10 marca 2014

District FOUR. Część trzecia.

Milczeliśmy cały czas. Chociaż Kendall pochwalił mnie za spryt i umiejętności, nie odważył się poklepać mnie po plecach. I dobrze. Nie odzywałam się do niego w ogóle, a gdyby mnie dotknął, zabiłabym go bez wahania. Po to są igrzyska. Ciekawiło mnie, czy jesteśmy na wizji. Nie lubiłam skupiać na siebie uwagi, a kiedy wyobrażałam sobie miliony ślepiów wpatrzonych w moją twarz... Wzdrygnęłam się.
Szłam trochę dalej od chłopaka, który wziął moją zdobycz, żebym nie musiała się trudzić. Nie ufałam mu, byłam wkurzona, że zabrał coś mojego. Gdyby mój wzrok mógł zabijać... Ach, jak te igrzyska szybko by minęły!
Minęliśmy szerokie jezioro. Wytężyłam wzrok i słuch, byłam pewna, że zawodowcy czekają niedaleko. Minęliśmy wysokie drzewo, które dawało wspaniały cień. Z minutę na minutę robiło się gorąco.
Zerknęłam na falującą wodę, zatrzymawszy się.
- Ewa, nie czas na głupoty! - krzyknął blondyn. Równie dobrze mógł rozpalić ognisko, by dać znać, gdzie jesteśmy. Poza tym „głupoty”? Śmierć poprzez upał wisi w powietrzu, a ten żałuje mi odrobiny wygody!
- Cicho! - syknęłam. - Zawodowcy...
- Czyhają? To miałaś na myśli? To się mylisz, bo ich tu nie ma. Wolą otoczenie Rogu Obfitości.
Zamilkłam. Och, ja głupia! To było oczywiste, że to tam siedzą. Ale, jak co roku, robili pewnie obchód. Byłabym przez pewien czas bezpieczniejsza w ich towarzystwie, to fakt, ale przez myśl mi nie przeszło, żebym do nich dołączyła.
- Robią obchody – powiedziałam nieśmiało. - Na pewno Brad już nie żyje. Cato mógł odwrócić naszą uwagę. Może nawet cię śledził, może wiedział, co zamierzasz zrobić... - zaczęłam, ale potem zamilkłam, czując pieczenie w kącikach oczu.
Kendall znieruchomiał. Wpatrzył się we mnie, zacisnął wargi, a potem popędził w stronę obozu. Próbowałam go dogonić, ale najwyraźniej miałam o wiele krótsze nogi od chłopaka, niżby się wydawało, więc dotarłam do miejsca później niż on.
Ogień w palenisku przygasł, miejsce wydawało się być puste, splądrowane. Kendall podbiegł do namiotu, szukał czegoś w środku i wydał jęk.
- Nigdzie ich nie ma, a miejsce najwidoczniej ktoś przeszukał – syknął blondyn, patrząc na mnie, jakby to była moja wina.
- Nie patrz tak na mnie – warknęłam. - Nie ja ich zabiłam!
- Kto kogo zabił? - zadał pytanie miękki głos.
Odwróciłam się i ujrzałam mokrego, półnagiego bruneta, który wychodził zza zarośli. Zaraz za nim wyskoczyła blondynka ubrana w bieliznę. Miała miły uśmiech i była niezwykle ładna, mimo że wyglądała strasznie chudo i mizernie.
Brad stanął w miejscu, gdy mnie ujrzał. Jego oczy się rozszerzyły, był zdumiony. Podszedł do mnie nieśmiało, pewnie moja mina nie była zbyt przyjemna. A jak miałam zareagować na dwojga półnagich nastolatków? Byłam też nieco zazdrosna. Kendall mówił, jakby naprawdę zależało chłopakowi na mnie, a on prawdopodobnie wykorzystał brak przyjaciela, żeby spędzić chwile z nieznaną mi dziewczyną.
- Jestem Tris – przedstawiła się, ale nie podeszła do mnie jak Brad. Ten stał metr ode mnie i widocznie nie wiedział, co robić dalej.
Skrzyżowałam ręce i wydęłam wargę.
- Ewa – mruknęłam, odwracając wzrok. - Ubierz się, okej?
Dziewczyna patrzyła na mnie z powątpiewaniem, a potem odeszła, spojrzawszy na dwóch chłopaków. Ja sama nie zamierzałam na nich patrzeć, nawet myślałam nad odejściem. Miałam swoją dumę, a zostałam przecież oszukana.
Wbiłam wzrok w zwierzynę w rękach Kendalla. To było moje, nie jego. Musiałam mu to odebrać i uciec stąd jak najprędzej. I tak tylko jedno z nas zwycięży. Chłopak wychwycił moje spojrzenie i szybko powiedział:
- Ewa załatwiła nam jedzenie.
Brad podziękował mi sztywno i zapytał, czy może nam z tego coś przyrządzić. Wychwalał przy okazji Tris, bo ta znalazła miętę oraz jakieś jadalne kwiatki. Jakby od roślinek zależało przeżycie. Może tak, ale nie tak jak mięso.
Brunet odwrócił się do nas plecami i szybko się ubrał. Spodnie momentalnie przylepiły się do jego mokrych nóg, nie mówiąc już o bluzce.
- Zaraz wyschnę – powiedział, kiedy zerknął na nas. - To co? Urządzamy ucztę?
Kendall uśmiechnął się.
- Jasne, umieram z głodu.
Pomogłam chłopakom przyrządzić króliki i wiewiórkę. Obaj zaczęli mnie komplementować, ale słowa jednym uchem wlatywały, drugim zaś uciekały. Nie słuchałam ich. Wydało mi się, że tylko ja należę do tych rozsądnych osób, które zawsze się czegoś doszukiwały, zanim pozwoliłyby sobie na zaufanie do kogoś.
Obserwowałam zachowanie Brada. Żartował z blondynem, jakby byli przyjaciółmi od zawsze. Ani razu nie spojrzał na mnie. A na pewno nie prosto w oczy. Wiedziałam, że próbuje mnie zwieść. Dlaczego więc Kendall szturchał mnie i łaskotał puszystym futerkiem zwierzątek?
Tris wróciła do nas po paru godzinach. Wytłumaczyła się, że zbierała dla nas trochę jagód. Byłam wobec tego nieco podejrzliwa, ale dziewczyna od razu powiedziała, że sama zjadła parę i żyje. A na dowód tego wzięła parę owoców i wcisnęła je do swojej buzi. Parę razy je gryzła i połknęła.
- Są pyszne! - powiedziała, chichocząc. Wydawało mi się, że przez sekundę patrzyła na mnie z przestrachem. Wszyscy grali swoje beztroskie, a to wyprowadzało mnie z równowagi. Wstałam zirytowana.
Chciałam coś powiedzieć, gdy nagle usta wypełniły się jakimś płynem. Dopiero po chwili poczułam ostrze wbite w moje ciało. Krew musiała mi napłynąć do buzi po ataku. Brad napadł mnie od tyłu i zadźgał.
- Co? - wykrztusiłam niepewnie, mrużąc oczy. Brad natychmiastowo przekształcił się w jakiegoś bruneta, który niecierpliwie skrzyżował ręce. Po chwili Tris zmieniła się w wysoką, krótkowłosą kobietę, która patrzyła na mnie z zadowoleniem. A Kendall znikł bez śladu. Arena runęła.
Kaszlnęłam parę razy. Usta miałam suche, pragnęłam wody. Po parokrotnym zamruganiu pojęłam, że arena nigdy nie istniała. Siedziałam w miejscu podobnym do gabinetu psychologa. Być może kiedyś był to gabinet psychologa, ale teraz wydawał się miejscem tortur.
- Co się dzieje? - spytałam zachrypniętym głosem. Kręciło mi się w głowie, nie wiedziałam, gdzie jestem, co robię.
- Przebudził się obiekt badań numer pięć – oznajmił głos w krótkofalówce kobiety.
- Numer cztery także – powiedziała do urządzenia. Potem wbiła we mnie swoje wodniste oczy. - Za niedługo wszystko będzie gotowe.
Przełknęłam ślinę, poczułam się słabo.
Brunet, który stał obok blondynki, poruszył się nieznacznie. Spojrzał na kobietę, która odwzajemniła jego spojrzenie i skinęła głową. Potem ruszyła w stronę drzwi i zniknęła z pola mojego widzenia.
Nieznajomy ruszył w moją stronę. Robił płynne ruchy, jakby był tylko do tego stworzony. Kiedy znalazł się blisko mnie, kucnął i dotknął dłonią mojego czoła. Podniosłam się trochę, by nie czuć się bezbronna w jego towarzystwie.
- Witaj – powiedział spokojnie, niemal czule. Jakbym była małym kociakiem znalezionym na ulicy, nie dziewczyną, która jest, szczerze mówiąc, obłąkana. Pogłaskał mnie, a ja zadrżałam. - Wszystko będzie dobrze.
- Nie będzie – załkałam. - Nie wiem, kim jestem i co tutaj robię. Czemu przed chwilą byłam na arenie i zaprzyjaźniłam się z nieznajomymi?
Brunet zamilkł i zamknął oczy. Pozwoliłam mu pomyśleć.
- Usuwanie tożsamości przebiega różnie, zależy to od danej osoby. Najwidoczniej tak zamierzałaś się pożegnać z ukochanymi. Teraz twoje życie rozpoczyna się na nowo, tak jak każdego z nas.
Położyłam się na łóżku, ciężko dysząc.
- Od teraz zwę się Cztery? Czy jak? - mruknęłam.
- O nie, nie! - zaśmiał się chłopak. - Ja jestem Cztery. Ty zaledwie możesz być Pięćdziesiąt, jeżeli chcesz. A tak naprawdę moim imieniem jest Tobias Eaton. Ty, jak chcesz, nadal się zwij Ewą. Ważne, byś tylko z zachowania była inna niż poprzednio. Zaprogramowaliśmy cię tak i nie powinno być problemów.
Mówi mi wszystko, pomyślałam, marszcząc brwi. Albo „wszystko”, co chce, żebym myślała.
Wstałam, a on nie pchnął mnie na łóżko z powrotem, ani nie robił gwałtownym, wrogich ruchów. Otrzepałam się z niewidzialnego kurzu, jakby symulacja Igrzysk była naprawdę i potrzebowałabym kąpieli. Ale nie, byłam czysta i pachnąca. Nie czułam wymęczenia, wręcz odwrotnie, czułam rozpierającą energię, która szukała ujścia.
Spojrzałam na chłopaka, zatrzymawszy krótko wzrok na jego usta. Miałam słabość do takich ust, jakie on miał. Przygryzłam wargę i usiadłam na brzegu łóżka.
- Zaprogramowani... Nie powinno być problemów – mówiłam pod nosem. Zwróciłam się do towarzysza: - A były kiedyś jakieś problemy?
- Być może – powiedział wymijająco. - Nie pytasz o nic ważnego, tylko o szczegóły. Spytaj mnie o to, co tu robisz i co się dzieje, bo zaczynam się martwić, że uszkodziliśmy ci mózg.
Skrzywiłam się, jakby jego żart był obelgą. Ale jego słowa przypominały mi coś, a czułam, że wspomnienia, chociażby nawet uczucie, że się jakieś ma, mogły być niebezpieczne.
Poza tym pytałam ich na samym początku o to, co się dzieje! On po prostu wywijał kota ogonem.
- Okej. To... Po co jesteśmy zaprogramowani? Co tu robimy?
- Ach, więc rząd ustanowił nowy system społeczeństwa. Skomplikowana sprawa. Ty należysz do nowo utworzonej frakcji. Ciesz się, jesteś Nieustraszoną! - gdy to powiedział, zobaczyłam nieznaczny ruch wargi, jakby mnie okłamywał.
Mój wzrok musiał być jednoznaczny, bo chłopak usiadł obok mnie i szepnął mi do ucha.
- Jesteś Niezgodna. Ale najbezpieczniej będzie ci w Nieustraszoności, bo masz to i Prawość do wyboru. Chyba, że wolisz być wypytywana o wszystko. Nawet, jeśli macie wymazaną pamięć, sekretów ci się nazbiera.
Mówił tak szybko, że ledwo co wyłapałam jego słowa. Pokiwałam głową i zaśmiałam się, jakbym usłyszała najlepszy kawał na świecie.

- Witaj w domu – powiedział Tobias, zanim wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą.

--------------------------

Mam tendencję do zaskakiwania na końcu historii, ale cóż...
Notki będą raz na tydzień, bo mam coraz mnie czasu. Gra Tomb Raider zabiera dodatkowe chwile na pisanie. :D
Następnym opowiadaniem będą bogowie greccy :3

4 komentarze:

  1. Opieprzyłabym cię za to, że każesz mi jeść mięso, ale zgaduję, że na arenie nie serwują potraw dla wegetarian? xd
    Końcówka.. Przez chwilę myślałam, że okaże się że jestem chora psychicznie i trafiłam do psychiatryka bo majaczyłam, bo za dużo książek naczytałam się i miałam urojenia, że jestem na arenie. A tu nagle Cztery! <44444 Tylko mało K3! Ale w sumie Cztery.... ! :D :D :D D:D: D
    PISZ MI WIĘCEEEEEEJJJJ

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdziwiła mnie zdolność Ewy do przewidywania. Tu na pewno to jest przydatne. Pomyliła się tylko co do Brada, bo on żyje (czytałam to wczoraj wieczorem, półprzytomna, tak zrozumiałam), bo on żyje. I racja. Zaskakujące końcówki w historii to Twoja specjalność. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!

    Zaskakiwanie to Twoje drugie imię! A może Twoja wrodzona zdolność? ;) Nie wiem, nie wnikam, w każdym razie jestem TOTALNIE zaskoczona. Aż wciąż mam szeroko otwarte oczy.
    Już chciałam pisać że fajne są te igrzyska, że nie lubię Tris, zastanawiałam się czy Ewa spotka Katniss i kto ostatecznie wygra igrzyska... aż tu nagle takie BUM. Kobieto, postradałaś rozum! Kocham Cię za to! :D Teraz "Niezgodna"! Aż boję się pomyśleć, co będzie następne. Może "Harry Potter"? :D Hahaha
    Ps. Pierwszą część również przeczytałam, ale dopiero wtedy gdy zorientowałam się gdzie ona jest ;) Tak myślałam, że coś pominęłam.
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli masz zamiar reklamować siebie, ignorując mnie i moje posty, nie będę Twoim blogiem zainteresowana.
Dziękuję,
RosAlice.