długo, że w końcu prowadzący musiał ich uspokoić.
Brad
zaczął cichym, niby nieśmiałym głosem śpiewać o
wszechogarniającym ogniu. Piosenka była piękna i wiedziałam,
dlaczego wybrał i zaśpiewał akurat ją. Mówiła o czasach
Wielkiej Rebelii, kiedy Kapitol z nami wygrał i palił nasze kochane
domy, by pokazać, kto tu rządzi. Zbombardował Trzynastkę... Ale
chłopak zmyślnie ominął najgorszą zwrotkę i kontynuował pieśń.
Skończył na zdaniu „wszędzie widzę ogień”.
Głupcy
z widowni byli aż nadto niedouczeni z historii, bo wstali i zaczęli
mu klaskać. Owacje na stojąco za piosenkę, w której przystojny
młodzieniec bezczelnie, ale odważnie, wyraził czystą nienawiść
do stolicy Panem.
Po
paru minutach zszedł ze sceny, podszedł do mnie i Finnicka, choć z
góry wiadomo było, że nie zagada do nas. Bo po co? Zacisnęłam
usta i zmarszczyłam brwi.
-
Huhu, potrafisz mówić! A nawet śpiewać! - warknęłam i oparłam
się o ścianę, krzyżując ręce. Mimo że chłopak wyglądał
niesamowicie w czarnym garniturze z niebieskimi zdobieniami, który
podkreślał kolor jego włosów oraz oczu, zaczęłam go
nienawidzić.
-
Ewa! – syknął Finnick i z zdezorientowaną Maddie wyprowadził
nas od grupy stylistów i mentorów. - Nie strój fochów! Omówiliśmy
z Bradem, że najlepiej dla was, jak będziecie udawać obojętność
wobec siebie, może nawet nienawiść, ale nie wszczynaj bójki.
Potem na arenie możecie robić, co chcecie, nawet się całować.
-
Nie ma potrzeby wyliczania mi tego, co będę mogła. I tak tego nie
zrobię – zazgrzytałam zębami.
Dwudziestoparolatek
uniósł brwi w zdziwieniu, spojrzał na Brada, ale ten milczał.
Mentor nie wiedział, co powiedzieć. Sama nie wiedziałam, co było
źródłem mojej nienawiści.
W
ciszy poszliśmy do naszego piętra. Tam zaczęliśmy opychać się
smakołykami, takimi jak jagnięcina z suszonymi śliwkami, i innymi
rarytasami. Czułam się jak prosie przed rzezią, ale nie można
było opierać się pokusie skosztowania kolorowych babeczek,
smakowitych i pożywnych zup. Zdobycie paru kilogramów może nawet
mi pomóc z głodem na arenie. Kiedy zrobiło się bardzo ciemno,
pożegnałam się z nowymi przyjaciółmi, o ile szło tak nazwać
mentora i opiekunkę trybutów Czwórki.
Zaczęłam
rozmyślać o naszych żyjących zwycięzcach. Annie oszalała do
tego stopnia, że leży jedynie w łóżku i gdera do siebie. A
Mags... Mags to najpoczciwsza starsza pani na świecie. Jako jedyna
nie zabiła podczas igrzysk, a wygrała. Tyle że i ona już nie jest
w stanie zamartwiać się młodymi ofiarami dla Snow'a. Wszystko
pozostawało na głowie dwudziestolatka.
Kiedy
znalazłam się w ogrzewanym łóżku,mając widok na miasto, włączyłam
telewizor. Zdążyłam na prezentację ostatniego dystryktu. Na scenę
wyszła Katniss Everdeen, igrająca z ogniem, w olśniewającej
sukni. Na początku była szczerze wystraszona ludźmi, którzy mogli
ją dokładnie widzieć, a ona ich nie, dzięki światłom.
Prowadzący sprowadził ją na ziemię i zaczął wypytywać o
wszystko. Na samym końcu dziewczyna wstała i obróciła się wokół
własnej osi. Suknia wydawała się palić, a gdy tłum wrzeszczał z
przerażenia i z zachwytu, brunetka zachichotała. Wyglądała na
pustą lalunię, ale nie byłam głupia. Widziałam, jak zgłosiła
się za młodszą siostrę. Musi czuć nienawiść, choć trochę.
Potem
wszedł Peeta Mellark. Żartował z Caesarem o prysznicach, oboje się
obwąchiwali i chichotali, a blondyn był tak słodki, że i moje
serce zdobył, gdyż zaśmiałam się czule. Nie czułam się, jakbym
brała udział w igrzyskach. Nic nie czułam w tej chwili.
Skoncentrowawszy się na ekranie telewizora, blondyn smutno wyznał,
że jego ukochana przyszła tu razem z nim.
Cwane,
pomyślałam z przekąsem. Zmęczona wyłączyłam urządzenie i
szybko zasnęłam.
----------------------------------------
Sto lat, małolato!
Życzę Ci wszystkiego,
zdrowia, szczęścia,
weny jak teraz
i wspaniałego chłopaka (potem męża, ale na razie za młoda jesteś ;***):
przystojnego jak Edward,
silnego jak Cztery,
dobrego jak Peeta,
sprytnego jak Dymitr,
spokojnego, ale z ikrą, jak Stefan,
seksownego jak Damon,
mądrego jak Dumbledore,
szalonego jak Voldemort,
mówiącego "mój skarbie" jak Smeagol,
skromnego jak Jace i Simon,
romantycznego jak Jack Dawson,
tajemniczego jak Peter Parker,
genialnego jak Jack Sparrow. Sorry, jak KAPITAN Jack Sparrow,
takiego bad boya jak Hache,
z głosem Kendalla!!!
Rozwaliłaś mnie Smigolem xD. I tym kolażem. Same ciastka a tu taki gollum xD.
OdpowiedzUsuńI nie narzekaj że notka nie wyszła bo zajebiaszcza! Poprawiłaś mi humor, wiesz? XD
Podkreśliłam FOUR, wiesz? Pewnie nie zauważyłaś :( Taka z Ciebie faneczka!
UsuńCzytałam to o 2 w nocy... Jak skapłam to już dodałam dwa komy ci....
UsuńZapomniałam dodać, że jesteś moim miszczem!!!!! *.* <4444444
OdpowiedzUsuńNawet Dymkę ujęłaś.! A Brad w opo... *.*
Jak ładnie... Trochę zadziwił mnie początek i jakoś nie miałam siły, żeby tłumaczyć sobie wiersz. Zdanie; "Mags to najpoczciwsza starsza pani na świecie." chyba długo zostanie mi w pamięci. Opowiadanie świetne!
OdpowiedzUsuńJA CHROMOLCIU.... ujęłaś mnie tą końcówką z życzeniami, świetna. Cudowna, przecudowna:D
OdpowiedzUsuńps.
u mnie Edith Piaf, do piosenki dopasowałam wiersz
WOOOWW!!!! Super i nawet Katniss z Peetą się pojawili <3 mam nadzieję, że nie uśmiercisz mi Kat :)
OdpowiedzUsuńWoooooowowowowowowo <3 Jejku, świetne ^^ Jejku, Peeta zdobędzie serce każdego ! <3 czekam :** i zapraszam ;d http://this-love-is-forbidden.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń