Kiedy dziewczyna nasyciła
się długim rozcięciem, dała mi chwilę spokoju. Pchnęła mnie na
ziemię, a ja nie czułam nic prócz pulsującego bólu na policzku.
Wiedziałam, że płynie z rany krew. Czułam ciepło oraz wilgoć w
tym miejscu. Zaraz potem ciecz spłynęła mi po brodzie.
Nie wycierałam się.
Leżałam marnie tam, gdzie upadłam. Klaudia miała na tyle honoru,
że mnie już nie kopnęła. Zamknęłam oczy i siłą woli
próbowałam się połączyć z umysłem wampira.
Tak?,
odezwał się „po pierwszym sygnale” Franc. Nic ci nie
jest? Okropnie krwawisz, i gdyby nie fakt, że mnie się to podoba,
byłbym nieco zaniepokojony.
Pocieszasz mnie jak
nikt inny, dzięki, odpowiedziałam
mu.
Do usług. Ale
pamiętaj: To ty mnie spoliczkowałaś pierwsza.
Nie uśmiechnęłam się,
choć wiedziałam, że to żart. Być może mi wybaczył albo jego
wybujałe „ego” uradowało się tym czułym dotykiem, które
miało miejsce jeszcze niedawno. Ale ja się smuciłam, że tak
spędzamy moje ostatnie sekundy życia.
Przy wszelkiej
sposobności zabij mnie, dobrze? Klaudia na wolności nie przynosi mi
żadnych pozytywnych wizji. Wolę umrzeć z twoich ust niż z jej
rąk.
Jeżeli to wyznanie
miłości, wchodzę w to, zaśmiał
się.
Jestem poważna,
Franc.
Wiem.
Oboje
milczeliśmy. Z trudem otwarłam oczy, krew oślepiła mnie zupełnie,
ale nie chciałam już podnieść ręki i otrzeć twarzy. Byłam
osłabiona, brakowało mi powietrza, światła księżyca. Pragnęłam
ujrzeć twarz Maksa, ale wiedziałam, że dalej miał kasztanową
sierść i czarny pysk.
Usłyszałam
coś na zewnątrz. Najpierw były to czyjeś ostrzeżenia, potem
tłumiona szamotanina, jakby ktoś walczył z wiatrem, a po chwili
padł martwy. Cokolwiek to
było, czułam od tego czegoś potęgę i gniew. Chęć zemsty.
Musisz mnie pozbawić
życia, prawda? Nie chcę tu już być, więc to dla mnie akt
litości, Franc. Myśl tylko o tym, kiedy to zrobisz. Akt łaskawości,
akt wszystkiego, ale to zrób bez wahania.
On jednak milczał. Chyba
zaczął mnie ignorować, być może jednak nie potrafiłam już
wysłać mu myśli. Mrugałam, wmawiając sobie, że każda kropla
traconej krwi nie ma znaczenia. Nie myślałam przy tym o życiu, ale
o szansie zdobycia dla wampira mocy. Aż tak byłam altruistyczna?
Cicha dotąd Klaudia,
której wcześniej wędrowała po pomieszczeniu, sycąc się widokiem
zmarniałej mnie, zaintrygowała się sytuacją na zewnątrz.
Odważnie wypięła pierś i szybkim krokiem dotarła do drzwi, by po
chwili za nimi zniknąć.
Ktoś walczył z
łańcuchami. Słyszałam szczęk metalu o ścianę, potem
nieprzyjemny dźwięk łamania ciężkiego przedmiotu. Słyszałam
pisk psa, pewnie to Maks domagał się uwolnienia. Byłam coraz
bardziej nieświadoma tego, co się dzieje wokół mnie. Czy na
zewnątrz nie zawył wilk, czy to był pisk dziewczyny?
Poczułam
na wardze twardą, wewnętrzną stronę dłoni. Wampir otarł mnie z
wszechobecnej
krwi i przyłożył do swoich ust nadgarstek. Jednym, sprawnym ruchem
przeciął sobie skórę, pozwalając popłynąć ciemnej,
metalicznie pachnącej krwi. Patrzyłam, nie myśląc trzeźwo. Po co
się krzywdzić? Miał tych zakrwawionych dłoni z trzy, ale
przybliżając je do moich ust, zlepiły się w jedną.
Nie byłam pewna, co
piję. Niby podał mi rękę z krwią, czemu więc poczułam smak
soku wiśniowego? Płyn co moment zmieniał smak, konsystencję,
pewnie i barwę. Nie wiem, jak długo rozkoszowałam się nektarem z
porzeczek, sokiem jabłkowym czy multiwitaminą.
Kiedy się ocknęłam,
Franc leżał obok mnie z rozciętą piersią. Dyszał ciężko,
klatka piersiowa z wysiłkiem unosiła się w górę, potem szybko
opadała w dół. Patrzył na mnie bezradnie oraz z rezygnacją.
- Widzisz, mówiłam wam.
Nie uda wam się, nawet z niewidzialną pomocą – warknęła
Klaudia, która niczym duch nagle pojawiła mi się przed oczami. -
Widzę, że rana się zasklepiła. Szkoda by było... zrobić...
następną...
Z każdym słowem robiła
mi na policzkach krótkie nacięcia. Nie wiem, co się działo, ale
chyba krew zasklepiała się za każdym razem. Blondynka syczała
zirytowana.
Uśmiechnęłam się
zadowolona. Franc miał zamknięte oczy, ale wydawał się silniejszy
niż przed chwilą. Zmiana była gwałtowna. Nie wiem, na jak długo
straciłam przytomność, co on zdążył zrobić, ale on wydawał
się spokojny, więc i ja powinnam być taka.
Tylko Maks kwilił i
warczał ściśnięty w ścianę. Szarpał się, co pogarszało jego
sytuację. Widziałam rozpacz w jego psich oczach, chciał mnie
uratować, walczyć, pomścić bliskich.
- Muszę z tobą
skończyć, kochanie – warknęła mi do ucha dziewczyna. - Pożegnaj
się z życiem!
Dziewczyna położyła
lodowate dłonie ma moich policzkach i jednym zgrabnych ruchem
skręciła mi kark. Nie widziałam już niczego.
Był późny wieczór.
Jak zwykle próbowałam się wymknąć, może uciec, może tylko
pospacerować. Chłodne powietrze otrzeźwiało mój umysł, ciało
znów oddychało.
Byłam niemal pewna, że
przed chwilą ktoś zrobił mi krzywdę, a zarazem w tym samym czasie
nie myślałam o tym. Czułam się, jak dwie osoby tłuką mi się w
umyśle. Jedna wiedziała wszystko, drugą to czekało.
Tak więc wędrowałam
boso w koszuli nocnej. Czułam się żywa, szczęśliwa, że jestem
tak blisko drzew, że mogę ujrzeć gwieździste niebo. Usłyszałam
szelest, a cichy głosik podpowiadał mi, że jestem obserwowana. Nie
słuchałam go, bo nie wydawało mi się, żeby źli, czyhający na
moje życie ludzie stali pod domkiem noc w noc, czekając, aż ja
głupio wyjdę na zewnątrz. To było wręcz niemożliwe, gdyż Franc
miał swoją małą, silną armię. Czuwali nad nami, prawda?
Zrobiło mi się zimno,
ale nie chciałam się wycofać. Póki co nikt mnie nie dopadł, a
noc jest taka kusząca...
Trzask.
Odwróciłam się i
zmrużyłam oczy. Ktoś kichnął, a ktoś inny przeklął, ale nie
mogłam się dopatrzeć żadnego ruchu. To tak, jakby zabawa w
ciuciubabkę. Nie widzisz ich, ale słyszysz. Musiałabym zdać się
na mój nieco słaby słuch i wytropić prześladowców. Pokręciłam
głową. Nie zdołam nawet z magicznymi mocami.
Zawróciłam. Przez
połowę drogi nie miałam okazji dopatrzeć się innych oznak
bliskości z jakąś nieidentyfikowaną istotą. Potem słyszałam
zduszony, dziewczęcy okrzyk. Zamurowało mnie. Po chwili zdołałam
poruszyć nogą. Zaczęłam biec, jak nigdy dotąd. Jakby od tego
zależało moje życie, a w każdym razie czyjeś na pewno.
Kiedy widziałam już
maleńkie światełko pochodzące z domu wampira, coś we mnie
uderzyło i powaliło na ziemię. Nie zapiszczałam, tylko cicho
jęknęłam.
- Błagam cię, do
cholery! - syknął mi do ucha znajomy głos. Był gniewny, ale także
przerażony. - Jeszcze raz spróbujesz wpędzić mnie do grobu,
zabiję cię!
- Zapamiętam to –
szepnęłam, oddychając głośno.
Franc pomógł mi wstać
i objął mnie mocno. Momentalnie zrobiło mi się ciepło, ale
wiedziałam, że to nie było jego celem. Nad jego ramieniem zdołałam
zauważyć ruch, wrzask kogoś oraz usłyszałam wystrzał.
- Musisz wejść do domu,
kiedy ja odwrócę ich uwagę – mówił mi do ucha mężczyzna.
Marszczyłam brwi, nie pojmując, dlaczego tyle ryzykuje dla
pyskującej małolaty. Nie rozumiałam wtedy tego. Nienawidził mnie,
ale nie chciał mnie tracić.
Pokiwałam głową,
zapiekły mnie oczy. Poczułam sympatię do najdziwniejszego
człowieka, jakiego poznałam. Uścisnęłam go, jakby w ten sposób
mogłabym mu się odwdzięczyć. Chciałam zrobić coś jeszcze, ale
odsunęłam się.
Biegliśmy. Podobała mi
się ta prędkość, bo nie musiałam się hamować przy nim, jak
przy każdej innej osobie. Nikt nam obojgu nie dorównywał, byliśmy
najlepsi. Katerina Luciano i Francis
O-Długim-Obcokrajowskim-Nazwisku.
Nie pamiętam, jak się
znalazłam przed domem. Stała tam mała grupka zwyczajnych ludzi w
niezwyczajnych strojach. Mieli brązowe łachmany, a w rękach
trzymali kusze z strzałami. Franc trzymał moje ramię i teraz
musiał mnie pchać, żebym szła dalej. Ale im dłużej wpatrywałam
się w wrogów wampira, tym bardziej chciałam stanąć i podejść
do nich.
- Ach! - syknął mój
towarzysz, a ja zauważyłam parę małych drzazg wgłębiających
się w jego ramię. Szarpnęłam go w stronę domu, ale on pokręcił
głową i warknął na otaczający nas tłum. Był wściekły jak na
wampira przystało.
Nagle zza drzwi
wyskoczyła głowa Jagody. Wołała mnie rozpaczliwie. Kręciłam
głową, mówiąc, że nie zostawię Francisa samego.
- On przyjdzie, jeżeli
ty będziesz bezpieczna.
Posłuchałam jej i
wbiegłam do oświetlonego holu. Jagoda zamknęła za mną drzwi, a
ja z protestem westchnęłam.
- Oszukałaś mnie!
- Wcale nie – warknęła
Jagoda. - Wezwałam już świtę, lada moment tamci zginą, a samemu
Francisowi nic się nie stanie, o ile on tego nie będzie chciał. Ma
trochę mocy. No wiesz, potrafi władać telekinezą albo powietrzem.
- Ale on już oberwał w
ramię! - jęknęłam.
- Od kiedy ci na nim
zależy?
Zamrugałam. Nie znałam
odpowiedzi na to pytanie. Wzruszyłam ramionami i skuliłam się pod
ścianą, obgryzając nerwowo paznokcie. Zrobiło się cicho i
groźnie. Potem Jagoda wyszła na zewnątrz, a ja coraz bardziej
patrzyłam poprzez mgłę. Gdy usłyszałam strzęp rozmowy, wstałam
gwałtownie, o mało co nie strącając wieszaka na kurtki.
Wybiegłam na zewnątrz.
Było, jak myślałam. Wszędzie walały się zwłoki wrogów. Od nas
było parę osób rannych, ale nie tak, żeby potrzebowali
szczególnej pomocy. Tylko jedna osoba leżała i klęła na
wszystkich wokół. Kiedy dobiegłam do leżącego, on stracił
przytomność.
- Zanieście go do
łazienki – rozkazałam dwóm najbliższym wampirom. Rozpoznałam
Josha i Tymona. Potem zwróciłam się do czarownicy: - Zalej wannę
ciepłą wodą i przygotuj jakąś magiczną maść, czy coś.
Dziewczyna uśmiechnęła
się pod nosem, a potem z wdziękiem ruszyła, by spełnić moją
prośbę. Ja nie odstępowałam kroku od rannego Franca, który bez
swojej woli kiwał głową za każdym krokiem dwóch chłopaków.
Położono go do wanny.
Woda zabarwiła się na różowo, potem przybierała barwy
mocniejszej czerwieni. Spojrzałam na Josha i Tymona złowrogo.
- Czego jeszcze chcecie?
Wyjdźcie!
Nie miałam pojęcia,
dlaczego na nich wybuchłam gniewem. Może chciałam sama zająć się
wampirem bez niepotrzebnej widowni. Kiedy oni wyszli z ociąganiem,
nieufnie na mnie zerkając, ja zdarłam koszulkę z mężczyzny. Nie
pogorszyło to sprawy, jak myślałam. Znalazłam w szafce czystą
gąbkę oraz pincetę. Delikatnie wyciągałam maleńkie kolce z
piersi wampira. Cieszyłam się, że mój pacjent nie może nic z tym
zrobić. Pewnie chwyciłby mnie za nadgarstek i wykopałby z
łazienki, nie dziękując za pomoc. Bo przecież miał tę swoją
pieprzoną dumę!
Za każdym razem, gdy
udało mi się pozbawić go malutkiego drewienka, ocierałam miejsce
mokrą gąbką. Miejsce od razu się zasklepiało.
Po pewnym czasie musiałam
zdjąć mu dżinsy. Zrobiłam to niepewną ręką, nie byłam ani
trochę zadowolona. Kiedy Franc leżał w wannie w samych bokserkach,
nieśmiałym wzrokiem oceniałam jego stan. Od pasa w dół wyglądał
całkiem nieźle, nie miał żadnych ran, poza tym... Wyglądał
całkiem nieźle. Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do jego
klatki piersiowej. Po usunięciu większości odłamków, mogłam
spostrzec, że na piersi miał równe blizny.
- Ślady miecza –
szepnęłam, dotykając szramy.
W tej samej chwili
mężczyzna ocknął się, zachłysnął powietrzem i z machnął
dłonią, odtrącając mnie. O mało co nie upadłam. Jednak poczułam
mocny uścisk na ramieniu i przyciągnięcie.
Wampir szybko ocenił
sytuację – był półnagi w wannie, a ja stałam nad nim,
obmacując go. Potem zbliżył mnie do siebie, prawie wpadłam do
wody. Nasze twarze dzieliły milimetry, a ja zarumieniony spuściłam
wzrok. Ale nie mogłam dłużej tak wytrzymać, zatrzepotałam
rzęsami i spojrzałam wstydliwie w jego oczy. One sprawiały
wrażenie niezgłębionych i mrocznych.
- Zapomnij o tym, co tu
się działo – szepnął, a ja poczułam jego oddech na swoich
ustach.
Mijały sekundy, a ja
patrzyłam się na niego jak na idiotę. Zamrugałam i wyszarpałam
się z jego uścisku.
- Skąd się tu wzięłam?
Dlaczego jesteśmy razem w łazience? Co ty robisz? - denerwowałam
się. Nie mogłam sobie przypomnieć chwili, w której oboje
znaleźliśmy się w tej jednoznacznej sytuacji. Co ja zrobiłam?
----------------------------------------------------
Zapomniałam o tej scenie z wanną, więc musiałam ją wcisnąć jako zapomniane wspomnienie. Dziękuję za komentarze! ;) To przedostatni rozdział tego opowiadania, tak więc zastanawiam się, co dalej:
http://no-solo-we-duet.blogspot.com/2013/11/pomysy.html
http://no-solo-we-duet.blogspot.com/2013/11/pomysy.html
Teraz zauważyłam, jak odbiegłam od pierwotnego pomysłu z Zakładniczką. Cóż... xD
(Ktoś się ucieszy ;D)
No no no świetny rozdział zresztą jak zawsze :) Ta scena w łazience wymiata wszystko :) Szkoda, że już kończysz ta historię bo jest naprawdę niezła :)
OdpowiedzUsuń"Nikt nam obojgu nie dorównywał, byliśmy najlepsi. Katerina Luciano i Francis O-Długim-Obcokrajowskim-Nazwisku."
OdpowiedzUsuńKocham ten fragment xDDDD
"Bo przecież miał tę swoją pieprzoną dumę!" - to jeszcze nie przekleństwo, ale brawo! Wyrabiasz się, dziewczynko <4
Tym ktosiem mam być ja, mam nadzieję? Kocham tę scenę, jak Czwórka kroczy tak z Tris.... Brakuje mu tylko tego wiatru we włosach! xDDDD
I niech Cztery zawsze ci sprzyja!
Nie mam słów. To było... niesamowite. Szkoda, że już prawie koniec. Zaczynam się przekonywać do wampirów. Odwlekaj ten ostatni rozdział, dobra? Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMoja Kochana!
OdpowiedzUsuńJaka szkoda, że to już prawie koniec tej historii. Błagam Cię, daj nam następną o tych greckich bogach, plisss (z błaganiem w oczach składam ręce jak do modlitwy). Rozdział to miód dla moich oczu! Powaga!
Troszkę się w nim pogubiłam i nie jestem pewna czy dobrze zrozumiałam. Klaudia zabiła Kat ale ta powróciła jako wampir tak? Ale co stało się z Klaudią? Trochę zgubił mnie ten przeskok w czasie. Niemniej scen w wannie była urocza :D Franc musiał wyglądać bosko. Ile bym dała by zobaczyć jego minę kiedy się obudził <3
"Francis O-Długim-Obcokrajowskim-Nazwisku" Hahaha, padłam i nie wstaję, kocham ten tekst!
Pozdrawiam gorąco i nic mi teraz nie pozostaje jak cierpliwie czekać na zakończenie tej historii. A do cierpliwych to ja nie należę ;)
No tak, znana mi Rebekah z tym jej specyficznym odruchem:)
OdpowiedzUsuńps. u mnie nowe wiersza, obecnie-"Wiosna", zapraszam, Versemovie