30 stycznia 2014

Rozdział 7. Gniew.

Zanim znaleźliśmy się przy leśnej willi wampirów, Jagoda wyskoczyła z domu i rzuciła się na mnie. Wyglądała na przygnębioną i zatroskaną.
- Myślałam, że cię zabił – wyznała. Kiedy uwolniłam się z jej objęć, dziewczyna mogła zobaczyć moją minę. - Już wyjaśniam. W zwierciadle ujrzałam ciebie i Franca... - zarumieniła się, gdy to mówiła, gdyż ów mężczyzna stał obok i czekał, aż wejdę do środka. Wiedziałam, co widziała. Mnie i jego w długim, romantycznym pocałunku, a wokół nas różne mistyczne istoty i amerykański zespół grający w tle. - No i spoliczkowałaś go. I na tym się urwało. A ty, Francis, mógłbyś być kiedyś normalny, a nie wykorzystywać dziewczynę! Doskonale wiesz, że cię spoliczkuje, cokolwiek byś zrobił, ale nie! Przez cały ten czas umierałam z nerwów! Oboje jesteście nienormalni!
Prychnęłam, zerkając na wampira. Patrzył na mnie tak, że nie potrafiłam niczego odczytać. Żadnych uczuć, emocji. Zrobiło mi się strasznie przykro i poczułam, że pieką mnie oczy.
- Mogę pójść do swojego, skopiowanego pokoju? - spytałam łamiącym się głosem.
Jagoda jęknęła współczująco i wstawiła się za mną. Ona potrafiła kontrolować Franca, bo ten szybko się zgodził. W jego głosie wyczułam obojętność do mnie oraz jakąś ulgę. To mnie rozgniewało.
Tak pogrywamy, co?, pomyślałam wkurzona. Najpierw się do mnie kleisz, a teraz czujesz ulgę, że jestem daleko?
Dziwnie się poczułam, kiedy przyszło mi do głowy, że mężczyzna jest tak pokręcony jak ja. Nie wie, czego chce. Kiedy tak na niego patrzyłam, nie wydawało mi się, żeby taki był. Stał wyprostowany z uniesioną głową i bystrym, pewnym spojrzeniem. Taka osoba wiedziała, czego chce. Znała swoją wartość.
Dlaczego ja taka nie byłam? Zawsze zgrywałam laskę, która niczego się nie boi, jest beztroska i nie ma sumienia. To dlatego byłam taka pożądana, dlatego wszystkie dziewczyny mnie nienawidziły. Ja siebie samą też nienawidziłam.
Moja nowa przyjaciółka zaprowadziła mnie do sypialni, którą nawet polubiłam. Pokój był obcy, ale czułam, jak ktoś starał się mnie zrozumieć, dekorując to miejsce. Wiedziałam, że tej osobie na pewno się nie udało.
Pomaszerowałam do pamiętnika i zaczęłam tam gniewnie pisać o dzisiejszym dniu. Cierpliwie brnęłam przez wspomnienia o Joannie, potem o pilnowaniu mnie przez dziwnych wilkołaków, a na końcu o koncercie, z którego, jak się okazało, nic nie pamiętam. Przez egoistę Franca nie miałam sekundy do nacieszenia się muzyką.
Nieustannie wędrowałam po pokoju, dotykałam mebli, gładziłam fałdy na łóżku, poukładałam książki według autorów. Wzdychałam wściekła.
I tak spędziłam półtora tygodnia.
Pewnej nocy położyłam się na dywanie, czując miłe łaskotanie włosków na mojej skórze. Zamknęłam oczy i po prostu nie myślałam. Chciałam odetchnąć, uspokoić się. Ale im bardziej tego chciałam, tym mniej opierałam się myślom. Umysł przypomniał mi twarz Anastazji, Maksa...
Wstałam jak oparzona. Nie mogłam tu dłużej być. Wzięłam pod pachę pamiętnik i zeszłam na parter. Ubrana byłam w krótką, letnią sukienkę – prezent od Franca, który znów próbował wkraść mi się w łaski.
Zachowywałam się cicho i ostrożnie. Po drodze słyszałam jakieś głosy w innych pokojach, a gdy przeszukałam salon i kuchnię, oba pomieszczenia były puste. To dodało mi odwagi. Przybliżyłam się do drzwi, powoli je otwarłam i zniknęłam za nimi.
Noc była ponura i wszędzie wyczuwałam napięcie. Nie bałam się jednak, czując, że mój anioł stróż w postaci Franca znów cudem mnie ocali, jak zwykł to robić.
Zrobiłam parę kroków i zerknęłam przez ramię na wspaniałą willę, kiedy pomyślałam, że już tutaj nie wrócę. Mrugnęłam, pozwalając łzom spłynąć na zimne policzka. Tęskniłabym za Jagodą, Treshem i innymi. Nawet czułam ukłucie w sercu na myśl o Francu. Ale nie chciałam tam siedzieć.
Przemierzyłam cały las, ale nie potrafiłam odnaleźć końca. Dziwiło mnie to, bo był to las zwany często Małym Lasem. Miał jedynie parę hektarów. Grzybiarze mówili, że się tam wchodzi i wychodzi w ciągu paru minut. A tej nocy miejsce było dziesięciokroć większe.
Wydawało mi się, że po godzinie ktoś krzyczał moje imię. Odwróciłam się i wytężałam wzrok i słuch. Przypomniała mi się jedna sytuacja. Jako dziesięciolatka zgubiłam się w wielkiej galerii handlowej. Jakimś cudem utknęłam na klatce schodowej, a wszystkie drzwi mogły być otwierane jedynie od zewnątrz. Biegałam na wszystkie piętra, a gdy znalazłam szklane zamknięte wyjście, waliłam w nie jak szalona i krzyczałam. Byłam jednak na tyle opanowana, że nie płakałam. Potem dalej biegałam w górę i na dół, aż nagle zjawił się młody mężczyzna, który podał mi rękę i uwolnił mnie z klatki. Byłam onieśmielona jak zawsze, gdy spotykałam kogoś od siebie starszego. Kiedy zamknęły się drzwi, które blokowały mi wyjście z niemożliwej pułapki, dorosłego już nie było. Wszędzie słyszałam wykrzykiwanie mojego imienia, ale ja szukałam pana, który jedyny wiedział, gdzie jestem. Jedyny, który mnie uratował. A ja nie wiedziałam, kim on jest. Wydawało mi się, że zdołałam zauważyć jagnięce oczy.
Zatrzymałam się. Myśli kotłowało się w mojej głowie. Zazdrościłam postaciom z Harry'ego Pottera, że mieli swoją myślodsiewnię. Pewnie potem czuli się wiele lepiej.
Próbowałam zawrócić, ale należałam do tych osób, które prawie w ogóle nie orientowały się w terenie. Rozglądałam się, szukając wielkiego, grubego drzewa, którego jeszcze przed chwilą mijałam. Nigdzie tego nie było, więc byłam nieco oszołomiona.
Poczułam, jak ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się, ale nikogo nie było. Skonsternowałam się.
- Halo? - krzyknęłam, drżąc od zimna, które mnie nagle dopadło. - Chyba mi się... Aaa!
Przede mną stał Maks w całej swojej okazałości. Był wyższy, niż ten, którego pamiętałam. Uśmiechnął się w znany mi sposób. Był tak nieziemsko przystojny, aż zaczęłam się zastanawiać, czy to naprawdę on. Teraz, kiedy nie było rzeczy, których nie widziałam, mogłabym uwierzyć w większość bzdur.
- Maks! - przytuliłam się do niego szczęśliwa. Jakie to szczęście było spotkać najlepszego przyjaciela.
Chłopak miał strasznie gorącą skórę. Miałam wrażenie, że dymił się. Wiodłam palcem po jego przedramieniu, na którym zauważyłam bliznę w kształcie półksiężyca. Miało to nierówne brzegi. Gdy to dotknęłam, ujrzałam znaną mi twarz z wampirzymi błękitnymi oczami. To był ktoś, kogo kochałam i nienawidziłam. Ktoś, kto mnie uratował.
Odsunęłam się od milczącego szatyna. Maks zaciskał wargi i patrzył na mnie gniewnie. Otwarłam oczy szerzej w przerażeniu. Zdrajca chwycił mnie za gardło i uniósł wysoko. Ukazał mi swoje wilcze kły podczas długiego warczenia.
- Mój brat, ty suko! - ryknął i rzucił mną daleko przed siebie. Gruchnęłam z impetem w jakiejś drzewo i poleciałam jak marionetka na ziemię. Zanim spróbowałam wstać, chłopak ponowił czynność. Czułam, jak wewnątrz krwawię i jak plecy mnie strasznie bolały.
- Poszliśmy cię ocalić! - warczał. - A ty zbratałaś się z mordercą! Przez ciebie mój brat zginął!
Kiedy jeszcze mnie cisnął gdzieś, poleciałam na ściółkę leśną, która słabo zamortyzowała upadek oraz jeszcze bardziej mnie podrapała.
- Nie – wykrztusiłam. - Chciałam go ocalić... To on...
Ale przemawianie do rozumu rozżalonej osobie, to jak rzucanie grochem o ścianę. Osobnik mruczał pod nosem gniewnie, a potem spojrzał na mnie ze wzrokiem psychopaty. Uśmiechnął się i uderzył mnie po raz ostatni. Straciłam przytomność.

Obudziłam się niewiele później. Ktoś niósł mnie na silnych ramionach, ale nie otwierałam oczu. Strach przemógł inne cechy, które we mnie teraz milczały.
Słyszałam kroki odbijające się od żwiru, piachu i drobnych kamieni, więc uznałam, że jesteśmy wciąż w lesie. Może nawet niedaleko miejsc, w którym mnie zaatakowano. Porywacz musiał być Maksem.
Nagle znaleźliśmy się przed domem. Otwarto nam drzwi i chłopak wniósł mnie do środka, położył na podłodze. Usłyszałam szept:
- Chyba śpi, ale to cwaniara pewnie jest – mówił mężczyzna. Więc nie był to mój dawny przyjaciel. Zastanawiało mnie, co się z nim stało. - Ale bardzo łatwo ją załatwiłem, choć mówiłaś, że będzie ciężko.
- Och, stul dziób, idioto – warknęła dziewczyna. Klaudia. Z trudem utrzymywałam opadnięte powieki. - Tak, ona jest cwana i tyle powinieneś wiedzieć. Wysłaliście posłańca? - zwróciła się do tyłu. Odpowiedziały jej pomruki. - Więc dobrze, wszystko idzie zgodnie z planem. Tylko trzeba chwilę poczekać.
Zapadło długie milczenie, które pogarszało moją sytuację. Gdy rozmawiali, było mi wygodniej leżeć i udawać nieprzytomną, ale w tej chwili już nie było tak przyjemnie. Żeby odciągnąć swoje myśli od tych pogarszających wszystko, zaczęłam planować jak i próbowałam zrozumieć, co się dzieje. Czyli tamten Maks nie był tym moim przyjacielem? Kim był posłaniec? Do kogo poszedł? Co ze mną będzie?
Z każdym oddechem przychodziły następne niewypowiedziane na głos pytania. Czy dziś jest pełnia? Co Klaudia tu robi? Czy to jest jeden, wielki i szalony sen? Śniło mi się kiedyś coś podobnego, ale nie sądzę, że nagle skądś wyskoczy wielka palma i zatańczy hula.
Usłyszałam stukot szpilek blondynki. Dziewczyna zatrzymała się tuż przed moim nosem i kucnęła, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. Wiatr głaszczący mnie po policzku dostarczył mi tą wiadomość. Poczułam jej zimne palce na policzku, szyi, a potem na powiekach.
- Śpisz, kochana? - zapytała, potem wstała. Kopnęła mnie z całej siły, tak że otwarłam oczy z zaskoczenia. Straciłam prawie całe powietrze z płuc. Wszystko zaczęło mnie ponownie boleć. Spojrzałam na przeciwniczkę z wrogością.
Kątem oka zauważyłam, że znalazłam się w opuszczonej fabryce. To pomieszczenie musiało służyć właścicielom, bo było stosunkowo małe i najmniej zniszczone. Wszystkie ściany były jednolicie szare i zamiast okna była dziura.
Z każdej strony czułam dziwną tkaninę, która jak wąż ciągnęła się po moim ciele. Po chwili pojęłam, że to grube liny splatają moje ręce. Były misternie zrobione i wyglądały na niezniszczalne. Przełknęłam ślinę i wbiłam wzrok na długonogą ślicznotkę stojącą przede mną. Stała na wysokich szpilkach oraz miała niesamowitą, czarną sukienkę. Wyglądała seksownie, i taka przecież była. To za nią oglądała się większość mężczyzn, których ona spotkała. To dla niej rzuciło mnie z czterech chłopaków.
Dziś, pierwszy raz w życiu, nie zirytowałam się na tą myśl. Kiedy na nią patrzyłam, zastanawiało mnie tylko to, jak ona wykiwała policję i rodzinę.
- Czemu ty jeszcze żyjesz? - syknęłam, chcąc ją zmusić do wyznania sekretu.
- Dobre pytanie, co? - Klaudia uśmiechnęła się z pogardą i dumą. - Może poczekamy, aż zjawi się twój kochanek? Lub dwóch...
Nagle ktoś kopniakiem wyważył drzwi. Odwróciłam głowę w tę stronę. Poczułam swoje włosy w usta, ale mało mnie to obchodziło. Zdziwiłam się na widok chłopaka, którego nie miało tu być.
Był tu Franc i... Maks. To widok tego ostatniego mnie zdziwił, dlatego mimo niebezpieczeństwa krzyknęłam do niego z czystej głupoty:
- Uciekaj, Maks! Ale to już! - zarządziłam jak starsza siostra. On przekręcił głową nieznaczne i wbił wzrok w punkt położony po jego lewej stronie.
- A ty, Kat? - warknął Franc. - Coś ty narobiła znowu?
Nie odpowiedziałam, z trudem przeniosłam spojrzenie na wampira. Był w szarym garniturze i wyglądał lepiej niż zawsze. Był spokojny a kiedy zwrócił uwagę na blondynkę, w ogóle się nie zdziwił. W jego oczach widziałam coś, co przewidywało kłopoty. Czułam, że znów mnie uratuje, ale tym razem w oczach miał i smutek. Bynajmniej nie co do Klaudii, bo już zdążyłam go poznać.

- Ty powinnaś być martwa. Zabiłem cię.

-------------------------

Coraz mi gorzej wychodzi (moim zdaniem) to opowiadanie. Nie mam motywacji, chyba więc zacznę pisać coś dla siebie i tylko dla siebie. Jeszcze nie mam pojęcia. Zakończę Zakładniczkę, dodam potem opowiadanie dla przyjaciółki z okazji jej urodzin (fani Igrzysk Śmierci, BTR'u i Tajemnic Domu Anubisa się uradują).
A tutaj parę gifów z bohaterami ;)
Klaudia:
Maks:

3 komentarze:

  1. Nie żeby coś ale pragnę coś zauważyć. U mnie w każdej notce się całują, a u ciebie w każdej notce Kat traci przytomność xD
    Przez półtora tygodnia Kat układała książki według autorów? To ile ona tych książek miała? xD
    Jestem debilem.. Przez chwilę nie skojarzyłam, że to ja jestem tą twoją przyjaciółką xD
    A propo twojego komentarza u mnie.. Tylko ty rządziłaś moim opowiadaniem !

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje ulubione:
    "- Czemu ty jeszcze żyjesz?
    - Dobre pytanie, co?" O matko... Rozdział świetny. Czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka Kochana!

    Co to za bzdury, że opowiadanie wychodzi Ci coraz gorzej? Nonsens! Mnie się wydaje że z każdym rozdziałem jest coraz lepsze. Kocham tę Twoją tajemniczość i popapraństwo Kat :D
    Bardzo lubię postać Jagody. Nie wiem czemu, ale przypomina mi trochę Alice ze "Zmierzchu". Nie tlko dlatego, że umie przewidywać przyszłość, ale również przez tę jej spontaniczność. Bardzo fajna postać.
    W końcu Kat znalazła kogoś bardziej pokręconego (czytaj popapranego) niż ona. Może dlatego tak ciągnie ją do Franca. W końcu swój rozpozna swego. Jestem ciekawa jak potoczą się losy tej dwójki.
    To z Maksem mnie zdziwiło serio. Więc jednak jest wilkołakiem. W dodatku obwinia Kat o śmierć brata. A gdzie się podziała jego bezgraniczna miłość? Hmmm, nie spodobał mi się Maks w tym rozdziale.
    No i Klaudia żyje! Ale jak? Gdzie? Kiedy? Ja również jestem bardzo ciekawa jak to możliwe.
    Czekam na kolejny rozdział!
    A i mój ulubiony cytat tego rozdziału: "Mogę pójść do swojego, skopiowanego pokoju?"

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli masz zamiar reklamować siebie, ignorując mnie i moje posty, nie będę Twoim blogiem zainteresowana.
Dziękuję,
RosAlice.