03 marca 2014

District FOUR. Część druga.

- Trzy... Dwa...Jeden ... START!
Trybuci jak jeden mąż wyskoczyli z podestów i pędem pobiegli do Rogu Obfitości. Byłam sprytna i miałam inne liczące się umiejętności, więc jednym okiem obserwowałam walczącą młodzież. Zdobyłam jakieś ostrze i dobiegłam do niebieskiego plecaka. Kątem oka widziałam dwie brunetki walczące o pomarańczowy plecak. Jedna upadła, a druga uciekła do lasu. Biegnącą była Katniss, ale mogłam też zauważyć, że to nie ona tamtą trybutkę zabiła.
Posuwałam się w kierunku panny Everdeen. Nie zamierzałam jej zabijać, ale dobry byłby krótki sojusz na początek, kiedy nie chciałam być z zawodowcami. Gdy minęłam granice pola i znalazłam się w lesie, nie było po niej żadnego śladu. Nie zatrzymywałam się jednak, tylko pędziłam prosto przed siebie, próbując sobie przypomnieć pomyłki innych sprzed lat. Muszę uważać na pola magnetyczne wokół areny, na trujące rośliny, ale najważniejsze: muszę znaleźć wodę.
Przebrnęłam przez chaszcze, po drodze znajdując krzaki trujących jagód. Wzięłam parę, żeby zjeść parę w ostateczności lub otruć wroga.
Zrobiłam sobie przerwę, kiedy pomyślałam, że już dostatecznie daleko jestem od walczących. Sięgnęłam do plecaka i znalazłam latarkę, grubą i cienką linę, śpiwór, bukłak z odrobiną wody, jodynę, bułkę i parę cienkich szyneczek. Nie trafiłam źle, może nawet miałam największe szczęście, gdyż plecak był najbliżej położony, a miał najważniejsze dla mnie przedmioty.
Wszystko zapakowałam z powrotem do plecaka i chwyciłam nóż, rozglądając się. Niby za wcześnie, żeby mnie odnaleziono, ale zasada numer jeden w moim podręczniku mówiła: „zawsze bądź przygotowana”. Lub chociażby czujna.
Wstałam i spokojnym krokiem chodziłam po lesie, szukając jakichkolwiek znaków bliskości źródła. W naszej rodzinnej okolicy także uczono do walki w Głodowych Igrzyskach. Było mnóstwo zajęć, a ja byłam zapisana na wszystkie. Rodzice słono płacili, żebym miała największe szanse, jeśli w końcu na mnie wypadnie. Jednym z najciekawszych zajęć były lekcje przetrwania. Uczono nas wszystkiego, od szukania małych zwierząt oraz ich przyrządzania, przez sztukę ukrywania się, aż po grzyboznawstwo.
Wtedy dobrze się bawiłam, w tym momencie brałam to na poważnie. Bałam się, kiedy przyjdą moje ostatnie sekundy, że rodzina to zobaczy, że będzie boleć... Oblizałam usta i zamrugałam, byleby nie płakać. Może nie miałam sponsorów, ale nie chciałam pokazać Finnickowi, że jestem słaba. Wierzył we mnie od początku. On mnie uwielbiał, od kiedy uratował mnie przed dzikim psem uwolnionym przez zdenerwowanego kupca. Byłam jego przyjaciółką.
Usłyszałam trzask łamanej gałęzi, ale kiedy ujrzałam młodą, czarnoskórą dziewczynkę, schowałam ostrze do plecaka. Pokręciłam głową zdumiona i trochę rozbawiona.
- Uciekaj stąd, dobrze? - kazałam jej zmartwiona, a potem posłałam jej współczujący uśmiech. Dziewczyna jednak zdawała się specjalnie zwrócić moją uwagę. - Życzę ci powodzenia. Niech los...
- … zawsze ci sprzyja – dokończyła z ciepłym, dziecięcym uśmiechem, a potem pobiegła z zadowoleniem. Marzyłam o takiej młodszej siostrze, ale byłam niestety jedynaczką.
Uśmiechałam się pod nosem przez długi czas. Kiedy Rue z Jedenastki odeszła, dobyłam noża. Uważnie słuchałam, a sama stąpałam po ściółce cicho i bezszelestnie.
Przez zupełny przypadek odnalazłam wąski strumyk, źródło życia. To podniosło mnie na duchu i uśmiechnęłam się. Wyjęłam bukłak, wypiłam parę łyków niezwykłego napoju, który był od początku w przedmiocie, i napełniłam go czystą, słodką wodą. Dodałam do tego parę kropli jodyny, żeby dokładnie oczyścić moją szansę na przeżycie. Odczekałam pół godziny, by wypić dwa małe łyczki.
Godzinami wędrowałam po okolicach i ujrzałam malutką jaskinię, w której w sam raz się zmieściłam. Czułam, że szczęście mi dopisuje. Byłam wprawdzie strasznie głupia. Tam pozostałam przez dwie spokojne noce. Mogłam wtedy spać długo i bez żadnych trosk, bo wejście obłożyłam gałęziami i liśćmi, tym samym stałam się nieosiągalnym celem dla zawodowców, którzy w końcu i mnie szukali, bo się do nich nie dołączyłam, przez co zerwałam z tradycją Jedynki, Dwójki i Czwórki. Byłam teraz łatwym celem, Brad wiedział o mnie wszystko, a ja o nim nic. Które więc z nas mogło wygrać? Zgrzytałam zębami i marzyłam, żeby chłopak zmarł wcześniej.
Od początku Igrzysk zmarło dotąd trzynaścioro trybutów. Zostało nas jedenastu, wliczając mnie. Teraz był etap polowań. To najciekawszy etap igrzysk, według mnie. Chodzenie po lesie i węszenie za ofiarą nie różniło się od łowów drapieżników. Kiedy byłam młodsza, żartobliwie udawałam narratora i opowiadałam, jak to tygrys czy wilk – zwykle zależało od tego, czy trybut przypominał dzikie zwierzę – szpieguje łanię.
Nie mogłam już więcej odkładać jedzenia, które znalazłam w torbie. Byłam tak głodna, że przy jednym kęsie zjadłam całą bułkę z wątłą i niesmaczną szynką. Musiałam poszukać zastawionych wnyk, bo miałam nadzieję, że jakaś zwierzyna się złapała. Po okolicy chadzałam spokojnie i pewnie, bo od dłuższego czasu nie niepokoiło mnie nic większego od ptaka.
Miałam tak dużo wolnego czasu, że momentami przysiadałam nad rzeką i nuciłam piosenki z rodzinnych stron. Uśmiechałam się i przyglądałam się łańcuszkowi, którego wzięłam ze sobą. Był ze srebra, a wisiorek przedstawiał delfina z diamencikiem zamiast oka. Dostałam go od babci, która powiedziała, że w przeciwieństwie do mamy jestem odpowiedzialna i nadzwyczaj inteligentna. Jeżeli umrę, to rodzina straci tę pamiątkę?, myślałam z trwogą. Zwykle przywozili martwe ciała w trumienkach do dystryktów, ale nie ufałam Kapitolowi. Byłam chyba jedyną z zawodowców, która nie kochała Głodowych Igrzysk i mordowania innych.
Kiedy z bagażem na plecach doszłam do złapanego królika, coś śmignęło mi przed nosem. Długi, ostro zakończony nóż wbił się w korę drzewa. Wyjęłam go zwinnie i ukryłam się za grubym dębem. Wyjrzałam za niego, a tam stał wysoki i umięśniony chłopak z głupim wyrazem twarzy.
- Krzycz, kochana. Zróbmy niesamowite show! - zawył Cato. Gdybym go spotkała w mieście u siebie, wszędzie o nim by mówiono, że jest pijany. Ale nie, trybuci łapiący swych zdrajców byli pijani tylko z radości.
Wiedziałam, że nie jestem dość silna, by móc rzucić ostrzem w blondyna tak, że on nie zdąży się uchylić. Wątpiłam w swoje szanse, widząc wiele innych noży, które miał przy sobie. Zdziwiło mnie jedno, że był sam. Wiedziałam, że zawarł sojusze z innymi. Tak sądziłam.
- Jestem pod wrażeniem – krzyknęłam, by mógł mnie usłyszeć oraz żeby dać satysfakcję Kapitolowi. - Nie brałeś swoich koleżków do pomocy. Tak nisko mnie cenisz?
Cato, bo tak się nazywał, ruszył w moim kierunki z błyskiem w oku. Podobało mu się, że mu pyskowałam i dzielnie się trzymałam. Ale tak powoli się zbliżał z morderczym wzrokiem, że ze strachu zadrżałam i puściłam się do ucieczki. Byłam dobrą sprinterką. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, iż chłopak prycha z gniewu.
Nie poddał się. Zaczął mnie ścigać, ale to ja dobrze poznałam te tereny. To ja potykałam się o ukryte, wystające korzenie. Przeskoczyłam zwalony pień i biegłam dalej. Obrałam najcięższą drogę zasypaną wielkimi skałami lub gałęziami. Byłam wysoka i lekka w przeciwieństwie do chłopaka, który mimo starań zaczął mnie gubić.
Nagle usłyszałam okrzyk. Odwróciłam się i uderzyłam się w tył głowy o buk. Pociemniało mi przed oczami na jakiś czas, ale trzymałam się na wyprostowanych nogach. Kiedy mogłam swobodnie się poruszać, nie zderzając się o nic, ze zdziwieniem poznałam przed sobą Kendalla Schmidta z Siódemki.
Był to bardzo wysoki blondyn, o specyficznym poczuciu humoru i uśmiechu. Był najbardziej znanym trybutem i dziewczyny ze stolicy głośno ubolewały nad tym, że ów chłopak mógłby zginąć na arenie. Skąd go tak kochały? Kiedyś córka burmistrza Siódemki go usłyszała i musiała podzielić się z kapitolińskimi przyjaciółkami, które skądś znała. A te zaś z mocą Panem zrobiły z niego gwiazdę i pupila kraju. Śpiewał dla największych gwiazd, przykładowo dla Lady Gagi, Katy Perry i, oczywiście, dla Snowa i jego wnuczki.
Teraz stał parę metrów ode mnie i przypatrywał się mnie z poplamionym krwią ostrzem. Musiał zabić trybuta, ale nie usłyszałam wystrzału z armaty, więc możliwe mocno go drasnął. Syknęłam i machnęłam zdobytym nożem. Był zbyt długi, żebym mogła zrobić z tym cokolwiek szybkiego, toteż chłopak odskoczył zanim w niego trafiło.
- Nie jestem tu po to, żeby cię zabić! - krzyknął rozeźlony. Splunął śliną w bok. - Czy to nie ja uratowałem cię przed tamtym trybutem?
Podniósł miecz i teraz mógł mnie wyeliminować. Zostałoby wtedy dziesięcioro. Nie miałam niczego prócz liny, ale nie mogłabym go tym udusić czy się jakoś obronić.
Chłopak podszedł do mnie i wyciągnął rękę z moim nożem, oddając mi go. Gdy to wzięłam, on od razu pogrzebał w kieszeniach kurtki i wyjął figurkę złotej rybki. Była ona była nieco zabawna i miała wielkie, rybie usta oraz magiczny ogon. Gdybym dostała go w szkole od kogoś nieznajomego, oznaczałoby to zawarcie przyjaźni czy zgodę. To niewątpliwie pochodziło z moich okolic.
- Skąd to masz? - zapytałam go, patrząc na niego spode łba. - Kto ci go dał?
- Brad – szepnął Kendall, jakby to miało cokolwiek dla mnie oznaczać. - Kto by pomyślał, że nie tylko Dwunastka ma swoich nieszczęśliwych kochanków. A na dowód tego, że to jest Brada, miałem ci powiedzieć o tym morzu w dzień dożynek, ale po twojej minie wnioskuję, że mi wierzysz.
Nie miałam pojęcia, jak wyglądałam. Byłam zaskoczona? Zdumiona? Smutna? Zła? Nie czułam nic, więc twarz mogłam mieć bez wyrazu. Patrzyłam prosto w jego niezgłębione zielone oczy i dopiero wtedy poczułam suchość w ustach. Jak długo otwierałam buzię?
- Dobra, o co wam więc chodzi? - zapytałam nieufnie.
- O nic ciekawego. Brada znam z treningów. Zaprzyjaźniliśmy się tak jakby, bo on jest świetny w jednym, ja w drugim. Warunkiem naszego sojuszu jesteś ty.
Odsunęłam się od niego. Cokolwiek mogło to znaczyć, dla mnie skojarzyło się z uciętą głową na srebrnej tacy jako podarunek od sojusznika. Czy nie tak robiono dawno, dawno temu? Stałam tam i wyczekiwałam dogodnego momentu, w którym mogłabym go jakoś drasnąć, czy chociażby bezpiecznie się oddalić. Ale to on czekał na moją odpowiedź.
- No więc?
- No więc co? - spytałam cicho.
- Czy pójdziesz ze mną? Dołączysz się do nas? W kupie siła. Nie tylko ty zdobyłaś niezłe przedmioty z Rogu. My mamy noktowizory i zapałki, czyli coś, czego ci na pewno brak.
Zastanawiałam się. Gdyby to była pułapka, dawno by mnie zabił. Dlaczego chce sojuszu? Po co Brad chce akurat mnie? Do czego mu jestem potrzebna? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi...
- Dobra, wchodzę w to – usłyszałam czyjś chrapliwy głos, ale pojęłam potem, że to był mój. - Ale lepiej nie wracać do nich z pustymi rękoma, prawda? Zastawiłam wnyki na małe zwierzęta, pewnie coś się złapało.

Przez pół godziny szukaliśmy moich pułapek. Złapała się malutka wiewiórka oraz dwa tłuste króliki. Gdybym była sama, nie miałabym pojęcia, jak przyrządzić zwierzynę, a tym bardziej jak długo musiałabym to jeść, żeby się nie marnowało. Teraz jednak miałam się z kimś dzielić, więc nie zaprzątałam sobie tym głowy.

-----------------------------------------

To ta nudna część opowiadania dla Ewy! :D

Zapraszam do działu: Pomysły

Po części trzeciej opowiadania zapowiadam krótką przerwę. ;)

7 komentarzy:

  1. W ciąż mam przed oczami "Kendalla Schmidta z Siódemki". Nie wiem, czemu, po prostu tak się rzuca w oczy. Nie znam "Igrzysk Śmierci", a kilku moich znajomych twierdzi, że nie ma się czym zachwycać. No, ale to nie ważne. Notka świetna! Czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  2. - Czy pójdziesz ze mną? Dołączysz się do nas? W kupie siła. Nie tylko ty zdobyłaś niezłe przedmioty z Rogu. My mamy noktowizory i zapałki, czyli coś, czego ci na pewno brak.
    JEBIE I NIE WSTAJĘ. ZBIOROWE SRANIE! YEAH XD

    Jaka przerwa?! CO?!?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą przerwą to chyba jednak nie... Udało mi się zdobyć wenę na opowiadanie z bogami greckimi :D
      Weź bądź kulturalna! Ludzie z wyższych sfer to czytają, ty chłopie! XD

      Usuń
    2. No ja myślę! Zero przerwy, karaluchu!

      Kultura to moje drugie imię, nie wiedziałaś? To tobie jej brak, skoro piszesz takie rzeczy!

      Usuń
    3. http://i1.memy.pl/obrazki/0858277012_ten_facepalm.jpg
      :>

      Usuń
  3. "Niech los..." i już skojarzyło mi się "Niech moc...", chyba za dużo Skywalker'ów, choć nie pamiętam kiedy ostatnio oglądałam... Dwa fajnie, że ktoś nam sprzyja, i fajnie, że wspomniała o potencjalnie takiej siostrze. Ilu z nas znajdzie się takich, co ma spory, czy to z siostra, czy bratem; jeśli nie obojgiem, bądź stadem braci, czy gromada sióstr;]
    ps. u mnie NN, wiersze filmowe - Juliette Binoche oraz "Czekolada" - dziś

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka!

    Fajny fragment, jestem prawdziwą fanką "Igrzysk śmierci", więc czuję się mile połechtana. Świetnie opisałaś uczucia głównej bohaterki - na to głównie zwróciłam uwagę. Jestem strasznie ciekawa co takiego przyniesie ten sojusz z Kendallem ;)
    Będziesz pisać to o tych greckich bogach? Oł, yeah! Kocham! :* <3

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli masz zamiar reklamować siebie, ignorując mnie i moje posty, nie będę Twoim blogiem zainteresowana.
Dziękuję,
RosAlice.