Był to gorący poranek. Moja matka siedziała wygodnie
na leżaku i sączyła wyborne, jej zdaniem, wino. Zerknęła na mnie
i posłała mi uśmiech, a jej spojrzenie mówiło, że chciałaby
dać mi spróbować tego alkoholu. Wystarczyłby mały łyczek.
Jednak po chwili odwróciła wzrok, bo tato do nas podszedł, więc
rodzice zajęli się sobą.
Oboje mieli trzydzieści dziewięć lat i kochali się,
jakby byli nastolatkami. Zawsze dziwiło mnie to, że nie mam
rodzeństwa, ale mama pewnego wieczoru wyznała mi, że bardzo by
chciała dziecka, ale jest bezpłodna od czasu, kiedy się urodziłam.
Odwróciłam się i wpatrzyłam w wszechogarniające nas
morze. Byliśmy na jachcie naszej cioci, Joanny, która urządzała
przyjęcie z okazji nowego, młodszego o dwanaście lat,
narzeczonego. Był to przystojny i błyskotliwy mężczyzna, niewiele
starszy ode mnie. Wiedziałam, że związał się z ciotką tylko dla
pieniędzy, ale ona nie była głupia. Wykorzysta go jak ostatniego
chłopaka, a potem zostawi na lodzie. Zawsze tak było.
Wyjęłam z torebki telefon i sprawdziłam skrzynkę z
wiadomościami, mając nadzieję, że ktoś z mojej mieściny za mną
zatęsknił. Odkąd zabłysłam, nikt nie interesował się mną aż
nadto. Może jakiś chłopak raz za mną się odwrócił, ale tylko
raz. Ignorowano mnie – ba! Omijano – jak przeklętą. A przecież
niczego złego nie zrobiłam.
Dochodziła dwunasta, kiedy głowa zaczęła mnie boleć.
Od pewnego czasu tak się działo, a ja nie miałam pojęcia
dlaczego. Lekarz twierdził, że to zwykła migrena i zalecił mi
porcję tabletek.
Dumnym, choć niepewnym, krokiem przeszłam obok nowej
pary i skierowałam się do mesy, oczekując, że będzie szansa na
upolowanie czegoś dobrego do jedzenia. Od razu poczułam zmianę
temperatury. Na dworze było upalnie, zaś w środku panował
przyjemny chłód. Spotkałam moje dalekie, znienawidzone kuzynki o
wężowatych oczach. Jak byłam młodsza, spytałam mamę głośno,
czy one nie są aby córkami Lorda Voldemorta. Od tego czasu ich
rodzina mnie nie znosi. Dziewczyny prychnęły na mój widok i
zniknęły z mojego pola widzenia. Prawie ich nie zauważyłam.
Podeszłam do stołu i wyciągnęłam dłoń po Tortillę al horno.
Nie dbałam, by wziąć to wykałaczką. Wzięłam mały kawałeczek
i wypełniłam nim usta. Kucharz nieco przesadził z pieprzem, ale
przystawka mi smakowała.
- Niebo w... - zaczęłam pełną buzią, gdy nagle
jacht przechylił się w bok. Stół wraz z milionem przystawek runął
na bok i, o mało co, mnie nie zabił. Udało mi się skoczyć w bok
w ostatniej chwili, ale i ja poleciałam jak wszystko inne na bok.
Przykleiłam się do ściany i jedyne, o czym myślałam, to
przetrwanie. Przełknęłam Tortillę al horno i ruszyłam na
zewnątrz, wybadać, co się stało. Instynkt nakazywał mi pozostać
w środku, ale serce mówiło co innego. Chciało odnaleźć
rodziców.
Statek wrócił na miejsce i mogłam szybko ocenić
sytuację. Kręciło mi się w głowie, kiedy widziałam wielu ludzi
poza burtą. Załoga ratowała, kogo mogła.
- Mamo – jęknęłam z pełnymi łez oczami. - Tato!
Pędziłam w stronę dziobu, zupełnie ślepa, płacząc.
Łkałam i wołałam, nie zauważywszy, że na kogoś wpadłam.
- Mamo! Tato! - krzyczałam, czując uchwyt.
- Cii... - szepnął mi do ucha męski głos. Nie
rozpoznałam w nim taty ani żadnego krewnego. Musiał to być
kochanek Joanny. - Nic im nie jest, wypadli za burtę, ale załoga
ich wyłapie. Przecież wszyscy potrafią pływać.
Dalej płakałam. Owszem, umieli, ale strasznie się
bałam. Nie wiedziałam tylko, przed czym miałam lęk.
Otarłam łzy.
- Masz rację – kiwnęłam mu głową. Spojrzałam na
niego. Miał fantastyczne blond włosy i błękitne, nieskończenie
głębokie oczy. Nie był mokry, jedynie wydawał się rozbawiony
moją reakcją. Rozejrzałam się. Tylko ja panikowałam i płakałam.
Ci, którzy mieli szczęście nie wpaść do wody, żartowali i
śmiali się, łapiąc za serca. - Co spowodowało to przechylenie?
- Nie mam pojęcia – odpowiedział mi, wciąż mnie
trzymając. - Lepiej zmieńmy temat, bo zaraz zwymiotujesz.
Chyba miał rację. Z nerwów poczułam się słabo,
cały świat kręcił się wokół mnie. Mężczyzna poprowadził
mnie na jeden ocalały leżał i pomógł mi usiąść. Sam ukucnął
obok mnie. Nerwowo szukałam wzrokiem cioci, ale nie było po niej
śladu. Uznałam, że gdyby się jej coś stało, jej narzeczony na
pewno by panikował. Ale dlaczego pozwoliła ona mu ją opuścić
choćby na moment? Nigdy taka nie była.
- Świetnie pływasz, tak słyszałem – powiedział po
chwili milczenia. Spuściłam zawstydzona wzrok. Patrzyłam na swoje
wypielęgnowane paznokcie i krótką, letnią sukienkę, która
odsłaniała chyba za dużo, niż bym chciała. Od swoich nóg
powędrowałam do niego. Przypatrzyłam się jego pierścieniowi.
Srebrnemu widelcowi, otaczającego jego palec. Dostrzegłam także
małe akwamaryny, które służyły zdobieniu biżuterii.
- Och, od razu tam „świetnie” - przewróciłam
oczami, zmuszając się, żeby na przedmiot nie patrzeć. - To tylko
moje hobby, nic wielkiego.
- Więc pewnie kochasz przebywać w wodzie.
Spojrzałam na niego spode łba, jakbym winiła go o
prześladowanie. Czułam się nieswojo, że tyle się o mnie
dowiedział w tak krótkim czasie, a ja nawet nie pamiętałam jego
imienia. Wiedziałam, że zaczynało się na literę „P”. Paweł?
Piotr? Patryk? Nie... Miał nieco egzotyczne to imię.
- Czuję się lepiej w wodzie, niż na lądzie. Ale
pewnie lada moment mi się to odwidzi i pokocham co innego –
szepnęłam, a potem chrząknęłam. - Czuję się lepiej, dziękuję
za opiekę, ale chyba właśnie uratowano moich rodziców, więc...
Zanim dokończyłam, popędziłam w stronę wyławianych
rodziców, by być jak najdalej od tajemniczego blondyna. Zanim tato
zdążył złapać równowagę, przytuliłam go. Wyciągnęłam rękę
ku mojej mamie, a ta szybko przykleiła się do nas. Ponad jej
ramieniem ujrzałam kpiący uśmiech kochanka cioci. Zrobił
delikatny, nieznaczny ruch dłonią, a w tej samej chwili jacht
obrócił się i teraz już nikt nie zdołał się uchronić przed
wodą.
Słyszałam krzyk matki, wołania ojca. Wypłynęłam na
powierzchnię, widząc, jak tonie wartościowy jacht cioci Joanny.
Jęknęłam na ten widok, ale nie miałam na to zbyt dużo czasu.
Tata odnalazł mnie bez trudu.
- Nic ci nie jest? - zapytał, krztusząc się wodą. -
Musimy odnaleźć twoją mamę i znaleźć ratunek.
Mrugnęłam. Oczywiście! Mieliśmy parę kilometrów
pływania do najbliższej wyspy (jeszcze nawet nie zamieszkanej), a
to nie lada wyczyn. Mogłabym dać radę, sądząc po wynikach
zawodów – byłam niepokonana, odkąd tylko zaczęła się moja
pływacka kariera – ale patrząc na to, jak moi rodzice się
zapuścili w sporcie, nigdy nie udałoby im się przepłynąć nawet
paru metrów.
Tata już zaczął się krzywić, dostał kolki.
Zaczęłam panikować, oddychałam nierówno. Nie dlatego, że się
bałam o siebie, o nie! Nie chciałam widzieć śmierci nikogo z
moich bliskich, ale wiedziałam, że to było nieuniknione. Mogłam
tylko postarać się uratować rodziców.
- Tato – szepnęłam i szturchnęłam go. Mrugnął
nieprzytomnymi oczami. - Nie mdlij mi tu. Mówiłam wam, żebyście
nie rezygnowali z pływania!
Jęknęłam, a po chwili poczułam jak coś o gładkiej
i śliskiej skórze przepłynęło pode mną. Zbierało mi się na
mdłości, ale dzielnie rozglądałam się za mamą. Ujrzałam, jak
znika pod wodą. Nie ona jedna to zrobiła, ale ten widok sprawił,
że i ja miałam ochotę się utopić. Byłam za daleko, by do niej
podpłynąć, nawet nie próbowałam tego zrobić. Unosiłam się w
wodzie i patrzyłam prosto przed siebie oniemiała. Nigdy nie
należałam do osób szczególnie odważnych i silnych psychicznie.
To wewnętrznie mnie zabiło. Chciałam końca tego wszystkiego.
Znieruchomiałam, więc woda pchnęła całe moje ciało
na powierzchnię. Tata zmartwił się, nie widział mamy. Podpłynął
do mnie ostatkiem sił i uszczęśliwiony stwierdził, że żyję.
- Będzie dobrze, córuś.
Zamknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą. To się zaraz
skończy. Po paru minutach krzyki nad wodą ucichły i nie czułam
fal. Nie zastanawiało mnie to, że nad Bałtykiem nie ma takich
gwałtownych fal. Nie myślałam o tym, że powinniśmy we wraku
statku odnaleźć radio i wysłać wiadomość. Coś kazało mi się
poddać wodzie, a ja zresztą nie chciałam się opierać.
-------------------------------
Już mówię, że "boga" jest z małej, gdyż chodzi mi tu o greckiego boga. ;D Tym samym oświadczam, że rozpoczęłam opowiadanie o bogach greckich.
Brak mi słów, po prostu. Po tym jak rodzice wypadli, to tylko zaczęłam przysuwać głowę do monitora, a potem było coraz bardzie i... koniec. A tak się fajnie rozkręciłam... No cóż... Czekam na cd. Rozdział świetny!
OdpowiedzUsuńTo ten gościu przechylił statek! Prawda? xD Rozwaliło mnie z tym, że rodzice zajęli się sobą.. A drugie to z Voldemortem xDDDD
OdpowiedzUsuńHejka!
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podoba początek tego opowiadania. Jeszcze nie widzę na horyzoncie moich greckich bogów, ale początek - nieco chaotyczny - ale jak najbardziej niesamowity i emocjonujący. Czy statek przechylił ten gościu od ciotki? Co z pozostałymi pasażerami? I kim był ten blondasek? Przede wszystkim dokąd dopłyną i czy dopłyną bohaterowie. Może jakaś bezludna wyspa pełna greckich bogów? Hmmm, ciekawe co masz w zanadrzu.
Ślicznie dziękuję za to opowiadanie i za komentarze u mnie :*