Obudziłam się w ciepłym
łóżku z ogromnym bólem głowy. Mrugnęłam parę razy, oślepiona
blaskiem porannych promieni słońca. Byłam nieświadoma tego, co
robię w swoim pokoju i co działo się poprzedniej nocy. Czułam się
jak na kacu. Cholernym, dotkliwym kacu.
Dopiero po chwili
poczułam, że okno jest otwarte. Wiatr delikatnie i przyjemnie niósł
wilgotne, ciepłe wytchnienie.
Próbowałam wstać,
podnieść chociaż głowę, ale bezskutecznie. Za każdym razem
poczułam ból i bezład. Potem w sumie odnalazłam plusy tego
leżenia. Nie pójdę na parter, nie spotkam surowej mamy i zbyt
stroskanego ojca oraz „dorosłej” siostry. Przynajmniej trochę
poleżę i pobujam w obłokach.
Ale wiatr poruszył
gałęziami, chowając na parę sekund słońce. To wystarczyło,
żebym zauważyła, że nie leżę w swoim pokoju, ale w innym,
zrobionym na wzór mojego. Jednak dywan nie był tak puchaty jak mój,
a plakaty przedstawiały zespoły, których w życiu bym nie
posłuchała. Ja na pewno nie zawiesiłabym plakatu One Direction
obok Muse. Jakbym to pierwsze w ogóle słuchała.
To zmusiło mnie do
wyskoczenia z łóżka, mimo że to prawie rozrywało mi mięśnie.
Zauważyłam, że na etażerce leży dzbanek pełen wody i pusta
szklaneczka na ślicznej serwetce w leśne wzory. Potrzebując się
czegoś napić, chwyciłam dzbanek i ostrożnie nalałam sobie wody
do szklanki, po czym napiłam się. Od razu poczułam się lepiej.
Usłyszałaś trzask
zamykanych drzwi dokładnie pode mną. Zadrżałam, słysząc
niewyraźne głosy.
Gdzie mój telefon?,
pomyślałam podenerwowana. Musiał tu być.
Zaczęłam przeszukiwać
pokój, walcząc z mdłościami. Nerwy zżerały mnie od środka.
Czułam, jakbym zjadła dwa razy większą, ciężką kulę. Kiedy
usłyszałam kroki niedaleko jednych z drzwi, załkałam. Zaczęły
mi się trząść dłonie, powieka nieznacznie zadrgała.
- Porzeczko, czy tam
coś... - zaczął męski, niski głos.
-
Nazywam się Jagoda! Czy nie umiesz się przyzwyczaić? Wiesz, że
muszę zmieniać imię – odezwał się dziewczęcy głosik. -
Poza tym...
- Tak, tak. Zrób napar z
królewskich roślin. Obudziła się śpiąca królewna.
Wkurzone westchnięcie,
cichy szelest, tupnięcie i oddalające się kroki.
Odetchnęłam
z ulgą, ale potem mimowolnie krzyknęłam, kiedy drzwi się
otworzyły. Oniemiała patrzyłam na tego człowieka. Oczy musiałam
mieć bardzo wielkie w tej chwili, bo On się uśmiechnął.
Przystojny blondyn o jagnięcych oczach. Czekaj,
teraz już nie był blondynem. Miał miękkie, brązowe włosy. Ale
nie zauważyłam tylko tego. Moje oczy powędrowały do jego
kształtnych, kuszących warg. Poczerwieniałam, kiedy zrozumiałam,
że on cały czas stoi przy drzwiach i cierpliwie czeka, aż skończę
napastować go wzrokiem.
- Jestem Francis de
Bourbon Duc d'Anyou, ale nazywaj mnie „Franc”, a jeżeli już
chcesz, to nawet „Francis” – powiedział, unosząc kącik ust.
Zamknął drzwi, a potem zrobił kilka kroków w moją stronę.
Stanął w miejscu, kiedy ja uciekłam w najdalszy kąt pokoju, teraz
przerażona.
Uśmiechnął się znowu,
a ja o mało nie zemdlałam. Emanował czymś, co mnie obezwładniało.
Takie coś Ana z Klaudią nazywały... Nie, skądże. Ja w to nie
wierzę.
- Ja jestem... -
zaczęłam, ale głos uwiązł mi w krtani. Patrzyłam na niego,
opierając się o ścianę pełną różnych plakatów.
- Katerina Luciano –
wyszeptał mężczyzna z mocnym akcentem, a ja struchlałam. - Boisz
się mnie, człowieka, który nie zamierza cię skrzywdzić?
- Por-rwałeś mnie –
zarzuciłam mu głośniej. - Za-a-biłeś moją przyjaciółkę i
dziwnym trafem nie pamiętam, co wczo-o-raj robiłam.
Franc przekrzywił głowę,
ale zmarszczył brwi.
-
Mogę ci pomóc z pamięcią? Jestem pewien, że gdybyś chciała,
tobyś to zapamiętała... - podszedł tak blisko mnie, że
potrafiłam widzieć,
jak dużo szczegółów jego twarzy nie zauważyłam
przy pierwszym spotkaniu.
Prosty nos, szlacheckie, łagodne rysy i te ogromne, wiśniowe
usta... Ach, aż chciałoby
się je dotknąć! Ale jego
wargi wykrzywiły się w bólu. Z nich
wysunęły się para
cienkich
i bieluśkich...
zębów?
Kły. Gdy odważyłam się spojrzeć w jego oczy, ona przybrały
barwy czerwieni, a pod oczami wyznaczyły się niebieskie, kręcone
linie. Żyły, pełne...?
Krew.
Biegłam
przez las oświetlony światłem księżyca. Co chwilę znajdywałam
się przy innym drzewie. Ręce miałam
okropnie brudne, wrażliwe,
a
kolana całkiem rozcięte. Niczego
innego nie czułam prócz bólu i zmęczenia. Ale nie zatrzymywałam
się na dłużej niż dwie sekundy.
Co
jakiś czas słyszałam wycie wilka. Wydawało mi się, że to coś
się zbliża. Tym bardziej
przyspieszyłam kroku, ale jeśli miałabym wierzyć horrorom, to ten
stwór mnie i tak zabije. Zasuwałam szybciej niż nastolatki w
czasie wyprzedaży butów. Albo fanki Justina Biebera, widzące go
gdzieś blisko. Więc naprawdę pędziłam ile sił w nogach.
Po
iluś minutach sprintu usłyszałam okrzyki bitewne. Od razu
skojarzyło mi się to z Władcą Pierścieni
i przed oczami pojawił się obraz jednej z bitew Drużyny
Pierścienia z orkami i uruk-hai. Uśmiechnęłam się, przypominając
sobie zachowanie i wygląd Legolasa, kapryśność Gimliego i miłość
Aragorna do Arweny. Zaśmiałam się, gdy przypominałam sobie sceny
z Pippinem i Merry'm oraz Gandalfem. Potem zasmuciłam się, kiedy na
koniec pojawiła się Ta Scena, kiedy Frodowi Gollum odgryzł
palec z pierścieniem, a potem dwulicowy stworek wpadł do Ogni
Samotnych Gór.
Nie potrafiłam sobie
przypomnieć, jak znalazłam się blisko polany, na której kiedyś
znalazłam dziwne, niebieskie kwiaty. Tato zabronił mi wchodzić do
tego lasu, bo nagle zaczął wierzyć, że tam są złe duchy. Złe
moce.
Polana nie była pusta.
Tu i ówdzie walały się martwe ciała ludzi. Wszędzie była krew,
ludzkie serca lub odcięte głowy. Zamarłam i schowałam się za
drzewem, kiedy nagle przede mną zjawił się jakiś mężczyzna. Nie
zauważył mnie, dlatego szeptał do kogoś:
- Mają za swoje te
żółtodzioby! Żeby wtargnąć na nasze, odwieczne tereny, Michael?
Co im odbiło? - Po głosie wyobraziłam sobie jego jako
zapracowanego i zmęczonego starca, który klnie na dzieci z wioski,
który coś nabroiły i musiał je ukarać.
- Mnie się wydawało, że
są stąd. Widziałem paru kiedyś jako ludzi. Ktoś ich stworzył,
by nam zapewnić na ten wieczór mnóstwa „zabawy” - mruknął
drugi.
- Lub żebyśmy stracili
swoich ludzi Zostaliśmy sami, mój bracie! Co teraz zrobimy, kiedy
napadną na nas gorsi przeciwnicy?
- Nie wiem, Edmundzie –
szepnął Michael, łkając. Potem zamilkł i głośno wąchał. -
Czuję krew, bracie.
- Ja też ją czuję.
Tak, krew. Krew naszych braci i sióstr!
- Nie! - Michael szarpnął
brata, sądząc z odgłosów. - To ludzka krew... A jak się
wsłuchasz, to usłyszysz bicie serca. Zaledwie parę metrów od nas.
Nie,
pomyślałam, kręcąc głową. To są jakieś żarty. Nie!
Bezmyślnie
wystartowałam w przód i planowałam biec prosto, jak najdalej.
Kiedy chcę, mogę być niedoścignięta. Minęłam
stary dąb i spróchniałe nieznane mi drzewo. Przeskoczyłam wielki
krzak, a potem jakiś zwalony pień. Przez dwie minuty myślałam, że
nigdy mnie nie dogonią, że się uratowałam. Ale to złudne myśli.
Coś szarpnęło mnie do
tyłu i uderzyłam głową w ów zwalony pień. Podniosłam się,
stękając.
- Cóż, Edmundzie,
straciliśmy rodzinę, ale mamy chociaż słodką przekąskę –
odezwał się Michael, mężczyzna łudząco podobny do Gary'ego
Oldmana. Edmund, który wyszedł przed przyjaciela, wyglądał zaś
bardzo staro i zgryźliwie.
- Nie pomścimy tym ich,
ale... - zaczął, lecz przerwał, jęcząc. Rozchylił usta i
pojawiły się cieniutkie kły wampira, a jego oczy poczerwieniały.
Rzucił się na mnie, wtapiając zęby w moją szyję.
Otworzyłam usta, ale
wydostała się z nich tylko para. Patrzyłam pusto na rozgwieżdżone
niebo i na myśl przyszło mi wspomnienie. Odległe wspomnienie,
jakby nie moje. Nie, to nie mogło być moje. Ale jednak widziałam
to.
Gwiazdy były wokół
mnie, żartobliwie migotały, dziecinnie goniły się na czarnym tle.
A ja, wśród nich, duża i pełna sił dzięki mocy słońca.
Uśmiecham się do moich małych dzieci i namawiam je do splatania
figlów planetom. Później patrzę na ziemię. Stąd była osiągalna
dla mojego oka. Mimo tego, że nie widzę dokładnie ludzi i
zwierząt, czułam, jak na nich działam. A szczególnie na jedną
istotę. Wiecznie samotną duszę, którą kochałam od samego
początku, kiedy zaistniał. A on czeka na mnie. Muszę zejść.
Muszę go znów zobaczyć. Ale czy mnie rozpozna? Czy ja go w ludzkim
ciele będę pamiętać?
Ocknęłam się, kiedy
zaczynałam odczuwać chłód. Edmund stał oparty o drzewo i pozwala
się posilać mną Michaelowi. Umrę, ale dlaczego mi tego nie
przyspieszą? Nie mają współczucia? Jestem już zmęczona,
zaraz... zasnę...
Nagle jak grom z jasnego
nieba coś trafiło w Michaela. Poleciał i uderzył w wielki głaz
wiele metrów ode mnie. Edmund warknął i zarazem syknął. Gotował
się do skoku, ale napastnik był o wiele, wiele szybszy. Wydawało
mi się, że zanim go jeszcze dotknął, Edmund upadł pod drzewo. A
potem mężczyzna z ciemnymi włosami i garniturem na sobie chwycił
i wyrwał jedną gałąź z młodego drzewa. Trzymał ją w ręce i
cicho podchodził do starca. Zamrugałam, by wiedzieć, co się z
nimi stanie, ale ciemność próbowała mną zawładnąć. Jestem za
słaba, żeby oprzeć się jej sile...
Zamrugałam ponownie i
znalazłam się w świetnie oświetlonej sypialni. Franc puścił do
mnie oko i szepnął:
- Śpiąca królewna już
wszystko wie, co chciała?
- Umierałam... -
zadrżałam, otoczona nagłym chłodem. Byłam wstrząśnięta.
Chciałam mieć przy sobie Maksa. On by to wyjaśnił w zabawny
sposób. Że Dumbledore z Harry'ego Pottera
powstał z książki i uratował mi życie albo może Gandalf, chyba
że tym razem Stefano Salvatore ulitował się nade mną... A może
silny Peeta Mellark wyniósł mnie z sideł śmierci? Załkałam w
duchu. Teraz, gdy wiedziałam, że nie spotkam przyjaciela, naprawdę
odczułam jego brak. Byłam taka niezdecydowana, że teraz płaciłam
za to. Umrę, nie jako wspaniała przyjaciółka, wzorowa córka,
siostra i koleżanka, lecz jako arogantka, idiotka i zwykła, pusta
lalunia. Teraz wiedziałam, że kocham Maksa i Anę, ale jak mogłabym
ich zaprzyjaźnić razem, żeby nie wybierać? Żeby z tydzień na
tydzień nie zmieniać „przyjaciela”? Po co ja się
zastanawiam... Już ich na zawsze straciłam...
-
Tak, umierałaś
–
Franc zbliżył się do mnie, a ja się nie ruszyłam. - Pragniesz
więcej wiadomości? Od tamtego wieczoru minęły cztery dni. Twoi
rodzice cię nie szukają, bo im wmówiłem, że jesteś na obozie.
Jagoda odpisuje twoim przyjaciołom za ciebie. Nie wyjdziesz stąd,
księżniczko. I nikt ciebie nie szuka.
Nie
mogłam się ruszyć, a on wciąż i wciąż się zbliżał.
Fascynacja przegrywała z nienawiścią.
-
Nienawidzę cię! - krzyknęłam. - Jesteś popaprany! Za kogo się w
ogóle uważasz?
-
Za Pana Życia i Śmierci – odpowiedział wesoło. - Jestem bardzo
starym i silnym wampirem z niespotykanymi dla wampira mocami. Jestem
niezwyciężony, niezłomny i nigdy nie nabiorę się na słodkie
słówka i miny. Nie wyjdziesz stąd, kiedy ja tego nie chcę. Bo
gdyby nie ja...
-
Umarłabym – odrzekłam, bo to było oczywiste. Hardo spojrzałam
mu w oczy. Minęła długa chwila, kiedy spoliczkowałam go. Co z
tego, że ręka mnie bolała zaraz potem. Zaskoczenie, ból i
czerwony ślad na policzku wampira były zadowalające. Ha! Wręcz
satysfakcjonujące.
-
Dlaczego? - syknął i chwycił mnie za nadgarstek. Jego łagodne
rysy twarzy zmieniły się w grymas nienawiści. - Nie boisz się
śmierci, Katerino? Chcesz dołączyć do swojej przyjaciółki? Mam
potem zabić twych przyjaciół? Anę, Maksa, Sandrę? A może –
jego nos zetknął się z moim. - mam zabić twoją włoską
rodzinkę? Mam nadzieję, że Penelopa smakuje tak, jak wygląda!
-
Wolałabym umrzeć, niż siedzieć tutaj! Do czego jestem ci
potrzebna? Żebyś się mógł mną zabawić jak tamci? A więc
zapamiętaj: nigdy nie potraktujesz mnie jak Klaudię. Wiem, że ją
zabiłeś. A moi przyjaciele dojdą do tego! I mnie pomszczą –
wysyczałam.
Błyskawicznie
pchnął mnie na łóżko. Zaskoczona
krzyknęłam.
-
Masz odtąd siedzieć cicho i grzecznie – zarządził niczym król.
Jego
twarz znów była nieskazitelna i piękna. Ale teraz błyszczał
światłem jak mityczne elfy.
- Te drzwi prowadzą do łazienki. A te, którymi wyjdę, są dla
ciebie zakazane. Nie
dotykaj ich. Inaczej utnę ci te śliczne paluszki.
I
wyszedł, pozostawiając mnie oszołomioną.
_____________________________________
A tu zapodam gify z Kat (Phoebe Tonkin) i Francem (Theo James *.*)
pozdrawiam! ;D
Powiem ci, że się rozkręca. Ale to z 1D i Bieberem najlepsze :D
OdpowiedzUsuńWow. Nie hejcisz xD jest postęp!
UsuńHaha! Mówiłam, że jak chcę, to potrafię! XD
A to z 1D i JB forever and ever będzie epickie!!!
Krew! Aaaa! Dobra, już się nie wygłupiam. Rozdział świetny.
OdpowiedzUsuńDzięki. <3 a ja czekam na twoją konferencję! :D
UsuńRozdział jest świetny! Zaczyna się to wszystko rozkręcać ;)
OdpowiedzUsuńA to z 1D i Bieberem było najlepsze!!
Czekam na nn ;*
Pozdrawiam Marcela ;*
Dzięki <3
UsuńWiesz jaką przyjemność mi sprawiłaś tym tytułem i imieniem, które można tak zdrobnić??? Kiedyś był taki motyw Księżniczki Sissi, a wraz z nią Franciszka Józefa, władającego swego czasu w Austrii. No cóż, jako miłość jego życia miała prawo używać właśnie takiego zdrobnienia, jakie znalazło się w Twojej treści - "Franc". Cudowne:)
OdpowiedzUsuńps.II część do filmu "Dom nad jeziorem" wierszem już jest:)
Ach, dziękuję ;)
UsuńGdy szukałam dla niego imienia, miałam fazę na wspominanie Sissi. I tak pomyślałam: "Czemu by nie? Niech będzie Franc" (Boże, jak ja kochałam Franca *.*)
A 2 tygodnie temu dowiedziałam się, że w tym czasie, jak ja myślałam nad tą postacią, moja oma otrzymała od anonima list, w którym był artykuł o tym, jak umarł jej krewny o imieniu Franz. Byłam tym faktem przerażona. Poza tym nie takie rzeczy się działy XD
Frozen wierszem u mnie, zapraszam na Krainę Lodu:)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale nie mogę wejść na Twojego bloga. Podobno wykryło mi wirusa i wyrzuciło ze stronki :C
UsuńOczekując na kolejny wpis, zapraszam na wiersz o miłości, wątek z Tom'em Cruise zapraszam:)
OdpowiedzUsuńNo to mi się porobiły zaległości. Czy mogłabyś mnie kochana informować, kiedy dodajesz nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńA teraz już przechodzę do właściwej treści komentarza. Rozdział jest świetny! Ach, jak ja zazdroszczę Ci talentu!
Kiedy Kat obudziła się w tym pokoju, a potem spostrzegła, że to nie jednak jej pokój, ale bliźniaczo podobny, aż mnie ciary przeszły! Brrr. Zastanawiałam się kto mógłby zrobić coś takiego? Jakiś popapraniec, ktoś z obsesją.
Potem pojawiła się postać Franca. Nie wiem jeszcze co o nim myśleć. Niby wampir i morderca, ale mam wrażenie że Kat w jakiś sposób... leci na niego. No nie wiem, ciekawa jestem jak to się rozwinie. Zważywszy że od teraz Kat jest uwięziona, jest niewolnicą tego zuchwałego wampira. Spoko, uratował jej życie, brawo. Ale czego on od niej chce? Dlaczego jej nie zabił?
Bardzo podoba mi się, że wplatasz w tekst nazwiska aktorów, zespołów, filmów itd. Tylko czy przyszło Ci czasem do głowy,że możesz zaspoilerować? ;) Dopiero niedawno obejrzałam trylogię Władca Pierścieni i gdybym to przeczytała wcześniej byłabym wkurzona :D
Ok, uciekam do kolejnego rozdziału!
Przepraszam ze nie informuje :( dodaje rozdzialy w godzinach 22-23 i szybko spadam z komputera. I ide spac xD a potem albo zapominam, albo nie zdaze...
UsuńAch, i przepraszam za spojlery xD nie wiedzialam, ze ktos poza mna to oglada/ czyta :(
Dziekuje za komplement i w ogole dzieki za wszystko! ;D
Hejo;*
OdpowiedzUsuńTen rozdział był po prosty niesamowity!!!!,ten chłopak,od początku coś podejrzewałam!,szok!,masakra!,zamknał ją w jakimś pokoju jak królewne w wieży.Bardzo sprytnie to wymyślili,zabrali telefon i odpisują za nią na wiadomości od przyjaciół.Mam nadzieje że oni w któdcę się zorientują że coś jest nie tak!.Mimo to strasznie rozbawił mnie tekst z tą porzeczką xDD.Czyli jednak są to Vampiry!,świetny rozdział!,będe czytać!.Serdecznie pozdrawiam.Całuję<3
Alice~~^^