Milczeliśmy
cały czas. Chociaż Kendall pochwalił mnie za spryt i umiejętności,
nie odważył się poklepać mnie po plecach. I dobrze. Nie odzywałam
się do niego w ogóle, a gdyby mnie dotknął, zabiłabym go bez
wahania. Po to są igrzyska. Ciekawiło mnie, czy jesteśmy na wizji.
Nie lubiłam skupiać na siebie uwagi, a kiedy wyobrażałam sobie
miliony ślepiów wpatrzonych w moją twarz... Wzdrygnęłam się.
Szłam
trochę dalej od chłopaka, który wziął moją zdobycz, żebym nie
musiała się trudzić. Nie ufałam mu, byłam wkurzona, że zabrał
coś mojego. Gdyby mój wzrok mógł zabijać... Ach, jak te igrzyska
szybko by minęły!
Minęliśmy
szerokie jezioro. Wytężyłam wzrok i słuch, byłam pewna, że
zawodowcy czekają niedaleko. Minęliśmy wysokie drzewo, które
dawało wspaniały cień. Z minutę na minutę robiło się gorąco.
Zerknęłam
na falującą wodę, zatrzymawszy się.
-
Ewa, nie czas na głupoty! - krzyknął blondyn. Równie dobrze mógł
rozpalić ognisko, by dać znać, gdzie jesteśmy. Poza tym
„głupoty”? Śmierć poprzez upał wisi w powietrzu, a ten żałuje
mi odrobiny wygody!
-
Cicho! - syknęłam. - Zawodowcy...
-
Czyhają? To miałaś na myśli? To się mylisz, bo ich tu nie ma.
Wolą otoczenie Rogu Obfitości.
Zamilkłam.
Och, ja głupia! To było oczywiste, że to tam siedzą. Ale, jak co
roku, robili pewnie obchód. Byłabym przez pewien czas
bezpieczniejsza w ich towarzystwie, to fakt, ale przez myśl mi nie
przeszło, żebym do nich dołączyła.
-
Robią obchody – powiedziałam nieśmiało. - Na pewno Brad już
nie żyje. Cato mógł odwrócić naszą uwagę. Może nawet cię
śledził, może wiedział, co zamierzasz zrobić... - zaczęłam,
ale potem zamilkłam, czując pieczenie w kącikach oczu.
Kendall
znieruchomiał. Wpatrzył się we mnie, zacisnął wargi, a potem
popędził w stronę obozu. Próbowałam go dogonić, ale
najwyraźniej miałam o wiele krótsze nogi od chłopaka, niżby się
wydawało, więc dotarłam do miejsca później niż on.
Ogień
w palenisku przygasł, miejsce wydawało się być puste,
splądrowane. Kendall podbiegł do namiotu, szukał czegoś w środku
i wydał jęk.
-
Nigdzie ich nie ma, a miejsce najwidoczniej ktoś przeszukał –
syknął blondyn, patrząc na mnie, jakby to była moja wina.
-
Nie patrz tak na mnie – warknęłam. - Nie ja ich zabiłam!
-
Kto kogo zabił? - zadał pytanie miękki głos.
Odwróciłam
się i ujrzałam mokrego, półnagiego bruneta, który wychodził zza
zarośli. Zaraz za nim wyskoczyła blondynka ubrana w bieliznę.
Miała miły uśmiech i była niezwykle ładna, mimo że wyglądała
strasznie chudo i mizernie.
Brad
stanął w miejscu, gdy mnie ujrzał. Jego oczy się rozszerzyły,
był zdumiony. Podszedł do mnie nieśmiało, pewnie moja mina nie
była zbyt przyjemna. A jak miałam zareagować na dwojga półnagich
nastolatków? Byłam też nieco zazdrosna. Kendall mówił, jakby
naprawdę zależało chłopakowi na mnie, a on prawdopodobnie
wykorzystał brak przyjaciela, żeby spędzić chwile z nieznaną mi
dziewczyną.
-
Jestem Tris – przedstawiła się, ale nie podeszła do mnie jak
Brad. Ten stał metr ode mnie i widocznie nie wiedział, co robić
dalej.
Skrzyżowałam
ręce i wydęłam wargę.
-
Ewa – mruknęłam, odwracając wzrok. - Ubierz się, okej?
Dziewczyna
patrzyła na mnie z powątpiewaniem, a potem odeszła, spojrzawszy na
dwóch chłopaków. Ja sama nie zamierzałam na nich patrzeć, nawet
myślałam nad odejściem. Miałam swoją dumę, a zostałam przecież
oszukana.
Wbiłam
wzrok w zwierzynę w rękach Kendalla. To było moje, nie jego.
Musiałam mu to odebrać i uciec stąd jak najprędzej. I tak tylko
jedno z nas zwycięży. Chłopak wychwycił moje spojrzenie i szybko
powiedział:
-
Ewa załatwiła nam jedzenie.
Brad
podziękował mi sztywno i zapytał, czy może nam z tego coś
przyrządzić. Wychwalał przy okazji Tris, bo ta znalazła miętę
oraz jakieś jadalne kwiatki. Jakby od roślinek zależało
przeżycie. Może tak, ale nie tak jak mięso.
Brunet
odwrócił się do nas plecami i szybko się ubrał. Spodnie
momentalnie przylepiły się do jego mokrych nóg, nie mówiąc już
o bluzce.
-
Zaraz wyschnę – powiedział, kiedy zerknął na nas. - To co?
Urządzamy ucztę?
Kendall
uśmiechnął się.
-
Jasne, umieram z głodu.
Pomogłam
chłopakom przyrządzić króliki i wiewiórkę. Obaj zaczęli mnie
komplementować, ale słowa jednym uchem wlatywały, drugim zaś
uciekały. Nie słuchałam ich. Wydało mi się, że tylko ja należę
do tych rozsądnych osób, które zawsze się czegoś doszukiwały,
zanim pozwoliłyby sobie na zaufanie do kogoś.
Obserwowałam
zachowanie Brada. Żartował z blondynem, jakby byli przyjaciółmi
od zawsze. Ani razu nie spojrzał na mnie. A na pewno nie prosto w
oczy. Wiedziałam, że próbuje mnie zwieść. Dlaczego więc Kendall
szturchał mnie i łaskotał puszystym futerkiem zwierzątek?
Tris
wróciła do nas po paru godzinach. Wytłumaczyła się, że zbierała
dla nas trochę jagód. Byłam wobec tego nieco podejrzliwa, ale
dziewczyna od razu powiedziała, że sama zjadła parę i żyje. A na
dowód tego wzięła parę owoców i wcisnęła je do swojej buzi.
Parę razy je gryzła i połknęła.
-
Są pyszne! - powiedziała, chichocząc. Wydawało mi się, że przez
sekundę patrzyła na mnie z przestrachem. Wszyscy grali swoje
beztroskie, a to wyprowadzało mnie z równowagi. Wstałam
zirytowana.
Chciałam
coś powiedzieć, gdy nagle usta wypełniły się jakimś płynem.
Dopiero po chwili poczułam ostrze wbite w moje ciało. Krew musiała
mi napłynąć do buzi po ataku. Brad napadł mnie od tyłu i
zadźgał.
-
Co? - wykrztusiłam niepewnie, mrużąc oczy. Brad natychmiastowo
przekształcił się w jakiegoś bruneta, który niecierpliwie
skrzyżował ręce. Po chwili Tris zmieniła się w wysoką,
krótkowłosą kobietę, która patrzyła na mnie z zadowoleniem. A
Kendall znikł bez śladu. Arena runęła.
Kaszlnęłam
parę razy. Usta miałam suche, pragnęłam wody. Po parokrotnym
zamruganiu pojęłam, że arena nigdy nie istniała. Siedziałam w
miejscu podobnym do gabinetu psychologa. Być może kiedyś był to
gabinet psychologa, ale teraz wydawał się miejscem tortur.
-
Co się dzieje? - spytałam zachrypniętym głosem. Kręciło mi się
w głowie, nie wiedziałam, gdzie jestem, co robię.
-
Przebudził się obiekt badań numer pięć – oznajmił głos w
krótkofalówce kobiety.
-
Numer cztery także – powiedziała do urządzenia. Potem wbiła we
mnie swoje wodniste oczy. - Za niedługo wszystko będzie gotowe.
Przełknęłam
ślinę, poczułam się słabo.
Brunet,
który stał obok blondynki, poruszył się nieznacznie. Spojrzał na
kobietę, która odwzajemniła jego spojrzenie i skinęła głową.
Potem ruszyła w stronę drzwi i zniknęła z pola mojego widzenia.
Nieznajomy
ruszył w moją stronę. Robił płynne ruchy, jakby był tylko do
tego stworzony. Kiedy znalazł się blisko mnie, kucnął i dotknął
dłonią mojego czoła. Podniosłam się trochę, by nie czuć się
bezbronna w jego towarzystwie.
-
Witaj – powiedział spokojnie, niemal czule. Jakbym była małym
kociakiem znalezionym na ulicy, nie dziewczyną, która jest,
szczerze mówiąc, obłąkana. Pogłaskał mnie, a ja zadrżałam. -
Wszystko będzie dobrze.
-
Nie będzie – załkałam. - Nie wiem, kim jestem i co tutaj robię.
Czemu przed chwilą byłam na arenie i zaprzyjaźniłam się z
nieznajomymi?
Brunet
zamilkł i zamknął oczy. Pozwoliłam mu pomyśleć.
-
Usuwanie tożsamości przebiega różnie, zależy to od danej osoby.
Najwidoczniej tak zamierzałaś się pożegnać z ukochanymi. Teraz
twoje życie rozpoczyna się na nowo, tak jak każdego z nas.
Położyłam
się na łóżku, ciężko dysząc.
-
Od teraz zwę się Cztery? Czy jak? - mruknęłam.
- O
nie, nie! - zaśmiał się chłopak. - Ja jestem Cztery. Ty zaledwie
możesz być Pięćdziesiąt, jeżeli chcesz. A tak naprawdę moim
imieniem jest Tobias Eaton. Ty, jak chcesz, nadal się zwij Ewą.
Ważne, byś tylko z zachowania była inna niż poprzednio.
Zaprogramowaliśmy cię tak i nie powinno być problemów.
Mówi
mi wszystko, pomyślałam, marszcząc brwi. Albo „wszystko”,
co chce, żebym myślała.
Wstałam,
a on nie pchnął mnie na łóżko z powrotem, ani nie robił
gwałtownym, wrogich ruchów. Otrzepałam się z niewidzialnego
kurzu, jakby symulacja Igrzysk była naprawdę i potrzebowałabym
kąpieli. Ale nie, byłam czysta i pachnąca. Nie czułam wymęczenia,
wręcz odwrotnie, czułam rozpierającą energię, która szukała
ujścia.
Spojrzałam
na chłopaka, zatrzymawszy krótko wzrok na jego usta. Miałam
słabość do takich ust, jakie on miał. Przygryzłam wargę i
usiadłam na brzegu łóżka.
-
Zaprogramowani... Nie powinno być problemów – mówiłam pod
nosem. Zwróciłam się do towarzysza: - A były kiedyś jakieś
problemy?
-
Być może – powiedział wymijająco. - Nie pytasz o nic ważnego,
tylko o szczegóły. Spytaj mnie o to, co tu robisz i co się dzieje,
bo zaczynam się martwić, że uszkodziliśmy ci mózg.
Skrzywiłam
się, jakby jego żart był obelgą. Ale jego słowa przypominały mi
coś, a czułam, że wspomnienia, chociażby nawet uczucie, że się
jakieś ma, mogły być niebezpieczne.
Poza
tym pytałam ich na samym początku o to, co się dzieje! On po
prostu wywijał kota ogonem.
-
Okej. To... Po co jesteśmy zaprogramowani? Co tu robimy?
-
Ach, więc rząd ustanowił nowy system społeczeństwa.
Skomplikowana sprawa. Ty należysz do nowo utworzonej frakcji. Ciesz
się, jesteś Nieustraszoną! - gdy to powiedział, zobaczyłam
nieznaczny ruch wargi, jakby mnie okłamywał.
Mój
wzrok musiał być jednoznaczny, bo chłopak usiadł obok mnie i
szepnął mi do ucha.
-
Jesteś Niezgodna. Ale najbezpieczniej będzie ci w Nieustraszoności,
bo masz to i Prawość do wyboru. Chyba, że wolisz być wypytywana o
wszystko. Nawet, jeśli macie wymazaną pamięć, sekretów ci się
nazbiera.
Mówił
tak szybko, że ledwo co wyłapałam jego słowa. Pokiwałam głową
i zaśmiałam się, jakbym usłyszała najlepszy kawał na świecie.
-
Witaj w domu – powiedział Tobias, zanim wyszedł z pokoju,
zostawiając mnie samą.
--------------------------
Mam tendencję do zaskakiwania na końcu historii, ale cóż...
Notki będą raz na tydzień, bo mam coraz mnie czasu. Gra Tomb Raider zabiera dodatkowe chwile na pisanie. :D
Następnym opowiadaniem będą bogowie greccy :3
Opieprzyłabym cię za to, że każesz mi jeść mięso, ale zgaduję, że na arenie nie serwują potraw dla wegetarian? xd
OdpowiedzUsuńKońcówka.. Przez chwilę myślałam, że okaże się że jestem chora psychicznie i trafiłam do psychiatryka bo majaczyłam, bo za dużo książek naczytałam się i miałam urojenia, że jestem na arenie. A tu nagle Cztery! <44444 Tylko mało K3! Ale w sumie Cztery.... ! :D :D :D D:D: D
PISZ MI WIĘCEEEEEEJJJJ
Zdziwiła mnie zdolność Ewy do przewidywania. Tu na pewno to jest przydatne. Pomyliła się tylko co do Brada, bo on żyje (czytałam to wczoraj wieczorem, półprzytomna, tak zrozumiałam), bo on żyje. I racja. Zaskakujące końcówki w historii to Twoja specjalność. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńGuadalupe - NN, u mnie:)
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńZaskakiwanie to Twoje drugie imię! A może Twoja wrodzona zdolność? ;) Nie wiem, nie wnikam, w każdym razie jestem TOTALNIE zaskoczona. Aż wciąż mam szeroko otwarte oczy.
Już chciałam pisać że fajne są te igrzyska, że nie lubię Tris, zastanawiałam się czy Ewa spotka Katniss i kto ostatecznie wygra igrzyska... aż tu nagle takie BUM. Kobieto, postradałaś rozum! Kocham Cię za to! :D Teraz "Niezgodna"! Aż boję się pomyśleć, co będzie następne. Może "Harry Potter"? :D Hahaha
Ps. Pierwszą część również przeczytałam, ale dopiero wtedy gdy zorientowałam się gdzie ona jest ;) Tak myślałam, że coś pominęłam.
Ściskam :*