24 stycznia 2014

Rozdział 6. Nadopiekuńczość.

Od czasu ataku dwóch wilkołaków – pytałam Franca o to, czy wilkołaki są podatne na księżyc, a on zamyślił się i po chwili powiedział, że pierwszy raz widział wilkołaka w postaci zwierzęcia w dzień – dom był strasznie dobrze strzeżony, a pilnowali go świetnie wykarmione wampiry i wilkołaki oraz nic niepotrzebująca Jagoda. Z niektórymi się zaprzyjaźniłam. Gdy lepiej poznałam Jagodę, poczułam do niej sympatię, mimo że zamordowała brata mojego przyjaciela. Była nierozumiana przez całą społeczność wampirzą i wilczą. Jedynie martwy już Nate słuchał jej i potrafił ją rozbawić. Czarownica mówiła, że był wiernym przyjacielem Franca. Jednym z pierwszych. Co skłoniło więc Nate'a do zaatakowania mnie? A co do zamordowania tego wampira mojego francuskiego „adoratora”?
Drugą sympatyczną osobą był Tresh, wilkołak z krwi i kości. Był najmłodszy z wszystkich, miał ledwie skończone siedemnaście lat. Z początku zarywał do mnie, ale jasno powiedziałam mu, że nie jestem zainteresowana. Potem zażartowałam, że Franc by go za to zabił. A byłam pewna, że zrobiłby to.
- Tresh, ona ściemnia – powiedziała wampirzyca Joanna. To ona namiętnie zlizywała krew Francisa z swojego palca pamiętnego wieczoru. Teraz półsiedziała, półleżała na stole, słuchając muzyki klasycznej granej przez Mariannę na pianinie. Wydawało jej się, że jest seksowna i pożądana.
- Grunt, że ty mówisz prawdę – powiedziałam słodkim, lecz pełnym jadu głosem. Ogarnęła mnie wściekłość, gdyż ona miała zwyczaj przygarniać do siebie wszystko.
- Och, biedna, głupiutka Katerina – szepnęła, a Tresh, który siedział obok mnie, zesztywniał. - Nikt się tobą nie interesuje. Jesteś potrzebna tylko do... Ach! Tylko ci najlepsi wiedzą wszystko, a ty na zawsze pozostaniesz w niewiedzy. Uwielbiam patrzeć, jak chełpisz się uwielbieniem Franca, kiedy prawda jest zupełnie inna! Haha!
Poderwałam się z sofy, na której zwykłam siedzieć. Tresh zrobił to samo, choć nie wiedziałam czemu. Nie zaatakowałabym tej jędzy, a nawet gdybym to zrobiła, to mnie trzeba by było ratować. Może dlatego i on wstał.
- Powiem ci jedno – syknęłam. - Niech cię diabli wezmą, razem z tym twoim ukochanym i tym knuciem! Gdzieś mam to, czy przeżyję tą pełnię, która nastąpi za trzy tygodnie!
I w tym momencie coś wpadło mi do głowy. Uśmiechnęłam się, nie ukrywając tego.
- Och, jakże mi ulżyło! A teraz, jeśli pozwolicie, pójdę do swojego pokoju.
Joanna odwróciła twarz, ale zdążyłam zobaczyć jej oburzenie.
Moim pokojem był teraz pokój Franca. Nie mogłabym wrócić do poprzedniego, ze względu na żabojada, który bał się, że następnym razem inny potwór zakradnie się i mnie porwie. Tak więc co noc musiał mnie ktoś obserwować i spać w tym samym pokoju. Franc pozwalał na to jedynie Jagodzie, a czasem gdy ona nie mogła, to sam trzymał wartę. Siedział raz na pufie i udawał, że czyta w ciemności książkę, ale czułam jego hebanowe oczy na sobie. Przez to wszystko zaczęło mnie wkurzać. Cisza, spokój, światło przechodzące przez szparę pod drzwiami, kroki tłumione przez dywan na korytarzu, ciche śpiewy, chichoty.
- Mógłbyś przestać? - warknęłam pewnego wieczoru. Minął wtedy piętnasty dzień, od kiedy się tu znalazłam.
- Co przestać? - spytał, odkładając książkę, którą dziwnym trafem czytał do góry nogami.
- To całe niańczenie się mną – jęknęłam i usiadłam na łóżku. - Wszystko mnie wkurza, kiedy tak tu siedzisz i mnie obserwujesz. Skąd mam wiedzieć, że jak zasnę, to nie skrzywdzisz mnie? Ta cała twoja Joanna cały czas powtarza, że czekacie tylko, aż COŚ się stanie. Chodzi wam o pełnię? - zapytałam, kiedy widziałam mimo ciemności, jak mina Franca rzednie. - Mam czas do pełni?
- Nie mogę ci powiedzieć. Wiedz tylko, żebyś cieszyła się każdą sekundą życia, którą ci zagwarantowałem – szepnął.
- Jak mam się cieszyć, kiedy siedzę w jednym miejscu przez długi, długi czas? Mógłbyś mnie puścić gdzieś...
Franc zacisnął usta, a jego oczy zmieniły się w dwa małe węgliki. Zerknął na mnie i uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Od dwóch dni planowałem ci to powiedzieć – zaczął, zaciekawiając mnie. - Niedaleko jest koncert Imagine Dragons, a z piosenek znajdujących się w twoim telefonie wywnioskowałem, że ich lubisz.
- I to jak! - pisnęłam. Patrzyłam na wampira bez mrugnięcia okiem. Byłam zszokowana. - Kiedy będzie ten koncert?
- Za godzinę – szepnął zmieszany.

I tak krótko wyjaśniłam, co się działo przez ostatnie dni. Ach! Łukasz często mnie odwiedzał i sprawdzał moje zdrowie fizyczne i psychiczne. Jednak już nie pamiętał, że tutejsi ludzi to wampiry, a ja jestem ich więźniem. Ale to już nieważne.
W tym momencie siedziałam w samochodzie Franca. Był obok mnie, więc byłam niezwykle onieśmielona. Wyjęłam dłoń z kieszeni kurtki i zaczęłam grzebać przy radiu. Po setnej mojej próbie, Francuz zlitował się nade mną i przy jednym kliknięciu guzika włączył urządzenie.
- Nienawidzę technologii – skwitowałam, wiercąc się teraz na siedzeniu. Naciągałam przykrótką spódniczkę mini, którą dostałam od Jagody. Nie wiem, czemu chciała, żebym się tak wystroiła. Krępowało mnie to tej nocy.
- Nie możesz usiedzieć na miejscu? - jęknął, patrząc na drogę. Spojrzałam na niego wymownie, ale już więcej się nie poruszyłam. Z radia dochodziła piosenka „Spectrum” Zedd, więc uspokojona patrzyłam za okno i marzyłam, że poczuję wreszcie wolność.
Mój kierowca rozpędził się na autostradzie. Przebył więc drogę o wiele szybciej, niż wcześniej kalkulował. W jakiś nieokreślony czas znaleźliśmy się pod wielkim budynkiem z dziwnym, zapleśniałym szyldem. Jakimś cudem na zatłoczonym parkingu znalazło się jedno wolne miejsce niedaleko wejścia.
Kiedy Franc zatrzymał się, ja siedziałam jak strusia na swoim miejscu i obgryzałam paznokcie. Korciło mnie, żeby uciec, ale facet jasno powiedział, że mnie dogoni, więc najlepiej, żebym czekała, aż on otworzy mi drzwi.
I zrobił to. Jak prawdziwy wampirzy dżentelmen. W sumie urodził się w średniowieczu, kiedy była moda na rycerstwo. Wpatrywałam się w jego szlachetną twarz, kiedy pojawiła się wraz z pomocną dłonią. Zachwycały mnie jego łagodne rysy i te wiecznie dziecięce oczy w różnych odcieniach brązu, a czasem błękitu.
Gdy dotknęłam jego ręki, naelektryzowało mnie. Zdziwiona zignorowałam to i wyszłam z trudem z sportowego samochodu. Kiedy stałam stabilnie na wysokich szpilkach Jagody, Franc zamknął drzwi i zablokował auto.
Bez słowa wskazał dłonią bym szła pierwsza, a ja zachichotałam nerwowo i niezbyt radośnie. Naciągnęłam znowu spódniczkę i ruszyłam w stronę budynku.
- Nie sądzisz, że jest dziwnie pusto? - zagadnęłam go, nie widząc żywej duszy na ulicach. Franc milczał. Nie odwróciłam się, by na niego spojrzeć. Szłam przed siebie, podekscytowana.
Poruszaliśmy się długo i w zupełnej ciszy. Teraz myślałam, że za daleko zaparkował. Czułam się nieswojo, kiedy on był za mną zaledwie krok dalej. Wydawało mi się, że poczułam na skórze jego chłodny oddech.
Ta cisza i to zimne, nocne powietrze pozwoliło mi wreszcie normalnie myśleć. Jak mogłam go zaczynać lubić?, głowiłam się, a strach zaczął nade mną panować. Jak mogłam poczuć sympatię do Jagody? Dlaczego z nimi wszystkimi rozmawiałam? Każdy z nich zamordowałam co najmniej jedną osobę! A ja potencjalnie jestem ich następną ofiarą!
- Kat? - odezwał się piękny głos. Franc nazwał mnie „Kat” pierwszy raz, jak mi się wydawało. - Coś się stało?
- Nie, nic się nie stało – odpowiedziałam szybko. Zbyt szybko.
Rozejrzałam się i z trudem orientowałam się, gdzie jestem. Wejście do klubu było zaniedbane i rozwalone, a pierwsze sale były ruiną. Prowadzona, trafiłam do wielkiej, królewskiej sali nieprzypominającej żadnych z klubów.
W środku tłoczyło się mnóstwo ludzi.
- To to? - zapytałam zdziwiona. Owszem, ludzi było mnóstwo, ale czułam dziwną atmosferę. Początkowo patrzyłam na tajemnicze osoby i nie zauważałam żadnych wizualnych różnic.
Brunet pokręcił głową zrezygnowany.
- Tak pragnęłaś gdzieś wyjść, a teraz sama robisz ciągle problemy – zaśmiał się. Jego uśmiech powalał. Nigdy nie widziałam, żeby się śmiał przy kimś innym. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, uśmiechnęłam się, czując ciepło w środku. - Tak naprawdę, to ten koncert jest dla wtajemniczonych – mrugnął, żebym mogła pojąć, o jakich „wtajemniczonych” chodzi. Doskonale już widziałam, że ci ludzie, tak milczący i dziwni, to: wampiry, wilkołaki, czarownice, elfy, kitsune czy śliczne, wyzywające nimfy.
Zarumieniłam się, napotkawszy spojrzenie jednego z pięknych elfów.
Na wysoko postawioną scenę weszło parę dziwnie ubranych osób z instrumentami. Wokalista podszedł do mikrofonu i się przywitał nieśmiało, patrząc na twarze nocnych stworów. Imagine Dragons z bliska wyglądali tak zwykle, że aż niezwykle.
Po krótkim sprawdzianie instrumentów zaczęli grać „Demons”.

I wanna hide the truth
I wanna shelter you
But with the beast inside
There's nowhere we can hide

No matter what we breed
We still are made of greed
This is my kingdom come
This is my kingdom come

When you feel my heat
Look into my eyes
It's where my demons hide
It's where my demons hide
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide
It's where my demons hide
Podeszłam do bruneta, który ze zmarszczonymi brwiami przypatrywał się wokaliście. Zacisnął usta i nie zwracał na mnie żadnej uwagi. Przyglądałam się jemu, jak on przyglądał się zespołowi.
- Imagine Dragons są tak dobrzy, że wszystko uchodzi im na sucho – szepnął, zwracając się do mnie. Wskazał palcem w ich kierunku. - Jeden z nich jest synem nimfy i czarodzieja. A te piosenki...
- Po prostu je piszą – powiedziałam, zanim skończył zdanie. - Nie stój tak! Zabaw się!
Wskazałam na tłum nastolatków i młodych dorosłych, którzy tańczyli i śmiali się radośnie. Nimfy podrywały opanowanych elfich mężczyzn, a elfki stały obok oburzone, błyszcząc swą magią. Za to wampiry miały swe ludzkie towarzyszki, z których czasem upijali łyk krwi. A lisołaki uderzały żartobliwie innych swoimi licznymi ogonami.
- Nigdy nie widziałam takich istot – zwierzyłam się wampirowi. Oboje jedyni staliśmy na uboczu ciemnego pomieszczenia. Objęłam się ramionami. - Oczywiście, w noc, podczas której zabiłeś Klaudię, widziałam ciebie, tą dziwną barmankę... Ale poza tym całe moje życie było takie normalne.
- A więc cieszysz się, że cię porwałem – uśmiechnął się, jakby wzmianka o Klaudii go nie ruszyła. Serce zabiło mi szybciej, bo mnie także to nie ruszyło. Zarumieniłam się.
Zespół skończył pierwszą piosenkę, a po chwili usłyszałam pierwsze słowa „Who we are”. Nie wiedziałam, który to dzień, która godzina, ale chciałam się znaleźć w kinie na seansie Igrzysk Śmierci. Chciałam znów mieć nudne życie i marzyć o super przygodach. Teraz zaczynałam rozumieć problemy Katniss Everdeen.
- To nie tak – odwróciłam wzrok. - Nic by mnie nie ucieszyło tak, jak powrót do domu.
I wtedy zdałam sobie sprawę, że kłamię. Moja podświadomość pragnęła, bym go nienawidziła, tak jak pragnęła, bym kochała Maksa. Ale to wszystko po fakcie okazywało się kłamstwem.
Patrzyłam na Franca, jakbym zobaczyła go po raz pierwszy w życiu.
- Coś nie tak? - zapytał podejrzliwie.
Nie odzywałam się, tylko pochłaniałam wzrokiem jego twarz, włosy, oczy. Nie wiedziałam, czemu to robię, ale nagle poczułam się znów jak pośród gwiazd, która szukała swej kochanej, samotnej duszy. Uśmiechnęłam się do niego nieco bardziej figlarnie, niż zawsze to robiłam podczas zwykłych flirtów.
Ocknęłam się i stanęłam do wampira tyłem, nim zdołałam popełnić błąd. Zamrugałam parę razy, by nie rozpłakać się. Mogłabym chociaż wreszcie poznać siebie. Wiedzieć, co robię, kim jestem. A wciąż nie wiedziałam. A z każdą chwilą wiedziałam coraz mniej...
Poczułam na ramieniu zimną dłoń. Nie poruszyłam się.
- Katerino – odezwał się surowo. - Spójrz na mnie.
Przełknęłam ślinę i odwróciłam się. Postanowiłam skryć chaos uczuć pod postacią niedostępnej i nieco chamskiej dziewczyny. Tą minę też zwykle nosiłam. Dumne spojrzenie, wyniosła postura...
Skrzywiłam się, gdy poczułam, jak zimne palce wodziły po moim ramieniu, aż zawędrowały na szyję. Franc, owszem, był niesamowicie przystojny i męski, ale wciąż nie wiedziałam, czego chcę, więc nie pomagało mi to, co on robił.
- Franc – szepnęłam, jakby głośna muzyka nie istniała. Wampir czekał, aż coś powiem, lecz milczałam i szybko struchlałam.
- Kat – odszepnął, gładząc moją twarz. - Nigdy nie byłaś słodka, nigdy nie byłaś normalna. Dlatego cię lubię.
Zbliżył się do mnie tak szybko, że dopiero po paru sekundach zrozumiałam, że mnie całował. I nie jak zwykli, szaleni od miłości nastolatkowie. Tylko jak niezwykły, szalony nocny łowca. Z jeszcze większym zdumieniem pojęłam, że odwzajemniłam namiętny pocałunek. Czułam jego miękkie, jedwabne usta i delikatną skórę na policzkach, kiedy dotknęłam ich dłonią. Znów czułam iskrzenie, prąd przepływający przez moje palce. Zapomniałam, kim jestem i co tu robię. Długo mi zajęło odparcie tego przyciągania. Znów widziałam miliardy gwiazd, które chichotały, a ja smutna i stęskniona patrzyłam na Ziemię. Musiałam być bliżej tej samotnej duszy. Samo dotknięcie nie wystarczało.

To sprawiło, że się oderwałam od niego i go spoliczkowałam.

________________________________

Taki sobie rozdział. Mam nadzieję, że następne mi się udadzą. A dla fanek romansów też coś będzie ;D Wkrótce...
Oraz chcę powiedzieć, że za niedługo historia Kat i Franca się zakończy ;)
Także chcę też przeprosić za te złączone wyrazy. Nie wiem, co jest grane.
Takie na poprawę humoru xD

4 komentarze:

  1. Jak czytałam, miałam skojarzenia ze Zmierzchem, chociaż nie o to Ci pewnie chodziło.
    Rozdział bardzo fajny. A zdecydowanie najlepszy tekst: "Niech cię diabli wezmą, razem z tym twoim ukochanym i tym knuciem!"

    OdpowiedzUsuń
  2. Wchodzisz w romans.. Dobrze ty się czujesz?!
    Mam deja vu. Byłam dzisiaj u JAGODY i przymierzała sukienkę na studniówkę i szpilki... Ma miniówkę. Jakoś mi się skojarzyło o.O

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka!

    Jezu jak ja uwielbiam tę popapraną dziewczynę! Kat jest taką wspaniałą wariatką! Genialnie opisujesz jej postać, to jak myśli o wszystkim z takim przekąsem, to jaka jest bezpośrednia i mówi to co myśli. Normalnie kocham takie bohaterki!
    Kat zawiązuje już przyjaźnie w tym domu. Można by rzec, że brata się w wrogiem. W dalszym ciągu nie mam bladego pojęcia dlaczego dziewczyna jest przetrzymywana przez Franca, ale podoba mi się, że zaczyna się odnajdować w tym miejscu.
    Spodobał mi się fragment o czuwaniu Franca, gdy dziewczyna śpi. To o odwróconej do góry nogami książce było prześmieszne! :D Ach Franc.
    Czasem i średniowiecznemu wampirowi włączają się ludzkie odruchy. Byłam szczerze zdumiona, kiedy zabrał ją na koncert, ale to było takie fajne, takie normalne. Bynajmniej jednak koncert nie był do końca normalny. Nimfy, elfy? No nieźle! Nie sądziłam, że wpleciesz do opowiadania inne ponad naturalne istoty. Sądziłam, ze na wampirach i wilkołakach się skończy. Ale to dobrze, bo będzie ciekawiej.
    W cudowny sposób opisałaś ten pocałunek! Tak! Mi, tak jak Kat włączył się chyba syndrom sztokholmski, bo chciałam żeby doszło do tego pocałunku. Bo w końcu Franc nie jest taki zły ;p

    Ściskam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm... aż brakuje mi słów aby wyrazić to co czuję po przeczytaniu tego rozdziału :) Jak dodałaś wzmiankę o Katniss Everdeen ogromny banan pojawił mi się na twarzy no ale nie o niej jest tak historia :) Kocham Kat coraz bardziej z każdym następnym rozdziałem. Jest taka zakręcona jak ja ) co tam, że znajduje się w domu pełnym nadnaturalnych istot, to taki szczególik :) Scena pocałunku bardzo ale to bardzo mnie zaskoczyła..... POZYTYWNIE oczywiście :) czekan na nexta !!!

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli masz zamiar reklamować siebie, ignorując mnie i moje posty, nie będę Twoim blogiem zainteresowana.
Dziękuję,
RosAlice.