28 lutego 2014

Rozdział 10. Koniec.

Leżałam na brudnej betonowej podłodze. Pierwszym, co zarejestrowałam, było ptasi śpiew. Był wczesny ranek, bo pomimo tego, że byłam uwięziona w pomieszczeniu, a i to potrafiłam wyczuć, mogłam słyszeć budzące się ze snu zwierzęta.
Niemrawo podniosłam się i otarłam brudne dłonie z kurzu. Pojęłam, że to, co widziałam, było zabranym wspomnieniem. Poczułam metaliczny zapach, od którego rozbolała mnie głowa. Dotknęłam jej, a wraz z tym całe ciało zaczęło protestować. Nie wiedziałam, co się dzieje. To tak, jakbym w przyspieszonym czasie zaczęła się starzeć. Dotknęłam swoich włosów, ale te mocno trzymały się głowy. Chociaż tyle miałam szczęścia.
Ktoś stuknął w drzwi, a ja odebrałam to jak głośny wybuch. Zatkałam uszy, piekły mnie z bólu. Zanim zdołałam ostrzec gościa swym dziwnym zachowaniem, drzwi się otwarły. Zaatakowało mnie poranne, ostre światło. Oślepłam, a może trafiłam do nieba?
Opuściłam powieki, ale to nie dało takiego skutku, jakiego chciałam. Wciąż miałam przed oczami rażącą biel.
- Kat? - odezwał się głos.
- Zamknij się! - ryknęłam, wyjąc z bólu. Wszystko powoli mnie zabijało. Wzrok, dotyk, słuch. Przez to wszystko powoli wariowałam.
- Kat – podbiegł ktoś, a kroki odebrałam jako głośne, specjalne tupania.
- Błagam, nie tak głośno – płakałam, zatykając uszy i z całej siły przymykając oczy. Skuliłam się w najciemniejszym kącie pokoju.
Nagle coś poczułam. Ciało powoli, niechętnie przyswajało zwiększone dawki zmysłów. Kiedy miałam odwagę podnieść głowę i zerknąć na gościa, wyczułam piękny zapach.
Stała przede mną w ślicznej, czerwonej sukience. Uśmiechnęła się do mnie. Wyciągnęła do mnie dłoń i pogładziła nią mój policzek. Miejsce zaczęło mnie palić. Potem dziewczyna wyjęła z torebki dwie butelki.
- Jedna oznacza śmierć, druga to samo – oznajmiła spokojnie. - Lecz jedna zawiera życie nieśmiertelne jako potwór, co przecież niczym nie różni się od śmierci. Wybierz ten, który chcesz. Chcesz umrzeć i wrócić tam, skąd przyszłaś, czy chcesz być z nami na wieki, a gdy ktoś kiedykolwiek cię zabije, to już nie masz pewności, co będzie potem?
Niczego z tej paplaniny nie zrozumiałam. Jedno było pełne zwykłej wody, drugie pachniało delikatnie i kusząco, ale tyle wywnioskowałam z zapachu. Dotknęłam zbolałą ręką czerwonej butelki. Jagoda odsunęła ją, patrząc na mnie z przymrużonymi oczami.
- Naprawdę wolisz być wampirem? - zapytała ostro. - Franc nigdy tego nie chciał dla ciebie.
Franc. On jednak naprawdę istnieje. I musiał sprawić, że żyję, a przynajmniej ledwo dyszę.
- Jeżeli nie chce, to czemu mi to zrobił? - spytałam, coraz mniej zwracając uwagę na otaczający mnie eter. Byłam zrozpaczona i zmęczona.
- Bo nie chciał patrzeć na twoje martwe zwłoki – powiedziała wymijająco czarownica.
- A tak naprawdę? Nawet w tym stanie potrafię myśleć i sądzę, że miał on inny powód.
- Nie uwierzyłabyś.
Chwila milczenia. Wytrzymałam dzielnie spojrzenie Jagody, a ona jęknęła, jakby nie specjalnie chciała mi to mówić.
- On chyba cię kocha.

Po paru minutach kłótni, ostrej migreny i czkawki przyjaciółki, wzięłam od jej ręki czerwoną butelkę.
- Nie chcę jeszcze umierać, wrócić na Księżyc i patrzeć, jak z dnia na dzień Franc usycha z tęsknoty.
- A więc to ty! - pisnęła czarownica. - Wiedziałam!
Zanim zareagowałam jakoś na jej wybuch radości, ona uciekła z pomieszczenia z uśmiechem od ucha do ucha. Zamknęła za sobą drzwi, dzięki czemu mogłam się trochę skupić. Wypić, czy nie wypić? – oto jest pytanie!
Nie myślałam o tym, jak przeżyję te nieskończone lata, tylko to, gdzie trafiłabym po śmierci. Nie chciałam ryzykować nicością czy trafieniem z powrotem w swój ojczysty kraj, gdzie byłabym sama. Nie chciałam znów pragnąć kogoś tak bardzo, wiedząc, że lata miną od naszego następnego spotkania, a potem bezmyślnie tracić bezcenny czas na kaprysy.
Upiłam łyk, krztusząc się. Sama myśl, że piję coś, co jeszcze przed chwilą pływało w żyłach jakiejś istoty, brzydziła mnie. Wprawdzie było w tym coś ekscytującego, napawającego mnie euforią, ale nie przełknęłam więcej. Po chwili poczułam zmianę. Mrowiło mnie pod oczami, a zęby zabolały. Poczułam w nich ścisk, jakby coś rosło. Dotknęłam ich, czując ukłucie na palcu. Miałam kły. Byłam wampirem.
Drzwi uchyliły się. Jakiś mężczyzna nieśmiało wyjrzał zza nich, a potem westchnął.
- Katerina Luciano! - krzyknął wampir, na którego widok uśmiechnęłam się.
Wstałam, czując przypływ siły. Już nic mi nie przeszkadzało. Dzięki udoskonalonemu wzrokowi mogłam ujrzeć drobinki kurzu, które tańczyły wokół przystojniaka. Ukazałam kły w zawadiackim uśmiechu. Chciałam, wręcz musiałam go poderwać. On należał do mnie, tylko do mnie.
- Zwij mnie, jak chcesz – powiedziałam, czekając, aż podejdzie. Przygryzłam wargę i figlarnie patrzyłam na nieco zdziwionego Franca. Bawiłam się sukienką, kręciłam się wokół własnej osi nieskończoną ilość razy. Nic mnie nie ograniczało. Chichotałam rozbawiona.
- Możemy się teraz ścigać, a pewnie nie dogoniłbyś mnie – fantazjowałam, marząc, żeby chciał mi odpyskować, a nie bezczynnie stać.
Wampir zrobił krok, zamykając za sobą drzwi. Dopatrywałam się w jego postawie radość, szczęście. Chodził jak zbity pies. Był ubrany jak ostatnim razem go widziałam, nie miał tylko koszulki. Był brudny i spocony.
- Nie wyglądasz najlepiej – powiedziałam prosto z mostu. - Umyłbyś się.
Franc zachichotał, zignorowawszy moją drugą uwagę.
- Ty za to wyglądasz niebywale pięknie.
Dotknęłam swojego policzka, myśląc, że się czerwienię. Nie poczułam ciepła, tylko lodowate zimno. Zamknęłam oczy i modliłam się, żeby się nie rozpłakać. Kochałam swoje rumieńce, kochałam to zakłopotanie.
- Teraz jestem jak ty.
- Teraz jesteś jak ja.
Stałam przed swoim pobratymcą z pochyloną głową. Spłynęła ze mnie wesołość, został smutek i wstyd. Brunet zjawił się przy mnie i zrobił coś, czego po nim się nigdy nie spodziewałam. Przytulił mnie.
Chlipałam w jego nagie ramię, objąwszy go mocno. Czułam, że specjalnie przestał oddychać, bo pewnie trudno by mu to było robić, kiedy go duszę. Sama mogłabym przestać, ale lepiej mi się płakało z urywanymi wdechami. Wtedy czułam się jak dawniej.
- Nie chciałam umrzeć, naprawdę! - tłumaczyłam sobie głośno, jakby to mogło zwrócić mi życie.
- Przepraszam za wszystko – mówił on cicho, raczej nie sądząc, że go usłyszałam.
Odsunęłam się na parę centymetrów, by spojrzeć mu w oczy. Miał niezgłębione, brązowe oczy, które wyrażały pewną intymność. Z potężnymi, niebieskimi oczami zaś odstraszyłby nawet samego Drakulę, sam pewnie jest w tych chwilach przerażony. Dla mnie zawsze był słodki jak kotek.
Wpiłam się w jego usta. Dawno nie całowałam kogoś, do kogo czułam taki pociąg. Ba! Nigdy do nikogo tak mnie nie ciągnęło jak do Franca. Wkurzało mnie to, że jestem już przylepiona do bruneta. Chciałam być jeszcze bliżej, wtopić się w niego. Chwyciłam go za kark i siłą przyciskałam go do siebie. Wydałam jęk rozżalenia. To mi nie wystarczało.
- Kat – szepnął mój luby, gdy cudem się odsunął. Miał smutne, czarne oczy. - Nie masz się teraz czego bać. Jesteś odporna na słońce jak ja, gdyż oboje posiadamy moce. Rozumiesz? Z pragnieniem sobie poradzisz, Maks obiecał stałą opiekę...
- O czym ty mówisz? - warknęłam, dosłownie. Teraz, będąc wampirem, miałam dużo ze zwierzęcia. A ja, mała tygrysica, była zdenerwowana, przerażona.
- … Twoi rodzice czekają, myśląc, że wracasz z kolonii, Łukasz niczego nie pamięta, Ana tęskni za tobą... Będziesz kontynuować życie, nacieszysz się rodzicami, potem będziesz musiała odejść, nie wiem dokąd. Jest wiele nocnych klubów, a mówię o tych dla nas, nocnych stworzeń – mówił szybko Franc, jakby od dawna sobie to przygotował. Tylko czekał, aż mnie opuści na zawsze.
Zrobiło mi się słabo.
- A jeśli chcę tu zostać? - spytałam, nadeptując wampirowi na but, żeby zwrócił na mnie uwagę. Mężczyzna skrzywił się i spojrzał na mnie. Jego rysy gwałtownie złagodniały, tak że mogłam swobodnie powiedzieć o nim „chłopak”. Wyglądał młodo, pięknie i smutno.
- Nie zostaniesz – odpowiedział powoli i wyraźnie, dając mi do zrozumienia, że wszystko postanowione.
Wzięłam jego dłoń i siłą go zmusiłam do położenia jej na mojej talii. Z drugą zrobiłam to samo. Chciałam, by zaczął coś do mnie czuć. Chociażby pustą pożądliwość. Pragnęłam jego miłości, zainteresowania mną. Już miałam pytać, czy czegoś przypadkiem do mnie nie czuje, ale milczałam, bo mężczyzna zdawał się zaczynać reagować. Warga Franca drgnęła, palec w jego lewej ręce nieznacznie się poruszył. Zatliła się we mnie nadzieja.
Pochylił się, patrzył na mnie swoimi ciepłymi oczami.
- Odejdź stąd.
Myślałam, że go spoliczkuję. Otwarłam oczy szeroko ze zdumienia, usta z oburzenia. Przez cały czas robił wszystko, bym zaczęła go kochać, a teraz oficjalnie ma mnie gdzieś. To wytrąciło mnie z równowagi.
Położyłam swoje ręce na jego klatce piersiowej i mściwie ucałowałam go w oba policzka. Franc pachniał ziemią, ale to mu pasowało, dodawało mu męskości. Powoli oddaliłam się od niego. Kiedy znalazłam się przy drzwiach, odwróciłam się i szepnęłam radośnie:
- Wrócę.

Szłam przez las tuż obok przyjaciela wilkołaka. Niemal dotykaliśmy się ramionami i biodrami, ale starałam się utrzymać dystans. Teraz wiedziałam, że nic poza przyjaźnią nie może nas łączyć. Nasz pocałunek był jedynym błędem, którego już nie popełnimy.
- Idziesz pewnie – zauważył Maks. Znał mnie, ale zmiana w wampira równie dobrze mogła zmienić prawdziwą mnie, dlaczego więc czepia się mojej decyzji? - Wiedźma, która zabiła mego brata, mówiła, że jesteście sobie przeznaczeni i nic was od siebie nie oderwie. Myślałem, że to będzie dla ciebie ciężkie, że wracasz do domu, a ty podskakujesz z radości. O czymś nie wiem?
Uśmiechnęłam się do chłopaka, poczułam się szczęśliwa. Szatyn mrużył oczy jak zwykle, kiedy próbuje coś pojąć. Dałam mu sójkę w bok, a on burknął coś pod nosem.
- Oj, nie nazywaj tak Jagody – wypaliłam, zanim odważyłam się mu odpowiedzieć. - Ona próbowała mnie ratować. To Klaudia jest wszystkiemu winna, ona go opętała. Ciebie zresztą też, bo zaatakowałeś tamtej nocy Franca. Co z Klaudią, tak przy okazji?
- Nie żyje – wymamrotał mój przyjaciel, niezadowolony obroną czarownicy. - A ty nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Co ty knujesz?
- Och, Maks – przewróciłam oczami. - Kocham go z całego serca. No i pamiętam wszystko z przeszłości, nawet jak byłam Amelią z hiszpańskiego dworu. Pamiętam, jak go spotkałam podczas balu, jak go pocałowałam, jak on mnie zabił... Jestem na tym świecie po raz ostatni, a on głupi myśli, że znów mnie skrzywdzi. Kocha mnie, ja jego. W czym problem? W Francisie, bo to tchórz. Ale posłucham go. Spędzę parę lat z wami, potem odejdę i go poszukam. Wtedy mnie nie odgoni. Przylepię się do niego jak lep.

Szatyn zmarkotniał. Poszarzał na twarzy, oczy straciły blask. Wiedziałam, że to dla niego była koszmarna wiadomość, ale musiał to zrozumieć. Bo, jak mówił, mnie i Franca nie da się na dłuższą metę rozdzielić. To więcej niż przeznaczenie. Jesteśmy jednością.

-----------------------------------------

Równe 1700 słów ostatniego rozdziału, którego publikowałam 22 lutego, ale jakimś cudem to zniknęło. xD Nie odczuwam bólu i tęsknoty, mimo że to prognozowałam.

Zapraszam tutaj: Pomysły

3 komentarze:

  1. Zadziwiłaś mnie. To wyszło naprawdę... SUPER! Jesteśmy jednością... To bardzo odpowiedni koniec...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojoj... Końcówka jest słodka!!!!
    Ale pociąg to po torach jeździ xDDD
    I ta twoja przemiana w wampira, tyle uczuć! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana!

    Śliczny jest ten rozdział, czytając go odnoszę wrażenie, że spędziłaś nad nim sporo czasu, bo jest dopracowany i dopieszczony, naprawdę strasznie mi się podoba, aż mi słów brak.
    Czyli moja popaprana Kat została wampirem. Miała wybór. Ale co to za wybór? Jeśli ktoś pragnie żyć, wybierze każdą opcję lepszą niż śmierć. Och Franc, Franc ty gnojku, czego ty się obawiasz? Czemu odsyłasz Kat? Czemu boisz się tej miłości? Trochę mnie zasmuca, że ostatecznie nie zostali razem. Ale zawsze można mieć nadzieję, w końcu Kat to uparta bestia i ja wiem, że będzie dążyć do tego co postanowiła i kiedyś znajdzie Franca i wreszcie będą razem. Na wieki. Bo w końcu są sobie przeznaczeni. Trochę smutne zakończenie, ale napawa takim jakimś optymizmem. Trochę szkoda mi Maksa, ale w końcu i on się podniesie. Dzięki Ci za to opowiadanie. Jak wiesz ja wciąż jestem za Bogami Olimpijskimi ;)
    Ściskam mocno :*

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli masz zamiar reklamować siebie, ignorując mnie i moje posty, nie będę Twoim blogiem zainteresowana.
Dziękuję,
RosAlice.