Od czasu ataku dwóch
wilkołaków – pytałam Franca o to, czy wilkołaki są podatne na
księżyc, a on zamyślił się i po chwili powiedział, że pierwszy
raz widział wilkołaka w postaci zwierzęcia w dzień – dom był
strasznie dobrze strzeżony, a pilnowali go świetnie wykarmione
wampiry i wilkołaki oraz nic niepotrzebująca Jagoda. Z niektórymi
się zaprzyjaźniłam. Gdy lepiej poznałam Jagodę, poczułam do
niej sympatię, mimo że zamordowała brata mojego przyjaciela. Była
nierozumiana przez całą społeczność wampirzą i wilczą. Jedynie
martwy już Nate słuchał jej i potrafił ją rozbawić. Czarownica
mówiła, że był wiernym przyjacielem Franca. Jednym z pierwszych.
Co skłoniło więc Nate'a do zaatakowania mnie? A co do zamordowania
tego wampira mojego francuskiego „adoratora”?
Drugą sympatyczną osobą
był Tresh, wilkołak z krwi i kości. Był najmłodszy z wszystkich,
miał ledwie skończone siedemnaście lat. Z początku zarywał do
mnie, ale jasno powiedziałam mu, że nie jestem zainteresowana.
Potem zażartowałam, że Franc by go za to zabił. A byłam pewna,
że zrobiłby to.
- Tresh, ona ściemnia –
powiedziała wampirzyca Joanna. To ona namiętnie zlizywała krew
Francisa z swojego palca pamiętnego wieczoru. Teraz półsiedziała,
półleżała na stole, słuchając muzyki klasycznej granej przez
Mariannę na pianinie. Wydawało jej się, że jest seksowna i
pożądana.
- Grunt, że ty mówisz
prawdę – powiedziałam słodkim, lecz pełnym jadu głosem.
Ogarnęła mnie wściekłość, gdyż ona miała zwyczaj przygarniać
do siebie wszystko.
- Och, biedna, głupiutka
Katerina – szepnęła, a Tresh, który siedział obok mnie,
zesztywniał. - Nikt się tobą nie interesuje. Jesteś potrzebna
tylko do... Ach! Tylko ci najlepsi wiedzą wszystko, a ty na zawsze
pozostaniesz w niewiedzy. Uwielbiam patrzeć, jak chełpisz się
uwielbieniem Franca, kiedy prawda jest zupełnie inna! Haha!
Poderwałam się z sofy,
na której zwykłam siedzieć. Tresh zrobił to samo, choć nie
wiedziałam czemu. Nie zaatakowałabym tej jędzy, a nawet gdybym to
zrobiła, to mnie trzeba by było ratować. Może dlatego i on wstał.
- Powiem ci jedno –
syknęłam. - Niech cię diabli wezmą, razem z tym twoim ukochanym i
tym knuciem! Gdzieś mam to, czy przeżyję tą pełnię, która
nastąpi za trzy tygodnie!
I w tym momencie coś
wpadło mi do głowy. Uśmiechnęłam się, nie ukrywając tego.
- Och, jakże mi ulżyło!
A teraz, jeśli pozwolicie, pójdę do swojego pokoju.
Joanna odwróciła twarz,
ale zdążyłam zobaczyć jej oburzenie.
Moim pokojem był teraz
pokój Franca. Nie mogłabym wrócić do poprzedniego, ze względu na
żabojada, który bał się, że następnym razem inny potwór
zakradnie się i mnie porwie. Tak więc co noc musiał mnie ktoś
obserwować i spać w tym samym pokoju. Franc pozwalał na to jedynie
Jagodzie, a czasem gdy ona nie mogła, to sam trzymał wartę.
Siedział raz na pufie i udawał, że czyta w ciemności książkę,
ale czułam jego hebanowe oczy na sobie. Przez to wszystko zaczęło
mnie wkurzać. Cisza, spokój, światło przechodzące przez szparę
pod drzwiami, kroki tłumione przez dywan na korytarzu, ciche śpiewy,
chichoty.
- Mógłbyś przestać? -
warknęłam pewnego wieczoru. Minął wtedy piętnasty dzień, od
kiedy się tu znalazłam.
- Co przestać? - spytał,
odkładając książkę, którą dziwnym trafem czytał do góry
nogami.
- To całe niańczenie
się mną – jęknęłam i usiadłam na łóżku. - Wszystko mnie
wkurza, kiedy tak tu siedzisz i mnie obserwujesz. Skąd mam wiedzieć,
że jak zasnę, to nie skrzywdzisz mnie? Ta cała twoja Joanna cały
czas powtarza, że czekacie tylko, aż COŚ się stanie. Chodzi wam o
pełnię? - zapytałam, kiedy widziałam mimo ciemności, jak mina
Franca rzednie. - Mam czas do pełni?
- Nie mogę ci
powiedzieć. Wiedz tylko, żebyś cieszyła się każdą sekundą
życia, którą ci zagwarantowałem – szepnął.
- Jak mam się cieszyć,
kiedy siedzę w jednym miejscu przez długi, długi czas? Mógłbyś
mnie puścić gdzieś...
Franc zacisnął usta, a
jego oczy zmieniły się w dwa małe węgliki. Zerknął na mnie i
uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Od dwóch dni
planowałem ci to powiedzieć – zaczął, zaciekawiając mnie. -
Niedaleko jest koncert Imagine Dragons, a z piosenek znajdujących
się w twoim telefonie wywnioskowałem, że ich lubisz.
- I to jak! - pisnęłam.
Patrzyłam na wampira bez mrugnięcia okiem. Byłam zszokowana. -
Kiedy będzie ten koncert?
- Za godzinę – szepnął
zmieszany.
I tak krótko wyjaśniłam,
co się działo przez ostatnie dni. Ach! Łukasz często mnie
odwiedzał i sprawdzał moje zdrowie fizyczne i psychiczne. Jednak
już nie pamiętał, że tutejsi ludzi to wampiry, a ja jestem ich
więźniem. Ale to już nieważne.
W tym momencie siedziałam
w samochodzie Franca. Był obok mnie, więc byłam niezwykle
onieśmielona. Wyjęłam dłoń z kieszeni kurtki i zaczęłam
grzebać przy radiu. Po setnej mojej próbie, Francuz zlitował się
nade mną i przy jednym kliknięciu guzika włączył urządzenie.
- Nienawidzę technologii
– skwitowałam, wiercąc się teraz na siedzeniu. Naciągałam
przykrótką spódniczkę mini, którą dostałam od Jagody. Nie
wiem, czemu chciała, żebym się tak wystroiła. Krępowało mnie to
tej nocy.
- Nie możesz usiedzieć
na miejscu? - jęknął, patrząc na drogę. Spojrzałam na niego
wymownie, ale już więcej się nie poruszyłam. Z radia dochodziła
piosenka „Spectrum” Zedd, więc uspokojona patrzyłam za okno i
marzyłam, że poczuję wreszcie wolność.
Mój kierowca rozpędził
się na autostradzie. Przebył więc drogę o wiele szybciej, niż
wcześniej kalkulował. W jakiś nieokreślony czas znaleźliśmy się
pod wielkim budynkiem z dziwnym, zapleśniałym szyldem. Jakimś
cudem na zatłoczonym parkingu znalazło się jedno wolne miejsce
niedaleko wejścia.
Kiedy Franc zatrzymał
się, ja siedziałam jak strusia na swoim miejscu i obgryzałam
paznokcie. Korciło mnie, żeby uciec, ale facet jasno powiedział,
że mnie dogoni, więc najlepiej, żebym czekała, aż on otworzy mi
drzwi.
I zrobił to. Jak
prawdziwy wampirzy dżentelmen. W sumie urodził się w
średniowieczu, kiedy była moda na rycerstwo. Wpatrywałam się w
jego szlachetną twarz, kiedy pojawiła się wraz z pomocną dłonią.
Zachwycały mnie jego łagodne rysy i te wiecznie dziecięce oczy w
różnych odcieniach brązu, a czasem błękitu.
Gdy dotknęłam jego
ręki, naelektryzowało mnie. Zdziwiona zignorowałam to i wyszłam z
trudem z sportowego samochodu. Kiedy stałam stabilnie na wysokich
szpilkach Jagody, Franc zamknął drzwi i zablokował auto.
Bez słowa wskazał
dłonią bym szła pierwsza, a ja zachichotałam nerwowo i niezbyt
radośnie. Naciągnęłam znowu spódniczkę i ruszyłam w stronę
budynku.
- Nie sądzisz, że jest
dziwnie pusto? - zagadnęłam go, nie widząc żywej duszy na
ulicach. Franc milczał. Nie odwróciłam się, by na niego spojrzeć.
Szłam przed siebie, podekscytowana.
Poruszaliśmy się długo
i w zupełnej ciszy. Teraz myślałam, że za daleko zaparkował.
Czułam się nieswojo, kiedy on był za mną zaledwie krok dalej.
Wydawało mi się, że poczułam na skórze jego chłodny oddech.
Ta cisza i to zimne,
nocne powietrze pozwoliło mi wreszcie normalnie myśleć. Jak
mogłam go zaczynać lubić?, głowiłam się, a strach zaczął
nade mną panować. Jak mogłam poczuć sympatię do Jagody?
Dlaczego z nimi wszystkimi rozmawiałam? Każdy z nich zamordowałam
co najmniej jedną osobę! A ja potencjalnie jestem ich
następną ofiarą!
- Kat? - odezwał się
piękny głos. Franc nazwał mnie „Kat” pierwszy raz, jak mi się
wydawało. - Coś się stało?
- Nie, nic się nie stało
– odpowiedziałam szybko. Zbyt szybko.
Rozejrzałam się i z
trudem orientowałam się, gdzie jestem. Wejście do klubu było
zaniedbane i rozwalone, a pierwsze sale były ruiną. Prowadzona,
trafiłam do wielkiej, królewskiej sali nieprzypominającej żadnych
z klubów.
W środku tłoczyło się
mnóstwo ludzi.
- To to? - zapytałam
zdziwiona. Owszem, ludzi było mnóstwo, ale czułam dziwną
atmosferę. Początkowo patrzyłam na tajemnicze osoby i nie
zauważałam żadnych wizualnych różnic.
Brunet pokręcił głową
zrezygnowany.
- Tak pragnęłaś gdzieś
wyjść, a teraz sama robisz ciągle problemy – zaśmiał się.
Jego uśmiech powalał. Nigdy nie widziałam, żeby się śmiał przy
kimś innym. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, uśmiechnęłam się,
czując ciepło w środku. - Tak naprawdę, to ten koncert jest dla
wtajemniczonych – mrugnął, żebym mogła pojąć, o jakich
„wtajemniczonych” chodzi. Doskonale już widziałam, że ci
ludzie, tak milczący i dziwni, to: wampiry, wilkołaki, czarownice,
elfy, kitsune czy śliczne, wyzywające nimfy.
Zarumieniłam się,
napotkawszy spojrzenie jednego z pięknych elfów.
Na wysoko postawioną
scenę weszło parę dziwnie ubranych osób z instrumentami.
Wokalista podszedł do mikrofonu i się przywitał nieśmiało,
patrząc na twarze nocnych stworów. Imagine Dragons z bliska
wyglądali tak zwykle, że aż niezwykle.
Po krótkim sprawdzianie
instrumentów zaczęli grać „Demons”.
I
wanna hide the truth
I wanna shelter you
But with the beast inside
There's nowhere we can hide
No matter what we breed
We still are made of greed
This is my kingdom come
This is my kingdom come
When you feel my heat
Look into my eyes
It's where my demons hide
It's where my demons hide
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide
It's where my demons hide
I wanna shelter you
But with the beast inside
There's nowhere we can hide
No matter what we breed
We still are made of greed
This is my kingdom come
This is my kingdom come
When you feel my heat
Look into my eyes
It's where my demons hide
It's where my demons hide
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide
It's where my demons hide
Podeszłam do bruneta,
który ze zmarszczonymi brwiami przypatrywał się wokaliście.
Zacisnął usta i nie zwracał na mnie żadnej uwagi. Przyglądałam
się jemu, jak on przyglądał się zespołowi.
- Imagine Dragons są tak
dobrzy, że wszystko uchodzi im na sucho – szepnął, zwracając
się do mnie. Wskazał palcem w ich kierunku. - Jeden z nich jest
synem nimfy i czarodzieja. A te piosenki...
- Po prostu je piszą –
powiedziałam, zanim skończył zdanie. - Nie stój tak! Zabaw się!
Wskazałam na tłum
nastolatków i młodych dorosłych, którzy tańczyli i śmiali się
radośnie. Nimfy podrywały opanowanych elfich mężczyzn, a elfki
stały obok oburzone, błyszcząc swą magią. Za to wampiry miały
swe ludzkie towarzyszki, z których czasem upijali łyk krwi. A
lisołaki uderzały żartobliwie innych swoimi licznymi ogonami.
- Nigdy nie widziałam
takich istot – zwierzyłam się wampirowi. Oboje jedyni staliśmy
na uboczu ciemnego pomieszczenia. Objęłam się ramionami. -
Oczywiście, w noc, podczas której zabiłeś Klaudię, widziałam
ciebie, tą dziwną barmankę... Ale poza tym całe moje życie było
takie normalne.
- A więc cieszysz się,
że cię porwałem – uśmiechnął się, jakby wzmianka o Klaudii
go nie ruszyła. Serce zabiło mi szybciej, bo mnie także to nie
ruszyło. Zarumieniłam się.
Zespół skończył
pierwszą piosenkę, a po chwili usłyszałam pierwsze słowa „Who
we are”. Nie wiedziałam, który to dzień, która godzina, ale
chciałam się znaleźć w kinie na seansie Igrzysk Śmierci.
Chciałam znów mieć nudne życie i marzyć o super przygodach.
Teraz zaczynałam rozumieć problemy Katniss Everdeen.
- To nie tak –
odwróciłam wzrok. - Nic by mnie nie ucieszyło tak, jak powrót do
domu.
I wtedy zdałam sobie
sprawę, że kłamię. Moja podświadomość pragnęła, bym go
nienawidziła, tak jak pragnęła, bym kochała Maksa. Ale to
wszystko po fakcie okazywało się kłamstwem.
Patrzyłam na Franca,
jakbym zobaczyła go po raz pierwszy w życiu.
- Coś nie tak? - zapytał
podejrzliwie.
Nie odzywałam się,
tylko pochłaniałam wzrokiem jego twarz, włosy, oczy. Nie
wiedziałam, czemu to robię, ale nagle poczułam się znów jak
pośród gwiazd, która szukała swej kochanej, samotnej duszy.
Uśmiechnęłam się do niego nieco bardziej figlarnie, niż zawsze
to robiłam podczas zwykłych flirtów.
Ocknęłam się i
stanęłam do wampira tyłem, nim zdołałam popełnić błąd.
Zamrugałam parę razy, by nie rozpłakać się. Mogłabym chociaż
wreszcie poznać siebie. Wiedzieć, co robię, kim jestem. A wciąż
nie wiedziałam. A z każdą chwilą wiedziałam coraz mniej...
Poczułam na ramieniu
zimną dłoń. Nie poruszyłam się.
- Katerino – odezwał
się surowo. - Spójrz na mnie.
Przełknęłam ślinę i
odwróciłam się. Postanowiłam skryć chaos uczuć pod postacią
niedostępnej i nieco chamskiej dziewczyny. Tą minę też zwykle
nosiłam. Dumne spojrzenie, wyniosła postura...
Skrzywiłam się, gdy
poczułam, jak zimne palce wodziły po moim ramieniu, aż zawędrowały
na szyję. Franc, owszem, był niesamowicie przystojny i męski, ale
wciąż nie wiedziałam, czego chcę, więc nie pomagało mi to, co
on robił.
- Franc – szepnęłam,
jakby głośna muzyka nie istniała. Wampir czekał, aż coś powiem,
lecz milczałam i szybko struchlałam.
- Kat – odszepnął,
gładząc moją twarz. - Nigdy nie byłaś słodka, nigdy nie byłaś
normalna. Dlatego cię lubię.
Zbliżył się do mnie
tak szybko, że dopiero po paru sekundach zrozumiałam, że mnie
całował. I nie jak zwykli, szaleni od miłości nastolatkowie.
Tylko jak niezwykły, szalony nocny łowca. Z jeszcze większym
zdumieniem pojęłam, że odwzajemniłam namiętny pocałunek. Czułam
jego miękkie, jedwabne usta i delikatną skórę na policzkach,
kiedy dotknęłam ich dłonią. Znów czułam iskrzenie, prąd
przepływający przez moje palce. Zapomniałam, kim jestem i co tu
robię. Długo mi zajęło odparcie tego przyciągania. Znów
widziałam miliardy gwiazd, które chichotały, a ja smutna i
stęskniona patrzyłam na Ziemię. Musiałam być bliżej tej
samotnej duszy. Samo dotknięcie nie wystarczało.
To sprawiło, że się
oderwałam od niego i go spoliczkowałam.
________________________________
Taki sobie rozdział. Mam nadzieję, że następne mi się udadzą. A dla fanek romansów też coś będzie ;D Wkrótce...
Oraz chcę powiedzieć, że za niedługo historia Kat i Franca się zakończy ;)
Także chcę też przeprosić za te złączone wyrazy. Nie wiem, co jest grane.
Także chcę też przeprosić za te złączone wyrazy. Nie wiem, co jest grane.
Takie na poprawę humoru xD
Jak czytałam, miałam skojarzenia ze Zmierzchem, chociaż nie o to Ci pewnie chodziło.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny. A zdecydowanie najlepszy tekst: "Niech cię diabli wezmą, razem z tym twoim ukochanym i tym knuciem!"
Wchodzisz w romans.. Dobrze ty się czujesz?!
OdpowiedzUsuńMam deja vu. Byłam dzisiaj u JAGODY i przymierzała sukienkę na studniówkę i szpilki... Ma miniówkę. Jakoś mi się skojarzyło o.O
Hejka!
OdpowiedzUsuńJezu jak ja uwielbiam tę popapraną dziewczynę! Kat jest taką wspaniałą wariatką! Genialnie opisujesz jej postać, to jak myśli o wszystkim z takim przekąsem, to jaka jest bezpośrednia i mówi to co myśli. Normalnie kocham takie bohaterki!
Kat zawiązuje już przyjaźnie w tym domu. Można by rzec, że brata się w wrogiem. W dalszym ciągu nie mam bladego pojęcia dlaczego dziewczyna jest przetrzymywana przez Franca, ale podoba mi się, że zaczyna się odnajdować w tym miejscu.
Spodobał mi się fragment o czuwaniu Franca, gdy dziewczyna śpi. To o odwróconej do góry nogami książce było prześmieszne! :D Ach Franc.
Czasem i średniowiecznemu wampirowi włączają się ludzkie odruchy. Byłam szczerze zdumiona, kiedy zabrał ją na koncert, ale to było takie fajne, takie normalne. Bynajmniej jednak koncert nie był do końca normalny. Nimfy, elfy? No nieźle! Nie sądziłam, że wpleciesz do opowiadania inne ponad naturalne istoty. Sądziłam, ze na wampirach i wilkołakach się skończy. Ale to dobrze, bo będzie ciekawiej.
W cudowny sposób opisałaś ten pocałunek! Tak! Mi, tak jak Kat włączył się chyba syndrom sztokholmski, bo chciałam żeby doszło do tego pocałunku. Bo w końcu Franc nie jest taki zły ;p
Ściskam gorąco!
Hm... aż brakuje mi słów aby wyrazić to co czuję po przeczytaniu tego rozdziału :) Jak dodałaś wzmiankę o Katniss Everdeen ogromny banan pojawił mi się na twarzy no ale nie o niej jest tak historia :) Kocham Kat coraz bardziej z każdym następnym rozdziałem. Jest taka zakręcona jak ja ) co tam, że znajduje się w domu pełnym nadnaturalnych istot, to taki szczególik :) Scena pocałunku bardzo ale to bardzo mnie zaskoczyła..... POZYTYWNIE oczywiście :) czekan na nexta !!!
OdpowiedzUsuń